– Na pewno szybko się zaaklimatyzujesz,
kochanie. – Mama była bliska płaczu, mimo troskliwego uśmiechu.
Ucałowałem jej policzek i jeszcze raz przytuliłem. Ojciec poklepał mnie po
ramieniu.
– Bądź dzielny, pisz często, bo twoja
matka nie da mi spokoju. – Uśmiechnął się szczerze. Przytaknąłem i
wskoczyłem do wagonu. Obejrzałem się i pomachałem do nich po raz ostatni w tym
roku.
Pierwszy dzień szkoły, kiedy wydaje ci
się, że wszyscy gapią się na ciebie, wyśmiewając porozciągany sweter. Ta nagła
samodzielność wciąż nieco mnie przerażała. A przecież to nic takiego. Szkoła,
książki i prace domowe – przepadam za tym. Zresztą obiecałem sobie,
że tym razem znajdę kolegów, nie będę chował głowy w piasek i wreszcie „zaaklimatyzuję się w społeczeństwie”, jak to zwykła mawiać mama.
Mimo tych optymistycznych planów na
przyszłość, wkrótce byłem zmuszony przeanalizować problem pełnego już pociągu.
Liczyłem na to, że znajdę dla siebie jakiś wolny przedział, ale w każdym ktoś już
siedział. Niepewnie odgarnąłem włosy za ucho, przygryzając wargę. No, Remus, rusz
się, przecież nikt cię tu nie zje.
Westchnąłem ciężko i otworzyłem jeden z
przedziałów, w którym siedziało trzech chłopców. Na mój widok jeden z nich
poprawił okulary.
Był trochę wyższy ode mnie, chociaż
wzrostu mogły mu dodawać ułożone w nieładzie włosy, opadające po części na
bystre oczy. Mimo deszczowej pogody miał na sobie fioletowy top z
powyciąganymi ramiączkami i soczyście cytrynową podkoszulkę. Poobcierane dżinsy
podwinął niechlujnie, tak by każdy mógł zobaczyć kolorowe skarpety. W uchu miał
kilka kolczyków, które zostały połączone łańcuszkiem.
Drugi – mały i
pucołowaty – wpatrywał we mnie wielkie ślepia. Za sprawą jego blond
loków wyglądał jak kupidynek. Miał na sobie kremowy płaszcz, z którego zwisał
wypłowiały szalik w paski. Siedział najbliżej okularnika.
Po drugiej stronie na siedzeniach rozłożył się białowłosy chłopak. Jego twarz nie była już tak dziecinna, jak
pozostałych. Kocie oczy przeszyły mnie na wylot, ale chwilę później jego usta
przyozdobił uśmiech. Długie włosy opadały na ciemną tapicerkę, przelewając się
przez jego ramiona. Nosił granatową, niedopiętą u góry koszulę i czarne spodnie.
Zrozumiałem, że przypatruję się im już od
dłuższego czasu i krew dopłynęła mi do twarzy. Lekko spuściłem głowę.
– Wszędzie taki tłok.
Mógłbym…? – Instynktownie spojrzałem na chłopaka, który wydał mi
się najstarszy. Wskazał dłonią miejsce obok siebie, uśmiechając się.
– Nie krępuj się, mały. Nowy,
co? – spytał, gdy już usiadłem.
– Aż tak to
widać? – zaśmiałem się niepewnie. Uśmiechnął się tylko z odrobiną pobłażania w oczach.
– Jestem William, z Gryffindoru. To
już mój trzeci rok. – Podał mi dłoń, którą
uścisnąłem. – James i Peter są nowi, jak ty. – Wskazał na chłopaków naprzeciw mnie.
Twarz okularnika diametralnie się zmieniła,
gdy nagle wyszczerzył zęby i przesiadł obok mnie.
– A ty? Masz jakieś
imię? – Splótł ręce na piersi.
Przez chwilę poczułem się osaczony. Nie
przywykłem do bycia w centrum uwagi, jednak szybko zmusiłem się do
odpowiedzi, by nie uznali mnie za dziwaka.
– Remus, Remus
Lupin. – Uśmiechnąłem się, jak najbardziej naturalnie potrafiłem w tej sytuacji, ukradkiem zaciskając dłonie na siedzeniu. Chyba nie zauważyli, że się denerwuję. Albo byli po prostu bardzo mili.
– Miło, kompletujemy nasz pokój.
Chcesz dołączyć? – Spojrzał na mnie sponad swoich okularów z
dzikim błyskiem w oczach. Czy on zawsze patrzy na człowieka jak na najnowszą
miotłę, którą zamierza zwinąć? W myślach skarciłem się za tę uwagę. Byli dla mnie
mili, a ja ich tak źle oceniałem.
– Tak,
pewnie. – Przekrzywiłem lekko głowę, oddając mu już śmielszy uśmiech.
– Świetnie – odezwał się za
mną białowłosy. – Skąd jesteś, Remus? Ja przyjechałem tu z Edynburgu.
– To daleko… Ja mieszkam na
przedmieściach Londynu. – Wzruszyłem ramionami.
– Dziwne, że wcześniej się nie
spotkaliśmy. – James skrzyżował nogi na siedzeniu i chwycił swoje
kostki.
– Niedawno się
przeprowadziłem. – Zwiesiłem głowę. Nie chciałem nawet myśleć o
przyczynie tej nagłej eksmisji. Nienawidziłem siebie za
sprowadzanie problemów na głowy rodziców.
Rozmawialiśmy o Quidditchu, kartach
czarodziei, udało mi się też dowiedzieć czegoś nowego o nauczycielach i domach,
mimo że przewertowałem wszystkie książki o tej szkole. Will miał swoje osobliwe
zdanie o wszystkim, ale według mnie Hogwart był wspaniały. Tak bardzo chciałem
być w Griffindorze. W przeciwieństwie do mnie, reszta była pewna, że się tam
dostanie. James nie dopuszczał do siebie innej myśli.
Jak na złość, moja choroba lokomocyjna zaczęła dawać mi się we znaki. Głowa rozbolała mnie niemiłosiernie, a brzuch zaczął
wyprawiać dzikie wywijasy.
– Coś taki blady? – William
pochylił się nade mną, marszcząc brwi. Zdobyłem się na uśmiech.
– To nic takiego, źle znoszę podróże,
zaraz minie. – Odetchnąłem głębiej i podniosłem się. – Zaraz
wrócę. – Powoli opuściłem
przedział, zmierzając w stronę wskazanej przez Willa łazienki. Ku mojemu
zdziwieniu zaraz obok naszych miejsc, w korytarzu, stał długowłosy chłopak.
Był wysoki, a ciemne kosmyki jego włosów
powiewały lekko na wietrze, wpadającym przez uchylone okno. W odzianych w
rękawiczki motocyklowe dłoniach trzymał papierosa, przytykając go do ust. Biały
top opinał jego tors, okryty skórzaną kurtką. Dwa kolczyki w uchu i łańcuch
przyczepiony do ciemnych dżinsów nadawały mu łobuzerski wygląd.
Zadrżałem, kiedy wypuścił dym z ust.
Przecież za palenie można wylecieć ze
szkoły! Co on sobie myśli?!
Zmarszczyłem brwi i zacisnąłem wargi, gdy
jego wzrok powoli skierował się w moją stronę. Stałem, niezdolny do
jakiegokolwiek ruchu. Jego czarne oczy przeszywały mnie na wskroś.
– Co się gapisz,
mała? – nie mówił tego ze złością ani złośliwie. Spytał raczej dość
obojętnie.
Zacisnąłem pięści i przeszedłem obok
niego, czując jego spojrzenie na plecach.
Mała?! Czy on, do cholery jasnej, płci nie
rozróżnia?!
Wpadłem do łazienki i wpatrzyłem się w
swoje odbicie w lustrze. Dopiero, gdy złość opadła zorientowałem się, że
mdłości zupełnie minęły. Dotknąłem dłonią swojego czoła, za którym mózg ciągle
jeszcze wariował, przyprawiając o ból. Przepłukałem twarz wodą i wróciłem na
korytarz.
Wychodząc, spojrzałem naburmuszony na
wysoką postać, nadal sterczącą przy oknie. Dopiero teraz zauważyłem, że jego
plecak stoi pod ścianą. Czyżby nie znalazł dla siebie przedziału?
Wzruszając ramionami, znowu przeszedłem
obok niego, odprowadzany czujnym spojrzeniem jego nieziemskich oczu.
N-I-E-Z-I-E-M-S-K-I-C-H.
NIEZIEMSKICH?! Aż się zapowietrzyłem,
zatrzymując się krok przed nim. Może i racja, może i miał ładne oczy. Tylko
czemu takie smutne?
– A ty? Czemu się tak
gapisz? – Zacisnąłem zęby i odwróciłem do niego twarz, zeźlony z
powodu własnych myśli. Uniósł brew i jeden kącik swoich ust w
figlarny sposób.
– Coś taka czerwona, królewno?
Zadrżałem i, wiedziony jakimś dzikim
instynktem, odwróciłem się w jego stronę.
– Jestem chłopcem. – Wydąłem
wargi i splotłem ręce na piersi.
Uniósł brwi, lustrując mnie wzrokiem od
góry do dołu. Poczułem, jak jeszcze mocniej się czerwienię, skrępowany. Czy tak
przyglądał mi się, kiedy odchodziłem w stronę łazienki?
Uśmiechnął się i prychnął z rozbawienia.
Wyrzucił peta przez okno i zrobił krok w moją stronę, pochylając się jak nad
dzieckiem.
– Wybacz, to chyba przez te
włosy. – Uniósł dłoń, chcąc ich dotknąć, jednak szybko się odsunąłem.
– Palenie jest zakazane w Hogwarcie,
chyba powinieneś to wiedzieć. – Spuściłem lekko głowę, przyglądając
się mu spode łba.
Wyprostował się, wsuwając dłonie w
kieszenie i unosząc lekko głowę. Popatrzył na mnie z politowaniem.
– Jesteś prefektem? Nie wydaje mi
się, więc zmykaj, dziecino. – Machnął na mnie dłonią.
Znowu zawrzałem. Niesamowite, jak jedna
osoba mogła wyprowadzić mnie z równowagi. A przecież nie zdarzało mi się to
często. No, nie licząc przemian, gdy z wiadomych powodów nad sobą nie panowałem.
Odkręciłem się na pięcie, ale widok przesłoniła mi granatowa koszula. William
opierał się nonszalancko o framugę, wpatrzony w ciemnookiego. Położył dłoń na
moim ramieniu i delikatnie wepchnął mnie do przedziału, zamykając za nami
drzwi.
James zaczął cicho rechotać, zasłaniając
usta dłonią.
– Rzeczywiście wyglądasz jak
dziewczyna, Remi – w końcu wybuchnął śmiechem, w czym zawtórował mu Peter.
Spłonąłem rumieńcem, odwracając głowę.
– Nieprawda. – Naburmuszyłem
się.
Silna dłoń Willa spoczęła na moich włosach
i zaczęła je delikatnie tarmosić.
– Tak, tak, te
włosy. – Uśmiechnął się, pochylając nade mną. – Jesteś jak
laleczka – pchnął mnie lekko na siedzenia, a gdy usiadłem, paląc
się ze wstydu, założył ręce na piersi.
– Nie mogłeś trafić lepiej,
Remi. – Puścił mi oczko.
Pozostała dwójka zamilkła.
– To był on? – James
poprawił okulary. William pokiwał twierdząco głową.
– Syriusz Black. Powinien chodzić już
do trzeciej klasy, ale dopiero zaczyna
szkołę. – Przewrócił oczami z uśmiechem. Zdziwiony uniosłem brwi,
ale nim zdążyłem zapytać, James kontynuował historię:
– Uciekł z domu, nie mogli go
wytropić przez trzy lata. Błąkał się po świecie, był w Transylwanii, Egipcie,
nawet w Tokyo – zniżył głos. – Jest czarodziejem czystej
krwi, ale nie układa mu się z rodziną. Podobno sam stwierdził, że nie nadaje
się do Slytherinu, mimo że przynależenie jego rodu do tego domu było tradycją.
Peter zapiszczał, drżąc z przejęcia.
Wyjrzałem zza czerwonej zasłony, spoglądając na chłopaka. Rozumiałem, czemu stoi tam sam.
Syriusz – jak ta gwiazda.
Gwiazda nazwana na jego cześć.
* * *
Witam serdecznie na
moim blogu. Chcę nadmienić, że zamieszczam na nim już istniejące opowiadanie z
adresu www.amantes-amentes.blog.onet.pl. Zostałam zmuszona do przeniesienia się
na inny serwis z powodu notorycznego lekceważenia użytkowników przez opiekunów
serwisu. Części zamieszczane tutaj są przeze mnie na bierząco redagowane. Mam
nadzieję, że uda mi się usunąć wszystkie błędy z istniejących już rozdziałów.
Publikacja starszych
części może zająć mi kilka dni, ze względu na wyżej wymienione zmiany w
treści.
Dziękuję bardzo
wiernym fanom, którzy (mam nadzieję) w dalszym ciągu zdecydują się czytać
opowiadanie, a także nowym czytelnikom, którzy (znów mam nadzieję) pokochają Remusa i Syriusza tak samo, jak ja.
Pozdrawiam i zapraszam
do korespondencji: swiniareczka@gmail.com
Nie wiem, czy to dobra pora na zaczynanie czytania, ale bardzo mi się podoba więc musiałam ogarnąć choćby pierwszy rozdział. Reszta jutro. Pozdrawiam ;]
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że reszta rozdziałów też ci się spodoba :) Ale uważaj na cukier, nie łykaj wszystkiego na raz, bo wtedy dzieją się straszne rzeczy.
UsuńZawsze, powtarzam ZAWSZE jet dobra pora na czytanie!!! XD
UsuńRedBlur
JAKI ŚWIETNY BLOG
OdpowiedzUsuńCZYTAM DALEJ.
Ja nie wiem dlaczego tal pózno tu trafiłam ale z na pewno nadrobię zaległości bo historia zapowiada się bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńTeż nie wiem, czemu tak późno tu trafiłaś. Chyba muszę popracować jeszcze bardziej nad reklamą. Tymczasem życzę ci miłej lektury! Mam nadzieję, że Wbrew Grawitacji przypadnie ci do gustu!!!
UsuńPozdrawiam i całuję,
M.P.
już myślałam, że nie znajdę niczego ciekawego a tu proszę :') świetnie się czyta lecę dalej :D
OdpowiedzUsuńps. juz kocham postać Syriusza ojeju <3
No cóż, wstaję jutro o 6.30, ale warto poświęcić trochę snu dla tak dobrze zapowiadającego sie ff.
OdpowiedzUsuńa dobra, walić to, że niedokończone. świetnie się zapowiada, czytam dalej. :P
OdpowiedzUsuńSzukałem od dłuższego czasu czegoś większego i z sensem.
OdpowiedzUsuńSzkoda że zostało przerwane. Już po pierwszym rozdziale widzę że m potencjał ukraść mi serce, tak jak Syriusz z Remisem ukradli je lata temu.