Leżałem w łóżku, ukrywając oczy przed wścibskim słońcem. Aż
kipiałem ze złości, wściekły na chłopaków. Ciągle jeszcze słyszałem syriuszowe „dziecino”, wtrącone między zdaniami Williama: „jesteś jeszcze słaby” i „zostajesz dzisiaj w łóżku”.
Irytujące stworzenie, które upajało się moją niemocą. Skrzyżowałem ręce, posyłając
w kierunku lochów negatywną energię, która mnie przepełniała. Miałem nadzieję,
że któryś z nich ją odbierze.
Zagryzłem wargę, spoglądając przez okno.
Nuda emanowała ze mnie tak żywo, że była niemal namacalna. Obok leżał
podręcznik do obrony przed czarną magią, odrzucony tuż po natrafieniu na
rozdział poświęcony wilkołakom. Westchnąłem, spoglądając na śniadanie przyniesione przez Petera. Kremowe ciastko nadgryzł po drodze.
To już jutro, a ja nawet nie wiem, co
powiem chłopakom. „Czemu wychodzę tak późno? Ach, zrozum, James, za kilka
minut wyrosną mi futro i półmetrowe pazury. To taka niegroźna przemiana w
wilkołaka, nic wielkiego”. Och, przynajmniej doceni moją
troskę. Z trudem wypuściłem powietrze z płuc, przymykając oczy.
Jeszcze tylko pół godziny i
przyjdą tutaj, by pożartować trochę z „małego Remuska”. Ach,
nie ukrywam, że nie przeszkadzałoby mi to aż tak bardzo, gdyby nie
długowłosa, smukła postać z olśniewającym uśmiechem i urokliwym spojrzeniem. Doprawdy godne
pożałowania, Remus. Najbardziej denerwująca osoba na świecie przyciąga cię tak
brutalnie tym swoim słodkim zapachem. Te jego ciągłe sztuczki, prowadzące do Merlin
wie czego. Bałem się tego, co myśli o mnie, a jednocześnie tak kusiło mnie, by
dowiedzieć się wszystkiego.
Odkąd go poznałem, jestem pełen sprzeczności.
Rozmyślanie przerwała mi cicha,
fortepianowa muzyka. Uniosłem brwi, znowu spoglądając w stronę okna. Smutne
nuty pełne dynamiki przepływały tuż za warstwą szkła. Podniosłem się i
przycisnąłem dłonie do szyby, starając się zlokalizować źródło dźwięku. Po
chwili stwierdziłem, że to ta sama sala muzyczna, przeznaczona do ćwiczeń chóru. Czyżby był to znowu profesor Dumbledore? Nie byłem przekonany, a coś
przyciągało mnie do harmonijnej melodii. Bez dłuższego namysłu zdecydowałem się na
naciągnięcie na siebie swetra i spodni.
Wyszedłem cicho z pokoju, modląc się, by
nie natrafić na któregoś z nauczycieli. Szybko przemykałem korytarzami, z
nieukrywaną uciechą wsłuchując się w coraz głośniejszą muzykę. Już po chwili
stanąłem pod drzwiami. Odetchnąłem głębiej, zachwycony harmonią gładkich
dźwięków. Przymknąłem oczy, czując wciąż narastające napięcie.
I wtedy sparaliżował mnie strach. Nie
potrafiłem otworzyć tych drzwi, niepewny kogo za nimi zastanę. Może będzie to
jakiś inny nauczyciel? A może to Lucjusz, który z chęcią odegra się na mnie za
bardzo dawną, ale niestety niezapomnianą stłuczkę. A może to któryś z duchów, a
może anioł? Anioł, anioł… Pianino to narzędzie wręcz boskie, tylko anioły na
nim grają… Otworzyłem drzwi, ośmielony tą wizją.
Przy niebiańskim instrumencie siedział
niewysoki chłopak. Jego długie, ciemne włosy były związane luźno wstążką. Kocie
oczy błyskały spod przymkniętych powiek, pogrążone w zadumie. Postać, pięknie
wyprostowana, zdawała się nie oddychać, podczas gdy dłonie śmiało błądziły po
powierzchni fortepianowych zębów. Krótkie kosmyki włosów wirowały pod lekkim
drganiem głowy pianisty, poruszane oddechem zaczerpniętym z nagłej potrzeby. I
to był już drugi raz, gdy zakochałem się w tym instrumencie.
Nagle muzyka umilkła. Ciało pianisty
jednak nie chciało oderwać się od klawiatury. Tak dobrze to rozumiałem, też
chciałem ją dotykać, zmuszać do wydania pięknych melodii. Trwaliśmy w ciszy,
minuta za minutą, gdy nagle złote oczy spojrzały na mnie bez wyrazu. Zadrżałem
gwałtownie i spuściłem wzrok. Ciche kroki odbiły się w mojej głowie głośnym
echem. Przede mną stanął młody muzyk.
– Podoba ci się?
Zmusiłem się, by zerknąć na niego.
Dziecięca twarz wpatrywała się we mnie z nieufnością. Przełknąłem ślinę.
– Pewnie, że tak.
Ze zdziwieniem obserwowałem, jak w jednej
chwili twarda maska rozpada się na milion kawałków, pozostawiając tylko uśmiech
na twarzy chłopaka.
– To kawałki Wariacji Goldergowskich Bacha. – Wyciągnął w moją stronę zapisany nutami
pergamin.
– Nie znam się na
tym – wyprzedziłem jego pytanie, przyglądając się zabawnym znaczkom,
które zupełnie nic dla mnie nie znaczyły. – Ale bardzo chciałbym nauczyć
się grać – mruknąłem, bardziej do siebie, niż do niego.
Uśmiechnąłem się do chłopaka ciepło i oddałem mu nuty.
– Jestem Shon, pierwszoroczny
Gryfon. – Podał mi dłoń, którą z chęcią uścisnąłem.
– Remus Lupin, też zacząłem szkołę.
– Więc, Remus, co myślisz o lekcjach
gry? – Przekrzywił sympatycznie głowę, jednak chwilę później się
cofnął, marszcząc brwi. W tym samym momencie poczułem drażniący zapach lawendy,
a silna dłoń ułożyła się na moim ramieniu.
– Miałeś leżeć w łóżku, dziecino.
Z trudem udało mi się powstrzymać przed
ukąszeniem tej dłoni. Odwróciłem się, naburmuszając nieświadomie, co Syriusz skwitował
lekkim uśmiechem. Pogładził moje włosy, spoglądając zjadliwie na Shona. Chłopak
odwrócił się bez słowa i ruszył wzdłuż korytarza.
– Odczep się, Black! Mówiłem już, że
nie potrzebuję niańki! – warknąłem, splatając ręce na
piersi.
Odpowiedział mi tylko cichym śmiechem. Oparłem się o ścianę,
odwracając głowę. Miałem nadzieję, że sobie pójdzie. On jednak pochylił się
nade mną, opierając łokieć i pięść nad moją głową. Jego oczy zabłysły, a usta
ułożyły w delikatnym grymasie czułości. Zapewne do mojej osoby.
– Wiesz, Remi… śniłeś mi się
dzisiaj – jego szept brutalnie przedarł ciszę panującą tuż
przed dzwonkiem. Uniosłem brwi, zaskoczony. Zwróciłem twarz w jego
kierunku, nadając jej jak najobojętniejszy wyraz. Od wewnątrz zżerała mnie
ciekawość. Pogładził moje włosy. I ten jego słodki oddech… Przesunął dłoń na
moją szyję.
– Całowałem cię tu… I tu… – Jego ręka przejechała po moim ramieniu. Zatoczył nią małe
kręgi na mojej piersi, dalej wyliczając. Ciepłe palce przesunęły się po
moim brzuchu, okrążyły pępek i zatrzymały na podbrzuszu. Zmysłowe usta wydęły
się zbereźnie. Zadrżałem, moja twarz paliła żywym ogniem. Wcisnąłem się w
ścianie, spoglądając w otchłań jego oczu. Wstrzymałem oddech, jednak zdziwiłem
się, gdy zrozumiałem, że nie patrzy na mnie. Ciągle wpatrywał się w niską
postać, oddaloną o zaledwie kilka kroków. Zapłonąłem ze wstydu. Zacisnąłem
wargi, odpychając Blacka.
– Lecz się! – warknąłem,
stąpając ciężko w stronę dormitorium. Ukradkiem zerknąłem na Shona.
Z pewnością wziął mnie za cholernego homoseksualistę, o tym idiocie nie
wspomnę. Głupi, głupi Black! Nie dość, że ma nierówno pod sufitem, to próbuje
pociągnąć mnie za sobą na dno. Zazgrzytałem zębami. Mimo złości, ulżyło mi. Nie
wiem, jakbym zareagował, gdyby rzeczywiście śnił o …
Resztę dnia spędziłem w miękkim fotelu,
przeglądając notatki Lilianny. Na zapiski chłopaków przecież nie miałem co
liczyć. Nie zdziwiłem się, gdy Shon przeszedł obok mnie godzinę później, zamykając się w swojej
sypialni. Nie powiem, żeby mnie to strasznie obchodziło, ale na
pewno nie byłem zachwycony swoją nową, niby to, orientacją. Ukradkiem
wypatrywałem także Syriusza, marząc o rzuceniu się mu do gardła. Doprawdy godne
pożałowania.
Jednak, mimo że ściemniało się coraz
bardziej, nie wszedł do pokoju wspólnego. Już otwarcie gapiłem się na drzwi,
pozostawiając notatki na stole. Irytowałem się tylko dodatkowo i niepotrzebnie swoim nielogicznym zachowaniem. Czemu, gdy powiedział to wszystko, zrobiło mi
się tak gorąco? Przecież na początku nie byłem zły, właściwie, to nawet nie
wiem, co czułem. Cholernie, cholernie, cholernie irytujące!
Po chwili jednak zrozumiałem przynajmniej, dokąd mógł się udać. Z wolna podszedłem do okna, wypatrując wirującej w
powietrzu postaci. Była tam i wywołała dreszcze, których z pewnością się nie
spodziewałem. Zaczerwieniłem się na tę reakcję swojego organizmu. Jednak
musiałem dowiedzieć się, co powoduje u niego takie zachowanie. Wsunąłem się do
pogrążonej we śnie sypialni i sięgnąłem po szalik. Chwilę szarpałem się z
Jamesem, próbując wyrwać spod jego ciała moją kurtkę, moje wysiłki jednak spełzły na
niczym. Opatuliłem się więc swetrem. Po chwili przemykałem korytarzami z sercem
bijącym znacznie szybciej, niżbym tego chciał. Droga na dwór przebiegła jednak dziwnie
prosto jak na ogrom mojego nieszczęścia. Już chwilę później wyszedłem na
błonia, ukrywając usta w wełnianym szaliku.
Ciemne włosy wirowały w pięknym tańcu,
czarując. Usta śmiały się niemo, jak i oczy, wpatrzone w nocne sklepienie. Tak,
z bliska wyglądał wyjątkowo cudownie. Stałbym tak zapewne jeszcze jakiś czas,
zachwycając się jego widokiem, jednak nie trwało długo, nim mnie zauważył.
Popłynął ku mnie, z gracją lądując na ziemi. Odrzucił włosy do tyłu,
uśmiechając się ciepło.
– Co tu robisz, dziecino?
Westchnąłem, odwracając wzrok. Chwila, po
co ja tu właściwie przyszedłem? Nie mam pojęcia, ale na pewno nie by
wysłuchiwać jego monotonnego „dziecino”. Prychnął z rozbawieniem, po czym oparł się o drewniany kij.
– Nie przepadasz za lataniem, co
nie? – Zmrużył oczy, jak zawsze gdy chciał mnie czymś
zirytować. Wzruszyłem ramionami, nie dając mu powodów do triumfu.
Wzniosłem oczy ku niebu, przyglądając się srebrnej tafli księżyca. Przeszedł
mnie dreszcz. Jutro, jutro, jutro… Niemalże kląłem na odpychający czar tej
piekielnej nocy.
Poczułem, jak dłoń Syriusza oplata mnie w
pasie i przyciska moje plecy do swojego torsu. Uniosłem brwi. Siedziałem na
miotle, która wznosiła się coraz wyżej i wyżej. Chwyciłem szybko drewniany kij
między swoimi nogami, wzdychając z ledwością.
– Lubisz noc,
Remi? – Lawendowe ramiona zacisnęły się na moim pasie, łapiąc
pobielałe dłonie. Zmarszczyłem brwi, unosząc lekko głowę, by zobaczyć jego
twarz, wychylającą się znad mojego ramienia.
– Nienawidzę. Jest
okropna. – Z obrzydzeniem zerknąłem w stronę gwiazd i ich srebrnego zarządcy. Usłyszałem przyjemny śmiech, tuż za sobą.
– Nie mogę pozbyć się wrażenia, że
mówisz to tylko ze względu na mnie.
– Nie cenisz się zbyt
wysoko? – Uniosłem kącik swoich ust, wpatrując się w niego z
politowaniem.
– Ja ją
uwielbiam – mruknął, lekceważąc moją wypowiedź. Przytknął policzek do
mojego i zanurkował w stronę drzew Zakazanego Lasu. Po chwili szybowaliśmy
nad ich wierzchołkami, chłodzeni przez lodowaty wiatr. Był dla mnie teraz ukojeniem, inaczej
nie potrafiłbym wytłumaczyć wciąż pojawiających się wypieków.
– Czemu ci się nie
podoba? – wrócił do naszej rozmowy z nagła.
– Czyżbym znowu zdobył punkt?
– Ach, masz rację, ciągle się
zapominam – zaśmiał się, gładząc moje dłonie. Wzdrygnąłem się
lekko, czując ciepło bijące od jego rąk na swoich udach. Wypuściłem gorące
powietrze z płuc. Zawirowało nad nami, gdy Syriusz znowu zniżył lot. Zerknąłem
w dół, przyglądając się własnemu odbiciu. Uniosłem brwi, zaskoczony, a
po chwili zesztywniałem gwałtownie, odchylając się do tyłu i wciskając tym samym w Blacka. Woda, jezioro w Zakazanym Lesie. Było coraz bliżej, i
bliżej i gdy już myślałem, że obu nas czeka kąpiel, miotła wyrównała swój lot.
Trząsłem się jak osika, wciskając paznokcie w drewniany trzon. Zawiśliśmy w
powietrzu, tuż nad taflą wody. Podciągnąłem nogi, jak tylko mogłem najwyżej, by
nie stracić równowagi.
– Przecież cię trzymam – w
jego głosie słychać było zaskoczenie. Pokręciłem głową,
wstrzymując oddech, zaciskając powieki. Cisza, tylko donośne bicie mojego
serca. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że mój towarzysz się uśmiecha. – Jesteś ze mną bezpieczny. Nie
dałbym cię niczemu. – Zanurzył usta w mojej szyi, muskając ją
raz, jakby próbując przed ukąszeniem. Otworzyłem z wolna oczy, oblizując
usta. Wpatrywałem się przed siebie, czując nagłe ciepło pełznące po moim ciele od niewinnego
pocałunku. On jest… Kuszący jak czekolada. – Wierzysz mi, prawda?
Wierzyłem, jak mógłbym mu teraz odmówić?
Spuściłem nogi, dotykając czubkiem trampka gładkiej tafli. Jaki potwór dałby mu
radę? Przecież nie istnieje na świecie nic bardziej wkurzającego od samego Blacka.
Westchnąłem, zadzierając głowę.
– Patrz, to moja
gwiazda – zmysłowy szept potrząsnął moimi bębenkami.
Spojrzałem
za jego dłonią. Tak, jego gwiazda, położona w gwiazdozbiorze Wielkiego
Psa, tuż obok Mirzama. Westchnąłem. Gdy na nią patrzyłem, niebo
naprawdę było piękne.
Może to właśnie
wtedy pokochałem ciemną noc.
O matko! Uwielbiam Cie! Piszesz w niesamowity sposob. Dopiero zaczynam czytac, a już nie potrafie sie oderwac od komputera!
OdpowiedzUsuńHahahah, dziękuję bardzo! :') Jestem taka szczęśliwa! Tylko nie przedawkuj Remusa, bo ci zacznie oko latać :D
UsuńJak słodko <3 To chyba najlepsze Wolfstar, jakie kiedykolwiek czytałam. Jest naprawdę świetne :^)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję :')
UsuńMoże jakoś przy okazji zrobię listę świetnych wolfstarowych fanficów. Niestety 99% z nich będzie w języku angielskim :(
... teraz naprawdę nie mam pojęcia co mogę Ci napisać, oczywiście oprócz tego, że jak zwykle było genialnie :D
OdpowiedzUsuńI znowu spłonęłam rumieńcem! ;)
Wiem że trochę dawno to pisałaś ale ja to dopiero odkryłam i mam wrarwraż że wszyscy dosłownie wszyscy zarywają do remiego czy on oprucz wilczkiem jest jeszcze maże willą co ?!
OdpowiedzUsuń