8. Psia Gwiazda

Leżałem w łóżku, ukrywając oczy przed wścibskim słońcem. Aż kipiałem ze złości, wściekły na chłopaków. Ciągle jeszcze słyszałem syriuszowe „dziecino”, wtrącone między zdaniami Williama: „jesteś jeszcze słaby” i „zostajesz dzisiaj w łóżku”. Irytujące stworzenie, które upajało się moją niemocą. Skrzyżowałem ręce, posyłając w kierunku lochów negatywną energię, która mnie przepełniała. Miałem nadzieję, że któryś z nich ją odbierze.
Zagryzłem wargę, spoglądając przez okno. Nuda emanowała ze mnie tak żywo, że była niemal namacalna. Obok leżał podręcznik do obrony przed czarną magią, odrzucony tuż po natrafieniu na rozdział poświęcony wilkołakom. Westchnąłem, spoglądając na śniadanie przyniesione przez Petera. Kremowe ciastko nadgryzł po drodze.
To już jutro, a ja nawet nie wiem, co powiem chłopakom. „Czemu wychodzę tak późno? Ach, zrozum, James, za kilka minut wyrosną mi futro i półmetrowe pazury. To taka niegroźna przemiana w wilkołaka, nic wielkiego”. Och, przynajmniej doceni moją troskę. Z trudem wypuściłem powietrze z płuc, przymykając oczy.
Jeszcze tylko pół godziny i przyjdą tutaj, by pożartować trochę z „małego Remuska”. Ach, nie ukrywam, że nie przeszkadzałoby mi to aż tak bardzo, gdyby nie długowłosa, smukła postać z olśniewającym uśmiechem i urokliwym spojrzeniem. Doprawdy godne pożałowania, Remus. Najbardziej denerwująca osoba na świecie przyciąga cię tak brutalnie tym swoim słodkim zapachem. Te jego ciągłe sztuczki, prowadzące do Merlin wie czego. Bałem się tego, co myśli o mnie, a jednocześnie tak kusiło mnie, by dowiedzieć się wszystkiego. 
Odkąd go poznałem, jestem pełen sprzeczności.
Rozmyślanie przerwała mi cicha, fortepianowa muzyka. Uniosłem brwi, znowu spoglądając w stronę okna. Smutne nuty pełne dynamiki przepływały tuż za warstwą szkła. Podniosłem się i przycisnąłem dłonie do szyby, starając się zlokalizować źródło dźwięku. Po chwili stwierdziłem, że to ta sama sala muzyczna, przeznaczona do ćwiczeń chóru. Czyżby był to znowu profesor Dumbledore? Nie byłem przekonany, a coś przyciągało mnie do harmonijnej melodii. Bez dłuższego namysłu zdecydowałem się na naciągnięcie na siebie swetra i spodni. 
Wyszedłem cicho z pokoju, modląc się, by nie natrafić na któregoś z nauczycieli. Szybko przemykałem korytarzami, z nieukrywaną uciechą wsłuchując się w coraz głośniejszą muzykę. Już po chwili stanąłem pod drzwiami. Odetchnąłem głębiej, zachwycony harmonią gładkich dźwięków. Przymknąłem oczy, czując wciąż narastające napięcie.
I wtedy sparaliżował mnie strach. Nie potrafiłem otworzyć tych drzwi, niepewny kogo za nimi zastanę. Może będzie to jakiś inny nauczyciel? A może to Lucjusz, który z chęcią odegra się na mnie za bardzo dawną, ale niestety niezapomnianą stłuczkę. A może to któryś z duchów, a może anioł? Anioł, anioł Pianino to narzędzie wręcz boskie, tylko anioły na nim grają Otworzyłem drzwi, ośmielony tą wizją.
Przy niebiańskim instrumencie siedział niewysoki chłopak. Jego długie, ciemne włosy były związane luźno wstążką. Kocie oczy błyskały spod przymkniętych powiek, pogrążone w zadumie. Postać, pięknie wyprostowana, zdawała się nie oddychać, podczas gdy dłonie śmiało błądziły po powierzchni fortepianowych zębów. Krótkie kosmyki włosów wirowały pod lekkim drganiem głowy pianisty, poruszane oddechem zaczerpniętym z nagłej potrzeby. I to był już drugi raz, gdy zakochałem się w tym instrumencie.
Nagle muzyka umilkła. Ciało pianisty jednak nie chciało oderwać się od klawiatury. Tak dobrze to rozumiałem, też chciałem ją dotykać, zmuszać do wydania pięknych melodii. Trwaliśmy w ciszy, minuta za minutą, gdy nagle złote oczy spojrzały na mnie bez wyrazu. Zadrżałem gwałtownie i spuściłem wzrok. Ciche kroki odbiły się w mojej głowie głośnym echem. Przede mną stanął młody muzyk.
– Podoba ci się?
Zmusiłem się, by zerknąć na niego. Dziecięca twarz wpatrywała się we mnie z nieufnością. Przełknąłem ślinę.
– Pewnie, że tak.
Ze zdziwieniem obserwowałem, jak w jednej chwili twarda maska rozpada się na milion kawałków, pozostawiając tylko uśmiech na twarzy chłopaka.
– To kawałki Wariacji Goldergowskich Bacha. – Wyciągnął w moją stronę zapisany nutami pergamin.
– Nie znam się na tym – wyprzedziłem jego pytanie, przyglądając się zabawnym znaczkom, które zupełnie nic dla mnie nie znaczyły. – Ale bardzo chciałbym nauczyć się grać – mruknąłem, bardziej do siebie, niż do niego. Uśmiechnąłem się do chłopaka ciepło i oddałem mu nuty.
– Jestem Shon, pierwszoroczny Gryfon. – Podał mi dłoń, którą z chęcią uścisnąłem.
– Remus Lupin, też zacząłem szkołę.
– Więc, Remus, co myślisz o lekcjach gry? – Przekrzywił sympatycznie głowę, jednak chwilę później się cofnął, marszcząc brwi. W tym samym momencie poczułem drażniący zapach lawendy, a silna dłoń ułożyła się na moim ramieniu.
– Miałeś leżeć w łóżku, dziecino.
Z trudem udało mi się powstrzymać przed ukąszeniem tej dłoni. Odwróciłem się, naburmuszając nieświadomie, co Syriusz skwitował lekkim uśmiechem. Pogładził moje włosy, spoglądając zjadliwie na Shona. Chłopak odwrócił się bez słowa i ruszył wzdłuż korytarza.
– Odczep się, Black! Mówiłem już, że nie potrzebuję niańki! – warknąłem, splatając ręce na piersi.
Odpowiedział mi tylko cichym śmiechem. Oparłem się o ścianę, odwracając głowę. Miałem nadzieję, że sobie pójdzie. On jednak pochylił się nade mną, opierając łokieć i pięść nad moją głową. Jego oczy zabłysły, a usta ułożyły w delikatnym grymasie czułości. Zapewne do mojej osoby.
– Wiesz, Remi śniłeś mi się dzisiaj – jego szept brutalnie przedarł ciszę panującą tuż przed dzwonkiem. Uniosłem brwi, zaskoczony. Zwróciłem twarz w jego kierunku, nadając jej jak najobojętniejszy wyraz. Od wewnątrz zżerała mnie ciekawość. Pogładził moje włosy. I ten jego słodki oddech Przesunął dłoń na moją szyję.
– Całowałem cię tu I tu – Jego ręka przejechała po moim ramieniu. Zatoczył nią małe kręgi na mojej piersi, dalej wyliczając. Ciepłe palce przesunęły się po moim brzuchu, okrążyły pępek i zatrzymały na podbrzuszu. Zmysłowe usta wydęły się zbereźnie. Zadrżałem, moja twarz paliła żywym ogniem. Wcisnąłem się w ścianie, spoglądając w otchłań jego oczu. Wstrzymałem oddech, jednak zdziwiłem się, gdy zrozumiałem, że nie patrzy na mnie. Ciągle wpatrywał się w niską postać, oddaloną o zaledwie kilka kroków. Zapłonąłem ze wstydu. Zacisnąłem wargi, odpychając Blacka.
– Lecz się! – warknąłem, stąpając ciężko w stronę dormitorium. Ukradkiem zerknąłem na Shona. Z pewnością wziął mnie za cholernego homoseksualistę, o tym idiocie nie wspomnę. Głupi, głupi Black! Nie dość, że ma nierówno pod sufitem, to próbuje pociągnąć mnie za sobą na dno. Zazgrzytałem zębami. Mimo złości, ulżyło mi. Nie wiem, jakbym zareagował, gdyby rzeczywiście śnił o

Resztę dnia spędziłem w miękkim fotelu, przeglądając notatki Lilianny. Na zapiski chłopaków przecież nie miałem co liczyć. Nie zdziwiłem się, gdy Shon przeszedł obok mnie godzinę później, zamykając się w swojej sypialni. Nie powiem, żeby mnie to strasznie obchodziło, ale na pewno nie byłem zachwycony swoją nową, niby to, orientacją. Ukradkiem wypatrywałem także Syriusza, marząc o rzuceniu się mu do gardła. Doprawdy godne pożałowania. 
Jednak, mimo że ściemniało się coraz bardziej, nie wszedł do pokoju wspólnego. Już otwarcie gapiłem się na drzwi, pozostawiając notatki na stole. Irytowałem się tylko dodatkowo i niepotrzebnie swoim nielogicznym zachowaniem. Czemu, gdy powiedział to wszystko, zrobiło mi się tak gorąco? Przecież na początku nie byłem zły, właściwie, to nawet nie wiem, co czułem. Cholernie, cholernie, cholernie irytujące!
Po chwili jednak zrozumiałem przynajmniej, dokąd mógł się udać. Z wolna podszedłem do okna, wypatrując wirującej w powietrzu postaci. Była tam i wywołała dreszcze, których z pewnością się nie spodziewałem. Zaczerwieniłem się na tę reakcję swojego organizmu. Jednak musiałem dowiedzieć się, co powoduje u niego takie zachowanie. Wsunąłem się do pogrążonej we śnie sypialni i sięgnąłem po szalik. Chwilę szarpałem się z Jamesem, próbując wyrwać spod jego ciała moją kurtkę, moje wysiłki jednak spełzły na niczym. Opatuliłem się więc swetrem. Po chwili przemykałem korytarzami z sercem bijącym znacznie szybciej, niżbym tego chciał. Droga na dwór przebiegła jednak dziwnie prosto jak na ogrom mojego nieszczęścia. Już chwilę później wyszedłem na błonia, ukrywając usta w wełnianym szaliku.
Ciemne włosy wirowały w pięknym tańcu, czarując. Usta śmiały się niemo, jak i oczy, wpatrzone w nocne sklepienie. Tak, z bliska wyglądał wyjątkowo cudownie. Stałbym tak zapewne jeszcze jakiś czas, zachwycając się jego widokiem, jednak nie trwało długo, nim mnie zauważył. Popłynął ku mnie, z gracją lądując na ziemi. Odrzucił włosy do tyłu, uśmiechając się ciepło.
– Co tu robisz, dziecino?
Westchnąłem, odwracając wzrok. Chwila, po co ja tu właściwie przyszedłem? Nie mam pojęcia, ale na pewno nie by wysłuchiwać jego monotonnego „dziecino”. Prychnął z rozbawieniem, po czym oparł się o drewniany kij.
– Nie przepadasz za lataniem, co nie? – Zmrużył oczy, jak zawsze gdy chciał mnie czymś zirytować. Wzruszyłem ramionami, nie dając mu powodów do triumfu. Wzniosłem oczy ku niebu, przyglądając się srebrnej tafli księżyca. Przeszedł mnie dreszcz. Jutro, jutro, jutro Niemalże kląłem na odpychający czar tej piekielnej nocy.
Poczułem, jak dłoń Syriusza oplata mnie w pasie i przyciska moje plecy do swojego torsu. Uniosłem brwi. Siedziałem na miotle, która wznosiła się coraz wyżej i wyżej. Chwyciłem szybko drewniany kij między swoimi nogami, wzdychając z ledwością.
– Lubisz noc, Remi? – Lawendowe ramiona zacisnęły się na moim pasie, łapiąc pobielałe dłonie. Zmarszczyłem brwi, unosząc lekko głowę, by zobaczyć jego twarz, wychylającą się znad mojego ramienia.
– Nienawidzę. Jest okropna. – Z obrzydzeniem zerknąłem w stronę gwiazd i ich srebrnego zarządcy. Usłyszałem przyjemny śmiech, tuż za sobą.
– Nie mogę pozbyć się wrażenia, że mówisz to tylko ze względu na mnie.
– Nie cenisz się zbyt wysoko? – Uniosłem kącik swoich ust, wpatrując się w niego z politowaniem.
– Ja ją uwielbiam – mruknął, lekceważąc moją wypowiedź. Przytknął policzek do mojego i zanurkował w stronę drzew Zakazanego Lasu. Po chwili szybowaliśmy nad ich wierzchołkami, chłodzeni przez lodowaty wiatr. Był dla mnie teraz ukojeniem, inaczej nie potrafiłbym wytłumaczyć wciąż pojawiających się wypieków.
– Czemu ci się nie podoba? – wrócił do naszej rozmowy z nagła.
– Czyżbym znowu zdobył punkt?
– Ach, masz rację, ciągle się zapominam – zaśmiał się, gładząc moje dłonie. Wzdrygnąłem się lekko, czując ciepło bijące od jego rąk na swoich udach. Wypuściłem gorące powietrze z płuc. Zawirowało nad nami, gdy Syriusz znowu zniżył lot. Zerknąłem w dół, przyglądając się własnemu odbiciu. Uniosłem brwi, zaskoczony, a po chwili zesztywniałem gwałtownie, odchylając się do tyłu i wciskając tym samym w Blacka. Woda, jezioro w Zakazanym Lesie. Było coraz bliżej, i bliżej i gdy już myślałem, że obu nas czeka kąpiel, miotła wyrównała swój lot. Trząsłem się jak osika, wciskając paznokcie w drewniany trzon. Zawiśliśmy w powietrzu, tuż nad taflą wody. Podciągnąłem nogi, jak tylko mogłem najwyżej, by nie stracić równowagi.
– Przecież cię trzymam – w jego głosie słychać było zaskoczenie. Pokręciłem głową, wstrzymując oddech, zaciskając powieki. Cisza, tylko donośne bicie mojego serca. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że mój towarzysz się uśmiecha. – Jesteś ze mną bezpieczny. Nie dałbym cię niczemu. – Zanurzył usta w mojej szyi, muskając ją raz, jakby próbując przed ukąszeniem. Otworzyłem z wolna oczy, oblizując usta. Wpatrywałem się przed siebie, czując nagłe ciepło pełznące po moim ciele od niewinnego pocałunku. On jest Kuszący jak czekolada. – Wierzysz mi, prawda?
Wierzyłem, jak mógłbym mu teraz odmówić? Spuściłem nogi, dotykając czubkiem trampka gładkiej tafli. Jaki potwór dałby mu radę? Przecież nie istnieje na świecie nic bardziej wkurzającego od samego Blacka. Westchnąłem, zadzierając głowę.
– Patrz, to moja gwiazda – zmysłowy szept potrząsnął moimi bębenkami.
Spojrzałem za jego dłonią. Tak, jego gwiazda, położona w gwiazdozbiorze Wielkiego Psa, tuż obok Mirzama. Westchnąłem. Gdy na nią patrzyłem, niebo naprawdę było piękne. 
Może to właśnie wtedy pokochałem ciemną noc.

6 komentarzy:

  1. O matko! Uwielbiam Cie! Piszesz w niesamowity sposob. Dopiero zaczynam czytac, a już nie potrafie sie oderwac od komputera!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah, dziękuję bardzo! :') Jestem taka szczęśliwa! Tylko nie przedawkuj Remusa, bo ci zacznie oko latać :D

      Usuń
  2. Jak słodko <3 To chyba najlepsze Wolfstar, jakie kiedykolwiek czytałam. Jest naprawdę świetne :^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję :')
      Może jakoś przy okazji zrobię listę świetnych wolfstarowych fanficów. Niestety 99% z nich będzie w języku angielskim :(

      Usuń
  3. ... teraz naprawdę nie mam pojęcia co mogę Ci napisać, oczywiście oprócz tego, że jak zwykle było genialnie :D
    I znowu spłonęłam rumieńcem! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem że trochę dawno to pisałaś ale ja to dopiero odkryłam i mam wrarwraż że wszyscy dosłownie wszyscy zarywają do remiego czy on oprucz wilczkiem jest jeszcze maże willą co ?!

    OdpowiedzUsuń