26. Zabawy w pieska

– Dlaczego chcecie wracać właśnie tędy?
– Daj spokój, Remus, nie cykaj się tak – James szturchnął mnie lekko i z uśmiechem przecisnął się przez dziurę w płocie.
– Nie chodzi o to, tylko o te wasze coraz gorsze pomysły. Tam naprawdę nie jest przyjemnie po ciemku – westchnąłem ruszając w ich ślady. Obejrzałem się za siebie, czując jak szalik zaciska się na mojej szyi.
– Spotkałeś tam jakiegoś ducha? – Peter pomógł mi wyplątać się z ogrodzenia, po czym w skupieniu zaczął przyglądać się ciemnemu zarysowi Wrzeszczącej Chaty.
– Nie, chyba nikt tu jeszcze nie umarł. Ale być może dziś się to zmieni – zmartwiłem się nieco zaciągnięciami na szaliku.
– A co? Jesteś głodny, dziecinko? – Syriusz uśmiechnął się półgębkiem i zajrzał do wnętrza budynku przez dziurę w okiennicy. Uniosłem brew i lekko trąciłem jego łokieć, na co podskoczył, zaciskając szczęki i patrząc na mnie oskarżycielsko. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
– Budynek jest stary, deski skrzypią, w niektórych miejscach dach się już zawalił, czy to sam, czy... – odchrząknąłem, odwracając wzrok – ...z małą pomocą.
Przy akompaniamencie chichotu Jamesa i Williama, otworzyłem drzwi i wkroczyłem do chaty, wyciągając różdżkę przed siebie.
– Lumos.
Przeszedłem hol, oświetlając stare meble, na których osiadła pokaźna warstwa kurzu, i stanąłem pod schodami prowadzącymi na wyższe piętra. Reszta niepewnie podążyła za mną, rozglądając się na boki z ciekawością.
– I tutaj spędzasz noce, jak... masz swoje trudne dni w miesiącu? – William przywołał na swoją twarz pogodny grymas i oparł dłoń na poręczy schodów, która zachwiała się nieco.
– Widzę, że znowu gramy w zabawne skojarzenia? – uśmiechnąłem się kwaśno.
– Nie boisz się siedzieć tu zupełnie sam? – Peter wsunął dłonie w kieszenie, usilnie próbując nie okazać lekkiego zdenerwowania.
– Po eliksirze już wszystko mi jedno. Nie jestem czasem pewien jak się tu nawet dostaję.
– Gdzie zwykle siedzisz? – James stał w połowie schodów, z ciekawością wpatrując się w ciemność na górze.
– James, nie jesteśmy tu na wycieczce! Mieliśmy wracać do zamku – warknąłem na niego, z niechęcią obserwując jak wyjmuje różdżkę z kurtki i oświetla sobie drogę na górę. Kiedy reszta ruszyła w jego ślady, opadły mi ręce. Syriusz stał przez chwilę obok mnie, uśmiechając się pobłażliwie. Westchnąłem, kiedy zaprosił mnie gestem na górę.
Stopnie skrzypiały niemiło, a wiatr świszczał w dziurawych dachówkach. Miałem złe przeczucie co do tego wypadu, więc uważnie stawiałem każdy krok, mając nadzieję, że podłoga pod nami wytrzyma.
– Ale tu potworrrrrnie – James obejrzał się na idąceego zaraz za nimi Williama z szerokim uśmiechem, który wkrótce został odwzajemniony.
Nagle zatrzymał się i zajrzał do jednego z pokoi, oświetlając nagie ściany i stertę kocy, rzuconą niedbale w kąt. Cofnąłem się do korytarza, odwracając wzrok. Syriusz minął mnie i zajrzał do środka.
– Ty to zrobiłeś? – usłyszałem głos Petera z wnętrza pokoju. Nie chciałem tego widzieć, nie chciałem też odpowiadać na żadne pytania. Mimo to wziąłem głębszy wdech i dołączyłem do nich.
James oświetlił cały pokój tak, by wszyscy mogli zobaczyć zdarte tapety i powyrywane z podłogi deski. Wzruszyłem ramionami na ich spojrzenia. Wydawali się teraz zupełnie poważni. Drzwi pokoju zaskrzypiały głośno, przedzierając się przez świst wiatru, kiedy Syriusz je przymknął, oglądając wyryte w nich wgłębienia.
– Możemy stąd iść? Robi się chłodno – mruknąłem, chcąc jakoś przerwać narastającą w pokoju ciszę. Wyszedłem na korytarz i powoli zacząłem schodzić po schodach.
– W porządku, Remus? – spytał Syriusz, oddalony ode mnie może o dwa kroki. Odwróciłem się i w tym samym momencie usłyszałem trzask łamanych desek i straciłem grunt pod nogami. Pół sekundy później poczułem uścisk na moim ramieniu, który mimo że bolesny, przywrócił mi równowagę. Syriusz wciągnął mnie na wyższy stopień i przycisnął do swojej klatki piersiowej. Na początku usłyszałem głośne bicie swojego serca, później dopiero poczułem jak szybko bije jego.

Niestety, na tym wieczorna przygoda się nie skończyła, bo będąc już na błoniach i zmierzając w stronę wejścia do zamku, chłopcom coś się przypomniało.
– Tak opowiadałeś o tym animagowaniu i jakoś nam nigdy tego nie pokazałeś – zauważył nagle William, wyrywając wszystkich z zamyślenia. Uniosłem brwi i zerknąłem na Syriusza. Jego uśmiech ani trochę mi się nie spodobał. Ukryłem oczy w dłoni i westchnąłem głośno.
– Chodźmy już spać, jest późno – stwierdziłem, ale kiedy odsłoniłem oczy, przede mną stał merdający ogonem, czarny pies. Na domiar złego chwilę potem rozszczekał się na dobre.
– Syriusz, zamknij pysk! – rozejrzałem się na boki, zniesmaczony. Sądziłem, że nie posłucha, więc kiedy zamilkł, przyjrzałem się mu uważnie. W tym samym momencie wskoczył mi na pierś i poczułem, jak lecę w tył. – Złaź ze mnie, ty pchlarzu – jęknąłem, czując ból w kości ogonowej. W zamian dostałem – oczywiście – soczystego, psiego buziaka.
– Wygląda jak pies! – James aż zakrył twarz dłońmi z przejęcia. – Może też aportuje?
Nim zdążyłem go powstrzymać, przerzucił swoją różdżkę przez trawnik. Syriusz spojrzał na niego pobłażliwie i zszedł z moich kolan. Podniosłem się, rozmasowując bolące miejsca.
– No świetnie, zupełnie nieaportujący pies – James załamał ręce i ruszył w poszukiwaniu zguby, odprowadzany śmiechem Williama. Zauważyłem, że Peter przygląda się dyszącemu z psiej uciechy Syriuszowi.
– I można sobie wybrać, w kogo się zmienisz? – spytał nagle.
– Nie – pokręciłem głową. – Przemieniasz się w zwierzę, które najbardziej do ciebie pasuje. Jego postać animagiczna chyba nikogo nie dziwi – wskazałem na Syriusza, na co przestał machać ogonem i schował jęzor, patrząc na mnie niezadowolony. – Nie patrz tak, idź pomóc Jamesowi szukać różdżki.
– W porządku? Trochę się dzisiaj poobijałeś – William uśmiechnął się, obserwując Syriusza ganiającego Jamesa w kółko. Skinąłem głową i objąłem się ramionami.
– Bywało gorzej. Właściwie, to dobrze się dziś bawiłem.
– Chyba to pierwszy raz, kiedy powiedziałeś coś podobnego, Remus – Peter wyszczerzył się szeroko.
– Może...
– Co tu się wyprawia? – za nami rozległ się niski głos. Wszyscy zesztywnieliśmy, mogąc tylko podążać wzrokiem za ganiającą się nad jeziorem parą idiotów. Przełknąłem ślinę, zerkając na Williama, który także wpatrywał się we mnie przerażony. Odważyłem się obejrzeć za siebie.
– Hagrid! – nieco mi ulżyło.
– Wilczek? Znaczy... – olbrzym zawahał się i zakrył dłonią usta, błądząc ślepiami od Williama do Petera. – Co tu robicie? Już grubo po dwunastej! – starał się brzmieć pewnie. – Muszę poprowadzić was do dyrektora... A co u licha! – Hagrid wypatrzył za nami ganiających się chłopaków. – Co to za pies?
Drgnąłem lekko i złapałem nadgarstek Williama, który otwierał już usta, żeby to wyjaśnić.
– Przybłąkał się z miasta. Idzie za nami od Hogsmeade – palnąłem i aż poczułem karcące spojrzenie Willa.
– Wymykacie się do Hogsmeade? – Hagrid uniósł krzaczaste brwi. Przełknąłem ślinę.
– Świętowaliśmy powrót do zdrowia Syriusza Blacka! Tego ścigającego – William rozłożył ręce w pojednawczym geście, wyraźnie zauważając wahanie na twarzy gajowego.
– Ach, biedny chłopak, pamiętam jak spadał z tej miotły... – Hagrid pokiwał głową. – No to gdzie on jest?
Miałem szczerą ochotę uderzyć się w czoło. Kiedy we trzech staliśmy jak zaczarowani, nie mając pojęcia, jak wywinąć się z tego pytania, Syriusz i James najwyraźniej zdali sobie sprawę, że zostaliśmy przyłapani, bo czarny pies prześlizgnął się między nami i machając pociesznie ogonem, zaczął poszczekiwać na Hagrida, skacząc wokół niego.
– Spory ten wasz kundel – na twarzy gajowego wykwitł szeroki uśmiech. Po chwili już głaskał i poklepywał Syriusza po łbie. – Zgubiłeś się, piesku?
– No właśnie, przecież nie możemy go zabrać do zamku, ale szkoda go tak zostawiać na dworze – zacząłem kiwać przekonująco głową.
– Pewnie masz rację – odparł gajowy.
– To może umówmy się, że póki nie znajdziemy jego właścicieli, ty go u siebie potrzymasz? Mógłbyś to zrobić? – uśmiechnąłem się, jak najmilej tylko umiałem, podczas kiedy Syriusz rzucił mi pytające spojrzenie.

Syriusz wtargnął do pokoju z rana. Stanął w progu, trzymając ramiona przy ciele i patrząc na nas spode łba. Gdybym nie był taki zmęczony, pewnie roześmiałbym się i pozwolił sobie na jakąś kąśliwą uwagę, ale zamiast tego stwierdziłem tylko „nie, spać” i przewróciłem się na drugi bok, zakrywając kołdrą po uszy.
– Tak, tak, wyśpij się, póki możesz, bo w najbliższym czasie nie dam ci spokojnie sypiać – usłyszałem tę groźbę i mimo zmęczenia, zdobyłem się na uśmiech. Niestety chwilę później Syriuszowe cielsko zwaliło się na mnie.
– Śmierdzisz psem – wydukałem z trudem, starając się wyciągnąć spod siebie boleśnie gniecione ramię.
– Dopiero nad ranem udało mi się wydostać z tej cholernej chaty. Już niemalże wyhodowałem pierwsze pchły.
– Nie masz się czym chwalić, Syriusz – zerknąłem na niego z niesmakiem.
– Dzięki tobie być może uniknęliśmy szlabanu – William wychynął ze swoich prześcieradeł, uśmiechnięty.
– Ja czuję się jednak trochę pokarany przez los. Już nigdy nie poklepię żadnego futrzaka po tyłku – Syriusz przewrócił się na plecy, wciskając mnie pod swoje ramię. – No może jednego futrzaka – z uśmiechem wsunął dłoń w moje włosy.
– Pas – westchnąłem. – Która godzina?
– Niedługo śniadanie – powiedział, po czym przez parę minut, w których zdążyłem nieco przysnąć, przyglądał się sufitowi. W końcu wstał i zniknął za drzwiami łazienki.

Z łóżka udało mi się zwlec dopiero niedługo przed pierwszymi zajęciami, więc nieuczesany, wybiegłem z dormitorium i pognałem na pierwsze piętro.
– Remus? – po drodze spotkałem Shona, który wyraźnie był tak samo spóźniony, jak ja. – Ciężka noc?
– Można tak powiedzieć, twoja?
– Można tak powiedzieć – westchnął, wciskając koszulę w spodnie i zarzucił sobie torbę na ramię. – Gdzie cię wczoraj w nocy wywiało?
Machnąłem tylko ręką w odpowiedzi.
– W każdym razie, Lily Evans o ciebie pytała.
– Tak? Wiesz, czego chciała?
– Nie wiem, ale zrobiła się bardzo podejrzliwa, jak powiedziałem jej, że gdzieś wyszedłeś.
– Najwyraźniej nie było to nic ważnego. Spotykamy się dzisiaj?
– Już myślałem, że zapomniałeś. Wyglądasz jakbyś marzył tylko o jakimś kącie do spania. Nie mogę się doczekać wieczora – pozwolił sobie na nutkę sarkazmu w głosie i uśmiechnął się lekko.
– Przepraszam, zupełnie nie planowałem niczego, co zdarzyło się wczoraj. O wilku mowa…
– Lupin, pozwól no na chwilę – Regulus wyprostował się i stanął tuż przede mną, zagradzając mi przejście.
– To do zobaczenia – Shon przeszedł obok, oglądając się za nami podejrzliwie.
– Tylko nie za długo, śpieszę się na zajęcia – zobaczyłem w oczach Regulusa ledwo widoczne wahanie. – Chodzi o wczoraj? – nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu, który chyba nieco go zirytował. – Oczywiście, że o to chodzi.
– Co robiliście wczoraj w tej łazience? I gdzie żeście później zniknęli, co, Lupin? – Regulus lekko poczerwieniał ze złości i by to nieco zatuszować, złapał moje ramię i zmusił mnie do stanięcia pod ścianą.
– Nie twoja sprawa, jak i nie naszą sprawą jest to, co ty i ta dziewczyna zwykle robicie w tej łazience. Po prostu udajmy, że nasze wczorajsze spotkanie nie miało miejsca – rozłożyłem ręce w pojednawczym geście, nie mogąc jednak do końca opanować pobłażliwości w głosie.
– Robisz się coraz bardziej bezczelny – warknął na mnie nagle, nie podnosząc jednak zbytnio głosu, bo cały korytarz opustoszał z powodu zajęć.
– Uczę się od najlepszych – za tę uwagę zostałem złapany za twarz.
– Posłuchaj mnie, dzieciaku, nie wiem, co cię tak bawi, ale sam wcale nie jesteś taki święty.
– Puszczaj – warknąłem, odpychając go i rozmasowując swoją szczękę. Spojrzałem na Regulusa z ukosa. Odwrócił wzrok i wydał mi się nagle zamyślony. Wpatrywał się w zupełnie bezrefleksyjny dla mnie dywan i na zmianę zaciskał i rozluźniał pięści. W końcu oparł się o ścianę obok mnie i odchylił głowę.
– Jak Syriusz?
– O co dokładnie pytasz? – zdziwiłem się nieco, słysząc jego rzadki, opanowany ton.
– Ogólnie. Czy nadal jest w tobie bezgranicznie zakochany? Czy ciągle daje się wciągać w kłopoty?
– Na to wygląda – westchnąłem. – I wydaje mi się, że to się prędko nie zmieni.
– Bo jest taki uparty?
– Bo ja jestem taki uparty, Black – westchnąłem i stanąłem prosto, zbierając się do odejścia. Mijając go, zatrzymałem się, żeby spojrzeć mu w oczy. – Nie oddam go już teraz. Choćbyś użył wszystkich swoich mrocznych mocy, to nie ma mowy, że tak po prostu go po tym wszystkim zostawię – myślałem, że już się nie odezwie, ale kiedy doszedłem do końca korytarza, usłyszałem pytanie, na które chyba nie potrzebował odpowiedzi:
– A co jeśli on cię zostawi?

– Hagrid nas złapał po śniadaniu, powiedział, że pies mu zginął – James objął mnie ramieniem, kiedy wychodziliśmy z klasy mugoloznastwa.
– Jakoś to przeżyje – wzruszyłem ramionami i rozejrzałem się za Lily.
– Chyba bardzo się spieszyłeś, wychodząc z dormitorium – Syriusz złapał mnie za nos znienacka.
– Puszczaj – jęknąłem, wyswobadzając się z jego uścisku. – A żebyś wiedział, że się spieszyłem.
– No właśnie widzę, krzywo zapiąłeś koszulę – złapał za górny guzik i zaśmiał mi się w twarz.
– Zabawne – westchnąłem i przyjrzałem się sobie uważnie. – Zaraz do was dołączę – niestety, kiedy odłączyłem się od Jamesa i Petera, Syriusz poszedł za mną. – A ty czego chcesz znowu, piesku?
– Wyostrzyło ci się ostatnio poczucie humoru, nie, Remi? – spytał roześmiany.
– Czy ja wiem? Zawsze chyba byłem taki zabawowy – mój głos aż ociekał sarkazmem. Zatrzymałem się i odwróciłem się do niego z uniesioną brwią. – Poradzę sobie sam, dziękuję za twoją asystę.
– Nic sobie wczoraj nie zrobiłeś? – spytał już trochę mniej rozbawiony, z tą irytującą troską w głosie.
– Może tylko dwa, do trzech siniaków więcej – westchnąłem i rozpiąłem swoją koszulę.
– Trochę przeze mnie?
– Gdyby nie ty, to mógłbym skończyć ze złamaniem.
– Miałeś rację co do tego, że nie powinniśmy tam włazić. Komuś mogło się coś stać.
– Dziękuję, na przyszłość mogę tylko doradzić ci, żebyś częściej słuchał tego, co mam do powiedzenia – odskoczyłem nieco, kiedy złapał mnie za ramię i odchylił koszulę, patrząc na siniak na moim ramieniu.
– To z wczoraj na schodach?
– Nie dramatyzuj – wyswobodziłem się z jego uścisku i zapiąłem koszulę. – Teraz mamy namacalny dowód na to, jak mocno się o mnie troszczysz.
Tą uwagą wywołałem jego śmiech. Zawstydzony złapał się za kark i spojrzał na mnie nieśmiało z ukosa.
– Nic się nie stało, do tego możesz potraktować swoją przygodę z gajowym, jako formę mojej zemsty.
– Wiedziałem, że miałeś w tym jakiś ukryty motyw.
– Następnym razem powinniśmy być ostrożniejsi, jasne? Nie ma szwędania się po błoniach, starych chatach i innych niekoniecznie bezpiecznych miejscach, tak?
– My? My powinniśmy? Nie przesłyszałem się? – spytał, podchodząc bliżej i obejmując mnie w pasie.
– Zamknij się – pokręciłem głową, a on ucałował lekko moją skroń.
– Wczoraj było fajnie.
– Tak – zgodziłem się, unosząc na niego wzrok. Uśmiechnął się lekko i zaczął bezrefleksyjnie się we mnie wpatrywać. Ładnie pachniał, jak zwykle. Przesunąłem dłońmi po jego klatce piersiowej i wykonałem z nim obrót, przyciskając go do ściany.
– Chyba rozumiem, czemu tak często to robicie. Nagle poczułem, że w zupełności panuję nad sytuacją.
– Byłoby jeszcze lepiej, gdybyś był wyższy ode mnie – Syriusz zmarszczył nagle brwi. – Jak to „my” robimy? Jacy my?
Zanim rozgadał się na dobre, przylgnąłem do jego warg i nie dałem się odepchnąć, aż do momentu, w którym zrezygnował z zadawania tych zupełnie nieważnych pytań. Mógłbym tak zostać – ani trochę nie chciało mi się iść na zajęcia ani rozmawiać z kimkolwiek innym, niż z tym matołem. Nie miałem ochoty na żadne lekcje gry na fortepianie ani na zastanawianie się nad motywami zachowania Regulusa, Wolframa, czy któregokolwiek innego księcia nędzy i rozpaczy.
– Idziemy na wagary? – spytałem, zanim zdążyłem zmienić zdanie.
– Chyba tak – Syriusz uśmiechnął się, łapiąc moją szczękę. Pocałował moje czoło i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
– Gdzie mnie zabierasz? – chwyciłem jego dłoń, czując jakieś przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Syriusz na chwilę tylko odwrócił się, żeby puścić mi perskie oko, po czym kontynuował zgrabne wymijanie uczniów, spieszących się na zajęcia.
– A wy dokąd? – zawołał za nami William, unosząc brwi. Powtórzyłem więc tylko gest, który przed chwilą wykonał Syriusz i zostawiłem uśmiechniętego Willa za sobą. Ścisnąłem mocniej dłoń Syriusza i rozejrzałem się na boki, mając nadzieję, że nikt nas nie przyłapie.
W bocznym korytarzu na parterze Syriusz przystanął nagle i odwrócił się do mnie, znienacka przypierając mnie do ściany.
– Co robisz? – przełknąłem ślinę, szukając odpowiedzi w jego kosmicznych tęczówkach.
– Kocham cię – przygryzł wargę, koncentrując moją uwagę na swoich ustach. Jeśli coś w życiu wiedziałem, to na pewno to, że ludzie nie przygryzają warg zupełnie bez powodu.
– Coś... już kiedyś wspominałeś – wydukałem ledwo słyszalnie, bo głos odmówił mi posłuszeństwa. Syriusz spoważniał nieco i powoli wpił się w moje wargi, wywołując lekki dreszcz na moim karku.
– A ty mnie? – spytał nagle, zaglądając mi w oczy spod grzywki. Oblizałem wargi, wciąż czując na nich smak Syriusza. Skinąłem nieśmiało głową. – Musisz to powiedzieć – uśmiechnął się pobłażliwie. Uniosłem brew.
– A jeśli nie chcę?
Nagle zmrużył oczy i złapał moje dłonie unieruchamiając je nad moją głową. Zobaczyłem dziki błysk w jego oczach.
– Zobaczę w jak wielu miejscach masz łaskotki.
– To miała być groźba? – nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Przewrócił oczami i zaśmiał się lekko, puszczając mnie i idąc w stronę głównego wyjścia na błonie. Złapałem się za kark, patrząc jak powoli się oddala. Trochę było mi wstyd, bo sam nie wiem, czemu nie mogło mi to przejść przez gardło. Podbiegłem do niego i chwyciłem jego dłoń, co przyjął z uśmiechem.
Wyszliśmy na błonia. Było dość wietrznie i w myślach pożałowałem, że mam na sobie tylko sweter.
– Będziemy siedzieć na dworze?
– Nad jeziorem.
Zerknąłem na niego, ale nic nie powiedziałem. Na pewno coś wymyślił, jak zwykle. Po chwili poczułem jak obejmuje mnie ramieniem.
– Tak szybko marzniesz – zaśmiał się, ocierając dłonią moje plecy.
– Jest co najwyżej dziesięć stopni. Każdy marznie w takich warunkach.
– Chwila – zamyślił się, po czym przystanął przy jednym z drzew zaraz nad jeziorem. Podskoczył i złapał się jednej z gałęzi, po czym podciągnął się na niej i usiadł. – Teraz ty.
– Chyba żartujesz – zamrugałem kilkukrotnie. Syriusz był w dobrej kondycji, zwłaszcza po pobycie w Durmstrangu, gdzie duży nacisk kładziono na rozwijanie i kształtowanie ciała. A ja przecież byłem tylko chucherkiem. Ale kiedy uśmiechnął się do mnie rozczulony i wyciągnął dłoń w moim kierunku, złapałem się jej i jakimś cudem zdołałem wdrapać na miejsce obok niego.
– Tam jest idealne miejsce – stwierdził i zaczął na czworaka pełznąć w stronę grubego konara. W końcu oparł się wygodnie między gałęziami i wyciągnął różdżkę. – Cave inimicum... – Syriusz zaczął szeptać coś pod nosem, ostrożnie sunąc różdżką w powietrzu, jakby rozkładał wokół jakąś sieć.
– To zaklęcie ochraniające, prawda? – zmarszczyłem brwi. – Kiedyś o nich czytałem – starając się nie stracić równowagi powoli podszedłem do niego i opadłem na jego klatkę piersiową, uśmiechając się. Parsknął śmiechem i pogładził mój policzek, dalej coś mamrocząc.
– Tak, jedno do ostrzegania o czyjejś obecności, drugie do wyciszenia naszej rozmowy i trzecie do zamknięcia nas w bańce, żebyś mógł się ogrzać – uśmiechnął się, i uniósł różdżkę raz jeszcze, zapalając wokół nas małe ogniki. Rozejrzałem się, podziwiając jego dzieło.
– Jesteś znacznie zdolniejszy, niż to pokazujesz na lekcjach – przygryzłem wargę.
– A ty znacznie lżejszy, niż się tego spodziewałem. Teraz jak będziesz niegrzeczny, po prostu przerzucę cię sobie przez kolano i dam ci parę zasłużonych klapsów.
– Nie fantazjuj o mnie tak głośno – pokręciłem głową i schowałem twarz w jego koszuli.
– Tu i tak nikt nas nie usłyszy – uśmiechnął się beztrosko i ściągnął swój krawat. – Cieplej?
Pokiwałem głową i przesunąłem palcem po najwyższym guziku jego koszuli.
– Jak w ogóle stałeś się animagiem? – uniosłem na niego wzrok i zobaczyłem z jaką czułością mi się przygląda. Odchrząknąłem i obróciłem się na plecy, opierając się o jego klatkę piersiową. Syriusz podłożył ręce pod swoją głowę i przymknął oczy.
– Jak miałem dziewięć lat, znalazłem książkę o animagii i strasznie spodobał mi się ten pomysł. Na początku myślałem, że po prostu fajnie byłoby zmieniać się w jakąś groźną bestię z pazurami i kłami, no wiesz jak to jest z małymi chłopcami – uśmiechnął się do mnie zawadiacko, po czym znowu się zamyślił. – Więc kazałem skrzatowi domowemu przynieść mi więcej tych książek. Trochę to trwało i nie powiem, miejscami było zabawnie, ale w dwa lata udało mi się jako tako opanować tę sztukę.
– I zupełnie nikt się nie dowiedział?
– Parę osób wie. Mój brat na przykład – Syriusz przez chwilę się zawahał. – Ale nie, nikogo w domu za bardzo nie obchodziło co wyrabiam całymi dniami. Znając tę sztuczkę, często znikałem i nie było mnie czasem nawet parę dni. Matka strasznie się o to wściekała i kiedyś mnie to bawiło. Aż wreszcie, któregoś razu... – zaciął się nagle i zerknął na mnie szybko. Oblizał wargi i wzruszył ramionami – w każdym razie zwiałem i nie bardzo chciałem wracać. Ale kiedyś było trzeba. Nie powiem, nawet trochę tęskniłem za wygodami naszego domu, za służbą i tymi leniwymi popołudniami, kiedy mogłem robić, co tylko chciałem, nie martwiąc się, czy będę miał co zjeść na obiad.
– Dlaczego uciekłeś?
Zobaczyłem jak Syriusz wywraca oczami z niechęci do tego pytania.
– Matka lubi wszystko kontrolować. A mnie nigdy nie udało jej się ujarzmić. W końcu zaczęła wymyślać coraz więcej zasad, których miałem się trzymać. Chciała za mnie decydować o każdym aspekcie mojego życia, a ja byłem dość impulsywnym chłopcem. Teraz trochę się z tego śmieję, ale wtedy sądziłem, że ucieczka jest jedynym wariantem.
– Szkoda, że cię wtedy nie znałem. Wiele bym dał, żeby zobaczyć zbuntowanego Syriuszka pakującego swój mały plecaczek – uśmiechnąłem się, rozbawiony wizją w mojej głowie.
– Nie byłem wtedy taki śliczny – zaśmiał się, po czym dodał: – No dobra, byłem.
Westchnąłem i wsunąłem dłoń na jego policzek. Ucałował ją i zaczął mi się przypatrywać.
– Chyba nigdy nie miałeś kogoś, kto stałby po twojej stronie – mruknąłem, wywołując jego gorzki śmiech.
– Nie rób ze mnie męczennika, Remi. Nie jestem jedyną czarną owcą tej rodziny. Moja kuzynka, Tony, jest znacznie bardziej „zdemoralizowana”, jak to zwykła mówić moja matka. Nie widywaliśmy się zbyt często, ale jak uciekłem, moja ciotka przenocowała mnie przez tydzień w tajemnicy przed matką i mogliśmy spędzić ze sobą nieco więcej czasu. Polubiłbyś ją. Jest tak samo bezpośrednia, jak ja.
– No tak, niedaleko pada jabłko od jabłoni.
– Jest w tym trochę prawdy – Syriusz wyraźnie się czymś zmartwił. Oblizałem wargi i złapałem jego podbródek.
– Wiesz, że zawsze możesz przyjechać teraz do mnie.
Uśmiechnął się na moje słowa i znowu zobaczyłem rozczulenie na jego twarzy, które zupełnie nie było w jego stylu. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
– No właśnie, jak jest u ciebie? Mieszkacie w kamienicy?
– Nie, to wolno stojący domek. Na obrzeżach małego miasteczka, przy lesie.
– Gdzie będę spał? – przymknął oczy, bawiąc się moimi włosami, z wyraźną przyjemnością.
– Pewnie u mnie – zauważyłem jak lekko unosi brew. – Coś się wymyśli.
– Lyall i Hope, prawda?
– Tak – westchnąłem.
– Stresujesz się? – widząc zdziwienie na mojej twarzy, kontynuował. – No wiesz, przyprowadzasz na święta swojego chłopaka, musisz się trochę stresować – zaśmiał się widząc moją minę. – Przecież żartuję.
Mi nie było do śmiechu. Odwróciłem twarz i zastanowiłem się poważnie nad tym, co by było, gdyby rodzice się dowiedzieli. Z jednej strony przerażało mnie to, z drugiej było mi wstyd. I te uczucia sprawiły, że poczułem niesmak do samego siebie. Przecież nie powinienem się tego wstydzić ani tego taić. W końcu myślałem o Syriuszu na serio i jeśli wszystko będzie nadal szło w kierunku, w którym idzie, to... Kto wie, co stanie się po tym, jak skończymy szkołę? Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to Huncwoci staną się aurorami i spędzimy resztę życia w tej samej pracy, załatwiając te same sprawy, będąc w tych samych miejscach. Pierwszy raz pytanie o moją przyszłość przy boku Syriusza stało przede mną takie rzeczywiste i obnażone, a ja wyraźnie nie byłem na nie gotowy. Zakryłem usta dłonią.
– Remi, nie martw się, będę cię tulił tylko w ciemnościach, a do ciebie należy wyłącznie siedzenie względnie cicho, jasne?
– Słucham? – uniosłem brew, odwracając głowę, tak by dobrze go widzieć.
– No chyba nie myślisz, że przegapię szansę na pomolestowanie cię, jeśli wreszcie będziemy sami w ciemnej, pustej sypialni.
I tutaj właśnie zaczęła się moja panika.

Wkrótce postanowiliśmy wrócić do dormitorium, więc, korzystając z okazji, zdrzemnąłem się trochę, stwierdzając, że wagary wcale nie są takie złe. Miałem Syriusza Blacka tuż obok siebie, wtulonego w moją klatkę piersiową i czułem się, jakby świat zupełnie nie istniał. Niestety, jak tylko zacząłem przysypiać, drzwi do naszej sypialni otworzyły się z rozmachem i do pokoju wpadł James i Peter.
– Gdzie wyście się podziewali?! – ryknął James i aż usiadłem z wrażenia. Nigdy, przenigdy nie słyszałem tego tonu jego głosu. Sam okularnik wyglądał, jakby miał wywrócić pokój do góry nogami. Ale najbardziej przeraziło mnie to, że miał zaczerwienione oczy.
Jakby... płakał?

* * *

Dla Lindy, która, chociaż że nie lubi takich kluseczek jak Remus, to wciąż mnie czyta. Dziękuję.

8 komentarzy:

  1. JAMES, MA BAE, Y U CRY??!! ;___;
    A tak generalnie to już Ci wspominałam, ale uwielbiam ten rozdział. Mimo wszystkich zapowiedzi nadchodzącej katastrofy. I mówiłam Ci również, że cierpię, bo nie wiem, co dalej i jak się skończy. A to boli. Bardziej niż powinno TTT.TTT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, nie wspominałaś mi, że jakoś specjalnie spodobał ci się rozdział. Przynajmniej sobie nie przypominam. :D Co ci się takk podoba? :D *jestem taka szczęśliwa*

      Usuń
    2. *tak bardzo odpowiedź na czas*
      ughhhh, WSZYSTKO :D Ogrom cukru i małe zapowiedzi wielkiego BUM, który złamie wszystkim serca. Czego więcej chcieć od fabuły? To przecież esencja każdego fandomu na świecie. No, może nie każdego, ale całkiem sporej ilości. :3
      Szczególnie przypadła mi do serca Wrzeszcząca Chata + "morning after" w wydaniu "zostawiliście mnie tam zamienionego w psa, jeszcze pożałujecie".
      *zakończę tu komentarz, bo przestaje robić sens, ale wiedz, że kocham i Ciebie, i rozdział, i Remusa w ogóle *.

      Usuń
  2. Przeczytałam wszystkie rozdziały w mgnieniu oka.Historia podoba mi się coraz bardziej,tylko czemu nagle się kończy?Kiedy będzie ciąg dalszy?

    ~Tenshi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, kiedy będzie. Nigdy nie wiem. Może za tydzień, może za miesiąc. W moim przypadku wena jest bardzo kapryśna. Ale postaram się coś wymodzić. Jak zwykle. Dziękuję, że wszystko przeczytałaś. :) I jeszcze bardziej cieszę się z tego, że ci się spodobało.

      Usuń
  3. Na bloga trafiłam dopiero kilka dni temu i wszystko przeczytałam jednym tchem, najszybciej jak mogłam ;D po raz pierwszy spotkałam się z parringiem Syriusz + Remus, ale właśnie zaczęłam go uwielbiać *-* po przeczytaniu komentarza Pirata przeraziłam się ;_; wielka katastrofa? Nieee, było już między nimi tak świetnie :'< tak jest chyba na każdym dobrym blogu, co nie? xD w każdym razie, wariuję z niepokoju i mam wielką nadzieję, że dodasz następną notkę w miarę szybko :) wiem, jak to z weną bywa, ale cóż... jakby co, to przykuj ją do kaloryfera! :D nie wiem, czy już to pisałam, ale uwielbiam tę historię ;) Syriusz mym bogiem, Remi nałogiem! <3 pozdrawiam cieplutko
    panna Valdez

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pozdrowienia i wszystkie inne miłe słowa. Postaram się, naprawdę się postaram. Już jestem po sesji i kto wie, może to czas żeby dokończyć nowy rozdział :)

      Usuń