33. Cud nocy Halloween

Nie wiedziałem, jak to wszystko się skończy, ale moje myśli z jakichś powodów skupiły się wokół jednego wspomnienia, które kiedyś przeważyło o moim szczęściu, skazując mnie na dwa lata samotności. Wtedy, na pierwszym roku, kiedy Regulus i Syriusz wdali się w bójkę w bibliotece nie przypuszczałem, jakie konsekwencje poniesie za sobą moje tchórzostwo. Myślałem, że ta cała sytuacja nie dotyczyła mnie w tak dużym stopniu, sądziłem, że wkrótce ich sprzeczka pozostanie tylko mglistym wspomnieniem. Ale nie miałem racji i już wkrótce byłem zmuszony pożegnać się z Syriuszem. Rozstać się z jego długimi włosami, błyskającymi gniewnie oczami i zniewalającym zapachem. Starałem się przypomnieć sobie ostatni raz, kiedy jego agresywny uśmiech mieszał się z wyartykułowanym słowem „dziecino”. Panicznie chwytałem się każdego szczegółu, który tak samo, jak zapamiętać, próbowałem zapomnieć.
Pamiętam strach, który mnie sparaliżował, kiedy pewnego marcowego poranka, podczas mycia zębów, nie potrafiłem sobie przypomnieć jego dotyku. W łazienkowym lustrze zobaczyłem, jak moje źrenice rozszerzają się, a szczoteczka wypada mi z ust. Nie udało mi się złapać jej w porę i kiedy z bijącym sercem pochylałem się, by podnieść zgubę, poczułem ciepłe strumienie wylewające się z moich oczu na policzki. Nim się obejrzałem, siedziałem pod ścianą, płacząc głośno, jak dziecko, starając się zetrzeć z twarzy wciąż przybywające łzy. Ciągle wspominam przerażenie na twarzy Petera, który wpadł do łazienki zaniepokojony, i mocny uścisk Williama, który bez słowa chwycił moje ramiona i podnósł mnie z zimnej posadzki, przyciskając do siebie.
Nie mogli zabrać mi Syriusza, nie teraz, kiedy tak bardzo nie umiałem wyobrazić sobie życia bez niego. Ledwo łapiąc oddech, przyspieszyłem kroku, słysząc dwie pary stóp wciąż wyprzedzające mnie o długość korytarza.
– To nie twoja sprawa! – głos Syriusza brzmiał coraz wyraźniej. Wybiegając zza zakrętu, zobaczyłem jego napiętą, gotową do skoku sylwetkę i dwóch Ślizgonów, przed którymi stał, obnażając zęby.
Snape skrył się za Regulusem, chwytając poły jego szaty i dysząc ciężko ze zmęczenia. Młodszy z braci wpatrywał się w Syriusza z mieszaniną zaskoczenia i zniesmaczenia, podczas gdy ten gromił wzrokiem pierwszoklasistę. Młody Ślizgon patrzył ze zgrozą na wycelowaną w siebie różdżkę.
– Wydajesz się dość poruszony, Syriuszu – Regulus odchrząknął i odgarnął niedbałym ruchem swoje długie włosy na plecy. Teraz i on patrzył na witkę, a w jego oczach pojawiła się kiepsko skrywana irytacja. – Celować w nieuzbrojonego? Widzę, że przejąłeś część nienagannych manier Reagana, winszuję – wycedził przez zęby, stając przed młodszym Ślizgonem i całkowicie zasłaniając go własnym ciałem.
– Odsuń się, Reg, mam do pogadania z tym
– Brata się z tym brudnym półkrwistym, Regulusie! – zza pleców młodszego Blacka doszedł nas ociekający nienawiścią syk Snape'a. – Widziałem ich! Widziałem te wszystkie niemoralne, obrzydliwe rzeczy
– Półkrwistym? – nagle twarz Regulusa diametralnie się zmieniła. Jego oczy zapłonęły, a usta lekko uchyliły się w geście oburzenia. Starszy Ślizgon znienacka sięgnął dłonią za siebie, wyciągając pierwszorocznego na przód za kołnierz. – O którym półkrwistym mówisz, Snape? Albo mi się wydaje, albo trochę się zagalopowałeś. Okazywać taką pogardę spadkobiercy rodu Blacków, będąc jedynie małym, niedomytym synem mugola? – Nie otrzymując odpowiedzi, Regulus potrząsnął chłopcem parę razy. – No?! Powiedz mi, czemu ośmielasz się patrzeć krzywo na zabawy kogoś o wyższym pochodzeniu i znacznie bardziej szlachetnym autoramencie, co? Co ci do tego, kogo pieprzy spadkobierca dziedzictwa najczystszego z klanów świata magicznego? – Młodszy z braci beznamiętnie wydął wargi, wywracając oczami i mocniej zaciskając w garści koszulę Ślizgona. – Czy masz prawo do oceniania nawet najgorszego z dostojnych Blacków, będąc tylko nikim innym, jak przeciętnym robalem, który pasożytuje na czarodziejach czystej krwi, chcąc stać się kimś, kim nigdy być nie będzie mógł? Co ci do tego, czy mój brat – Regulus zacisnął zęby i resztę cedził nieco ciszej, przysuwając twarz do twarzy Snape'a – rucha czystokrwistych, półkrwii, centaury, rusałki, wilkołaki, szlamy czy może nawet mugoli? Powiedz mi, żałosna ofiaro losu. No już, gadaj! – młodszy z Blacków wyprostował swoje ramię, uderzając ciałem chłopaka o twardą ścianę i przyszpilając go do niej.
Poczułem, że robi mi się naprawdę słabo. Czemu on to wszystko mówił? Czemu tak go traktował? Ta cała gadka o rodowodach, centaurach i… Czemu? Czemu wpadł na na
Wilkołak, wilkołak, wilkołak.
– Syriusz, ja chyba zaraz 
Spadłem w ciemność.

Uchyliłem powieki, czując pulsujący ból w czaszce. Powoli przesunąłem wzrokiem wzdłuż długiego snopu światła sączącego się przez okno na przestrzeń między łóżkami. Nieco uniosłem się na łokciach, czując, jak migrena blednie w miarę, jak odzyskuję świadomość. Powoli przypominałem sobie, co stało się, nim zemdlałem. Snape, Regulus i
– Obudziłeś się! – Syriusz dopadł do mojego ramienia, chwytając mnie za dłoń i zamykając ją w swoich dwóch. Spojrzałem na niego zdezorientowany. – Na miecz Godryka, myślałem, że po comiesięcznych maratonach, nie zemdlejesz po byle przebieżce szkolnymi korytarzami. Cholernie mnie wystraszyłeś. – Chłopak pokręcił głową, krzywiąc się lekko i przewracając oczami, poirytowany. Wziąłem głęboki oddech i podniosłem się do pozycji siedzącej, badając wolną dłonią swój stan.
– Nie obiłem się chyba bardzo – powiedziałem, nie ukrywając zdziwienia. Black przysunął moją dłoń do swojej twarzy i złożył na jej wierzchu całusa z uśmiechem.
– Oczywiście, przecież cię złapałem – podniósł się i krótko przeczesał swoją grzywkę palcami. – Jak się czujesz?
– Jestem zupełnie zażenowany – przyznałem, ukrywając twarz w dłoniach. Nagle drgnąłem. – Syriusz, co z tym małym Ślizgonem? – Wbiłem wzrok w Gryfona, patrząc coraz bardziej podejrzliwie na jego blednący uśmiech.
– Załatwiliśmy tę sprawę.
– Co to ma znaczyć? Wcale mi się to nie podoba! – zaprotestowałem od razu, chwytając jego rękaw i szarpiąc za niego, by skupić na sobie wzrok chłopaka. – Może i zachowywał się, jak świnia, ale to nie upoważniało was do
– Chyba nie rozumiesz – oschły ton Syriusza zamknął mi usta. – Gdyby powiedział moim rodzicom, przenieśliby mnie. Tak jak dwa lata temu. Zniknąłbym z twojego życia. Tylko że tym razem na zawsze. Nie pozwoliliby mi się z tobą kontaktować – Black wydał z siebie krótki śmiech, który napełnił moje serce goryczą i żalem – a uwierz mi, oni mają swoje sposoby na to, bym był posłuszny. – Znienacka złapał mnie za ramiona, przysuwając swoją twarz do mojej. Lekko skuliłem się, czując nagły strach, który odebrał mi oddech. Strach spowodowany szaleństwem w jego oczach, ale także tymi przerażającymi słowami. Brzemię samotności dało o sobie znać, wiercąc mi dziurę w brzuchu.
– Nie – powiedziałem stanowczo, uczepiając się jego koszuli. – Nie, nie, nie – Pokręciłem głową, wpatrując się w jego ciemne tęczówki, zupełnie ograbione ze wszystkich gwiazd, które zwykle dodawały mi otuchy. – Nie pozwolę im.
Spojrzenie Syriusza złagodniało, tak jak uścisk jego ramion. Powoli chwycił moją twarz w dłonie i ucałował mój nos.
– Przepraszam, cały się trzęsiesz, przepraszam – powiedział niemal szeptem, obcałowując moje policzki. Zamrugałem kilkukrotnie, czując lekkie muśnięcia też na łuku brwiowym i powiekach. Oplotłem szyję chłopaka ramionami i przyciągnąłem go do siebie. – Nie zostawię cię. Mówiłem ci, że cię już nie zostawię, prawda? Choćbym miał działać nawet wbrew grawitacji, nie dam im nas rozdzielić. Dlatego musiałem go przekonać, żeby nikomu nic nie mówił. Ale nie martw się. Nic mu nie jest. Wierzysz mi? – Syriusz zajrzał mi w oczy i, najwyraźniej widząc w nich potwierdzenie, uśmiechnął się miękko i czule.
– Co, jeśli Jeśli się jakoś dowiedzą? – spytałem nieśmiało.
– Wtedy ucieknę. Ucieknę tak, by nigdy mnie już nie znaleźli. Nic mnie nie powstrzyma, Remus.
– Możesz Możesz mieszkać ze mną. Mama i tata się zgodzą. Jeśli tylko – spojrzałem na niego niepewnie – nie przeskrobiesz czegoś na świętach.
Melodyjny śmiech Syriusza potoczył się po pokoju, a jego rozbawione oczy znowu zabłysły swoim naturalnym, szalonym blaskiem.
– A ty, jak zwykle, martwisz się tylko o swój tyłek.
– Ktoś z nas dwóch musi – powiedziałem już zupełnie spokojny.
– Źle rozumiesz moje intencje. Twój tyłek znajduje się w ścisłej pierwszej dziesiątce moich zmartwień – w jego głosie rozpoznałem zawadiacki ton.
– Nie bądź niepoprawny. Najpierw mnie straszysz, a teraz świntuszysz – skarciłem go pstryczkiem w nos. Przymknął jedno oko, krzywiąc się nieładnie, po czym znowu odzyskał dobry humor. Uśmiechnął się i znienacka wtulił twarz w moją koszulkę. Usłyszałem jego głośno oddycha, kiedy jego policzek otarł się o moją pierś, przyjemnie grzejąc ją swoją bliskością. Wsunąłem dłoń we włosy chłopaka, gładząc je powolnymi ruchami. W tym momencie nie mogłem uwierzyć, że ktoś byłby w stanie go ode mnie oderwać. Prędzej straciliby wszystkie kończyny, niż zdołali zabrać mi Syriusza. Był mój, a ja byłem jego. Wbrew wszystkiemu wciąż tkwiliśmy na tym samym torze, na tej samej orbicie, spleceni nierozerwalną więzią, która była tak samo dokuczliwa, jak rozkoszna.
– Kocham cię, Syriusz – wziąłem głęboki wdech i nim zmieniłem zdanie, wypaliłem: – Kocham cię jak nic innego na tym świecie.
Poczułem, jak mocniej zaciska palce na koszulce, którą miałem na sobie. Przez chwilę milczeliśmy i nie śmieliśmy się poruszyć. Przyjemne ciepło wirowało w moich wnętrznościach, ogrzewając każdy zakamarek ciała. Byłem pewien, że Syriusz też czuje tę błogość. Wróciłem do głaskania go po głowie, spojrzałem w dół na jego przytuloną do mnie sylwetkę. Ściągnięty chyba moją wolą, uniósł twarz i uśmiechnął się, napotykając mój wzrok. W oczach, które widziałem, było tyle miłości, że niemal udławiłem się tym czarującym widokiem. Usłyszałem, jak chłopak pociąga nosem i zobaczyłem, jak siłą próbuje zatrzymać w sobie wzruszenie. Lawendowy oddech owionął mnie, kiedy Syriusz wypuścił gwałtownie powietrze i pokręcił lekko głową, krótko przesuwając dłonią po swojej powiece.
– Jesteś niemożliwy, dziecinko. – Black wsunął się całkowicie na łóżko, układając na brzuchu i wtulił twarz w moją szyję. Przyjemny dreszcz przeszedł mi po karku, wyrywając z gardła krótki chichot. – Co?
– Trochę łaskocze. – Przymknąłem powieki, czując na sobie jego spokojny oddech. Prychnął cicho, powodując kolejny, przyjemny odruch mojego ciała.
– Dzisiaj Halloween – wymamrotałem, spoglądając w stronę padającego na dywan snopu światła.
– Dzisiaj Halloween – powtórzył. – Zaraz zaczyna się zabawa. Chcesz iść? – Uniósł się na łokciu i zawisnął nad moją twarzą. Po namyślę skinąłem głową i znowu usiadłem, masując swój kark.
– Czemu nie? Możemy się trochę tam pokręcić i podpatrzeć, co się dzieje. – Wstałem i otworzyłem swoją walizkę, szukając w niej czegoś mniej pogniecionego niż mój mundurek. – Gdzie reszta? – spytałem, wynajdując z ciemnego zakamarka czystą koszulkę. Syriusz powoli podszedł do mnie i sięgnął swoimi dużymi dłońmi do guzików mojej koszuli, rozpinając ją. Uniosłem na niego wzrok, wpatrując się w jego pełny miłości uśmiech i zamyślone spojrzenie. – Syriusz?
Chłopak popatrzył na mnie z tajemniczym błyskiem w oku i od razu wiedziałem, co się dzieje.
– Nic mi nie powiedzieliście?! – uniosłem brwi, rozkładając ręce.
– Nie gniewaj się. Właściwie to była zupełna improwizacja i to nawet nie jest jakaś wielka intryga. Wręcz na tyle mała, że mogli poradzić sobie bez nas, dwóch najtęższych umysłów tego zespołu.
– Zabawne – mruknąłem, odwracając wzrok. Nieco zmarkotniałem. Przez parę miesięcy namawiali mnie, żebym zniżył się do ich poziomu i dołączył do tego śmiesznego zgrupowania Huncwotów, a teraz, stawiając na swoim, postanowili i tak działać na własną rękę. Jakie to wkurzające.
Drgnąłem, kiedy Syriusz zsunął z moich ramion koszulę i zajął się rozpinaniem moich spodni. Poczułem, jak policzki palą mnie żywym ogniem. Złapałem jego nadgarstki, patrząc mu w oczy.
– Poradzę sobie. – Cofnąłem się o krok, odwracając do chłopaka bokiem, i zmieniłem ubranie, jak najszybciej tylko umiałem, starając się nie zwracać uwagi na to, jak bacznie mi się przygląda. W końcu podszedł do mnie, zmniejszając znowu odległość między nami do nieznośnej, i przeczesał palcami moje włosy.
– Powinieneś częściej tak chodzić. Masz ładne ciało, nie musisz się ukrywać pod za dużymi swetrami.
– Po co mówisz mi takie rzeczy? – odburknąłem, pocierając dłonią swój policzek i odwracając twarz, by nie widział, jak bardzo jestem zawstydzony. Tak naprawdę nie upierałem się, by nosić ubrania w dużych rozmiarach. Po prostu bardzo dobrze się w nich czułem i na dodatek zawsze było mi ciepło. Zawsze, nawet kiedy Syriusz nie był obok mnie.
– Bo dobrze wyglądasz. – Dłoń Syriusza wyznaczyła palący, lawendowy wzór na moim ramieniu. Wbiłem wzrok w chłopaka, unosząc brew.
– To zwykła czarna koszulka z długim rękawem – wzruszyłem ramionami, pochylając się lekko w przód.
– Która bardzo ładnie na tobie leży – uśmiechnął się i przesunął palcami wzdłuż mojego obojczyka, zahaczając nimi w końcu o dekolt koszulki. – Jesteś taki chudy.
– Przepraszam. – Przewróciłem oczami i splotłem ramiona na piersi, zerkając w stronę drzwi. Słońce już prawie skryło się za koronami drzew Zakazanego Lasu, pogrążając pokój w półmroku.
– Zawsze, jak cię obejmuję, wydajesz mi się taki kruchy. – Syriusz wziął mnie w objęcia i oparł podbródek na moim ramieniu, zmuszając mnie do stanięcia na palcach. – Powinieneś nabrać trochę ciałka.
– Narzekasz na mnie? – zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, do czego pije.
– Nie, raczej martwię się tym, że mdlejesz z byle powodu i przez całą zimę masz katar, w okresach przejściowych miewasz migreny, a jak chorujesz, to zawsze na najgorsze możliwe zapalenie płuc. – Poczułem jego dłoń w swoich włosach. Przymknąłem powieki. Kciukiem lekko trącał wgłębienie na moim karku, powodując przyjemny dreszcz, przy którym nerwowo wbiłem palce w jego ramiona.
– Zawsze tak będzie, Syriusz – westchnąłem, delektując się jego zapachem i ciepłem. Uchyliłem powieki i skrzywiłem się lekko na nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Jak zwykle jestem powodem zmartwień dla tych, na których najbardziej mi zależy. – Zawsze będę miewał gorsze dni, będę słaby albo chory. Nie jestem w stanie nic na to poradzić.
Przez chwilę nie odzywaliśmy się, a Syriusz zaczął kołysać mnie w swoich ramionach. Błądziłem wzrokiem po pokoju, zastanawiając się, o czym myśli. Nieprzyjemny niesmak wciąż ściskał moje wnętrzności, przywołując do głowy najbardziej ponure scenariusze. Może to dla niego zbyt wiele? Rozumiem, że mnie lubi, kocha, może nawet bardzo, ale ostatecznie nie jest nikim innym jak piętnastolatkiem, który nie umie odnaleźć wspólnego języka ze swoją rodziną, boi się samotności i niezrozumienia, i sam nawet nie wie, co tak bardzo przyciąga go do mnie. Świadomość tego, że jestem dla niego tylko ciężarem, spowodowała kolejne ukłucie w sercu.
– Możemy spróbować jakoś temu zaradzić – odezwał się nagle, przerywając moje rozmyślania. Uniosłem brwi i odsunąłem się, chcąc spojrzeć mu w oczy. Uśmiechał się delikatnie, z troską wypisaną na swojej szlachetnej twarzy.
– Co masz na myśli? – spytałem, kiedy odgarnął moją grzywkę do tyłu, powodując gęsią skórkę na karku.
– Mówiłeś coś o samodyscyplinie, ale wydaje mi się, że nie do końca wiesz, co ona oznacza.
– Kto to mówi? – warknąłem, z niechęcią patrząc na roześmiane światełka w jego spojrzeniu.
– Uwierz mi, gdybym nad sobą nie panował, nasze obściskiwanki kończyłyby się zgoła inaczej.
– Nieważne – przerwałem jego wywód, nim się rozochocił, unosząc wyprostowaną dłoń na wysokość jego twarzy. Puścił mnie, postawił na ziemi i złapał moją dłoń, przykładając ją do swojego policzka.
– Mówiąc wprost, możemy popracować nad twoją sprawnością fizyczną i sprawdzić, czy to coś da – przymknął oczy, wsuwając swoje palce między moje i splatając nasze ręce.
– Chcesz ze mną trenować? – skrzywiłem się, nie ukrywając niechęci do tego pomysłu. Oczy Syriusza zalśniły w półmroku.
– W Durmstrangu o świcie wyciągali nas na codzienne ćwiczenia. Nawet w zimie. Kiedyś robiłem przysiady w śniegu sięgającym mi do pasa. – Chłopak roześmiał się, wspominając i pociągnął mnie w stronę wyjścia z sypialni. Wpatrzyłem się w jego profil, zaciekawiony. Nigdy wcześniej nie wspominał o drugiej szkole i nagle poczułem silną potrzebę, by opowiedział mi wszystko od razu.
– Słyszałem, że mają tam srogie zimy – przytaknąłem, licząc, że wyczyta z mojego spojrzenia prośbę o kontynuację historii. Parsknął, najwyraźniej rozbawiony tą miną. Zrównałem z nim krok, ściskając jego dłoń.
– Żebyś wiedział. I wcale nie palą w kominkach. Chyba podczas tych dwóch lat naliczyłem z sześć dni, kiedy profesor Rasmussen rozpaliła ogień w głównym holu, zresztą tylko dlatego, że woda w rurach zamarzła i skrzaty już trzeci dzień z rzędu musiały ratować się magią.
– Gdybym był w Durmstrangu, pewnie znaleźliby mnie kiedyś na środku korytarza bez życia, zamarzniętego od stóp do czubka głowy. – Na samą myśl zatrzęsłem się.
– Jeśli wcześniej nie wpadłbyś w jakąś zaspę i nie przezimował w niej aż do roztopów – przyznał Syriusz, starając się zachować powagę. Uśmiechnąłem się pod nosem i chwyciłem go za łokieć, wtulając się w jego bok. Nasze splecione dłonie przyjemnie grzały moje udo. – Raz, kiedy miałem wrażenie, że na dworze jest z minus czterdzieści, z nudów ja i moi współlokatorzy rozpętaliśmy bitwę na śnieżki pod nieobecność nauczyciela. Oczywiście nie obeszło się bez kary i cały rok został zmuszony do stu pięćdziesięciu pompek. Nigdy nie najadłem się tyle śniegu. Profesor Larsen miała swoje sposoby, żeby zaprowadzić porządek. Sięgała mi może do ramienia, ale w barach była chyba szersza niż którykolwiek z nas. – Uśmiechnął się do swoich myśli.
– Czyli jednak znalazłeś sobie kolegów i tam? – Oparłem usta na jego ramieniu, wpatrując się w niego wyczekująco. Black przymknął lekko oko, widać niechętnie wspominając akurat te aspekty.
– Wiesz, tam jest trochę inaczej. Dużą wagę przywiązuje się do czystości krwi, do tego wychowanie tam nie sprzyja zacieśnianiu się więzi między czarodziejami. Ale Brage i Mads nie byli najgorsi, chociaż pilnowali, żebym nie zadawał się z czarodziejami półkrwi.
– Och – palnąłem i zamknąłem usta, czując się jakoś dziwnie. Zacisnąłem palce na koszulce Syriusza.
– Do Durmstrangu nie przyjmują – zawahał się przez chwilę, oblizując wargi – dzieci mugoli. Ale czasem, pod pewnymi warunkami pozwalają niektórym półkrwistym uczyć się w szkole. I uwierz mi, są to zwykle najtwardsze sztuki. Zwykle wyróżniają się na tle wszystkich tych wygłaskanych maminsynków i nie dają sobie w różdżkę dmuchać. W sypialni obok naszej mieszkał Odd Lovas. Pewnego wieczora, kiedy wracaliśmy z kolacji, Vinjar Huynh, ten czystokrwisty dupek, wziął ze sobą dwóch kolegów i zaczepił Odda. Szkoda, że tego nie widziałeś. Nawet nie wyciągnął różdżki. Załatwił ich jak Merlin Morganę, używając tylko dębowej laski – w głosie Syriusza słychać było podziw. Pokręcił głową. – Chciałem wtedy do niego podejść i spytać, czy wszystko w porządku, ale Mads od razu zaczął rzucać tymi wszystkimi tekstami, że z półkrwistymi to „lepiej na odległość”.
– Czemu się z nimi przyjaźniłeś? – spytałem, czując nagłą, podnoszącą mi ciśnienie irytację.
– Nie byli tacy źli, Remus, naprawdę nie byli. W sumie Brage trochę przypominał mi Williama. Był tak samo czarująco sarkastyczny – Syriusz wystawił język, przygryzając go ze złośliwością błyskającą w tęczówkach. – Poza tym starałem się nie wychylać. Ze względu na rodziców. Widząc, że jestem posłuszny, pozwolili mi tu wrócić – spojrzał w moim kierunku, zalewając mnie falą rozczulenia. Przymknąłem powieki, opierając skroń na jego ramieniu. Po chwili Syriusz zaczął nucić znaną chyba wszystkim przebywającym w jego towarzystwie melodyjkę. Pławiłem się w monotonnych dźwiękach i jego niskim głosie.
Głośną muzykę płynącą z Wielkiej Sali słychać było już u szczytu schodów na siódmym piętrze. W miarę, jak schodziliśmy, gwar powoli rozwarstwiał się na głośne rozmowy, śmiechy oraz mocny, wytupywany wieloma parami stóp rytm i klaskanie. Coś w tych dźwiękach jednak dziwnie nie pasowało do Hogwartu i po chwili utknąłem w bieganinie swoich myśli, starając się zrozumieć to niecodzienne wrażenie. Syriusz stąpał tuż obok mnie, sunąc dłonią po barierce. Nagle jego milczenie wydało mi się dziwnie podejrzane.
– Znam tę piosenkę – przez chwilę bałem się, że moje brwi dotkną skalpu nad czołem. Mojej mamie raz się to zdarzyło, kiedy po pierwszym roku powiedziałem jej, że to ja rozkopałem całą jej plantację lawendy. Chociaż to historia na kiedy indziej. – Słyszałem ją w radiu, w domu. To przecież mugolska muzyka! – przyspieszyłem nieco kroku, ciągnąc za sobą rozbawionego Blacka.

– Na to wygląda – mruknął tylko, obserwując moje podekscytowanie.
Drzwi do Wielkiej Sali były otwarte na oścież, a wnętrze skurczyło się co najmniej dwudziestokrotnie, przypominając wypełniony po brzegi mugolski pub. Zaraz przy wejściu stały dwa rzędy okrągłych stolików, przykrytych kraciastymi serwetami. Na każdym stała butelka po mleku, w którą wciśnięta została pojedyncza, herbaciana róża. Za stolikami, po lewo, znajdował się bar z długim, drewnianym blatem, który obsługiwali z pozoru najnormalniejsi w świecie mugolscy barmani, ubrani w białe koszule i czarne spodnie wyprasowane w kant. Na początku przyglądałem się im podejrzliwie, ale wyglądało na to, że miksują jedynie bezalkoholowe drinki. Na końcu pomieszczenia, na podwyższeniu, mieściła się prosta, wyłożona drewnianymi panelami scena, na której grał zespół złożony z trębacza, perkusisty, gitarzysty i uroczej wokalistki w chabrowej sukience poniżej kolan. Resztę sali zajmował wypełniony po brzegi parkiet, na którym szalał tłum nastolatków – mugoli, na pierwszy rzut oka. Im bliżej się im jednak przyglądałem, tym częściej wychwytywałem znajome twarze.
– Co tu się dzieje? – spytałem, tępo wpatrując się w całe zamieszanie. 
Syriusz położył mi dłoń na ramieniu, a gdy przeniosłem na niego bezmyślne spojrzenie, uśmiechnął się szeroko i przekroczył próg pomieszczenia. Zamrugałem kilkukrotnie, widząc jak w mgnieniu oka jego ubrania z szat, zmieniają się w prosty komplet dla nastolatków: białą koszulkę, dżinsy i skórzaną kurtkę. Oczywiście, nie mógł odpuścić sobie tej kurtki
– Chodź. Dzisiaj bawimy się po mugolsku. – Złapał mnie za dłonie i nim zdążyłem zaprotestować, wciągnął mnie do pomieszczenia. Przyjrzałem się sobie uważnie, dotykając swojego torsu, jednak nic w moim stroju nie uległo zmianie. Prawie nic. Marszcząc brwi, zdjąłem z nosa okulary i przyjrzałem się im.
– Zerówki? – Zerknąłem na rozbawionego Syriusza i przewróciłem oczami. Włożył mi szkła z powrotem i splótł ramiona na piersi.
– Seksi – zawyrokował, uchylając się przed moim lewym sierpowym.
– Jesteście! Łał, Remus, wyglądasz apetycznie. – James przechylił lekko głowę, stukając się palcem wskazującym w policzek. Jęknąłem cierpiętniczo i przez chwilę szarpałem się z Syriuszem, chcąc zdjąć te śmieszne szkła. Poddałem się dopiero, kiedy dołączył do nas Peter, podając Jamesowi kolorowego drinka.
– Pasują ci – wypowiedział się krótko i przyssał do swojej szklanki, próbując ukryć uśmieszek błądzący gdzieś w kąciku jego ust. Podrapałem się w tył głowy, poirytowany. – Jak ci się podoba zabawa?
– Jest zaskakująco czadowo. – Zmarszczyłem brwi, zaskoczony. – Czadowo… czad Co się tu, kurka wodna, dzieje? – Rozłożyłem ręce, wpatrując się w nich oskarżycielsko. Chciałem powiedzieć magicznie, ale zawsze, gdy już miałem wypowiedzieć to słowo, mój język wykręcał się i układał w zupełnie inne określenie. Spróbowałem jeszcze parę razy przy akompaniamencie śmiechu całej trójki. W końcu, cały czerwony ze złości i zawstydzenia, wbiłem wzrok w Jamesa.
– To taka sztuczka. Jak byłem mały, często wygadywałem się zwykłym dzieciakom, kim jestem i co potrafię robić. Skończyło się tym, że mama musiała stosować tę metodę, bym tak nie paplał. – Okularnik wziął się pod boki, bezgranicznie z siebie dumny. Uśmiechnąłem się, kręcąc głową. Brzmiało jak coś, co James mógł robić w młodości.
– Więc nie mogę powiedzieć niczego związanego z miejscem, w którym się znajdujemy ani tym, jak bardzo genialny jest to pomysł? – Rozejrzałem się, już bardziej rozluźniony i otwarcie zachwycony.
– Możesz nas chwalić. Nie żałuj sobie. – Syriusz odgarnął mi grzywkę z oczu, lekko ciągnąc mnie za włosy i wywołując gęsią skórkę na moich ramionach.
– Błyskotliwy, wyjątkowy, rewelacyjny, kuty na cztery nogi pomysł – westchnąłem, zadowolony. – I wszyscy tak po prostu zaczęli się bawić?
– Na początku zrobiło się małe zamieszanie, ale hej, sam powiedziałeś, że mucha nie siada. – James wsunął dłonie w kieszenie. Miał na sobie swoje własne ubrania, bo zawsze w wolne dni chodził w mugolskich ciuchach. Zresztą tak jak ja. Ubrany był w białą koszulkę i kraciastą kamizelkę. Widząc, że się w niego wpatruję, poprawił okulary i uśmiechnął się wesoło. – Tylko Ślizgoni właściwie z miejsca się zebrali i tyleśmy ich widzieli. Zostały tylko jakieś niedobitki. – Wskazał gestem Regulusa i Zabiniego, którzy rozmawiali o czymś zawzięcie pod przeciwległą ścianą. Wyglądali na mocno zdenerwowanych i poirytowanych. W końcu na naszych oczach Zabini odwrócił się na pięcie, unosząc wysoko brodę i wypadł z pomieszczenia, racząc nas złowrogim spojrzeniem.
– Gdzie zgubiliście Williama? – zagaiłem, kiedy Ślizgon zniknął z mojego pola widzenia.
– Chyba wciąż w kuchni. Wysłaliśmy go, bo z jakichś powodów wszyscy pomocnicy Mikołaja bardzo go lubią. – James zaczął stukać palcem w szklankę w swojej dłoni. Widząc moją nietęgą minę, westchnął. – No wiesz Takie dość niskie z bardzo spiczastymi uszami.
Wydałem z siebie pomruk zrozumienia, domyślając się, że nie mógł użyć bardziej magicznego słowa. Wyjrzałem zza pleców chłopaka, zauważając Lily nieśmiało zerkającą w naszym kierunku zza pleców chłopaków. Machnąłem niedbale dłonią, uśmiechając się. Podeszła do nas, splatając dłonie za sobą i wypinając lekko pierś, gdy wszystkie pary oczu zostały skierowane w jej stronę.
Wyglądała ślicznie w bladoróżowej sukience wyciętej dość głęboko w kwadratowym dekolcie. Włosy rozpuściła na piegowate ramiona, a długie rzęsy podkreśliła jakimś specyfikiem. Chyba nie tylko ja byłem pod wrażeniem.
– Cześć – odezwała się niepewnie, odchrząkując zaraz, bo jej głos wybrzmiał dziwnie słabo. – To wasza sprawka, prawda?
– Podoba ci się? – wypalił James, wpatrując się w dziewczynę z lekko zaróżowionymi policzkami. Spojrzała na niego, zupełnie zawstydzona i zaskoczona szybką odpowiedzią.
– Tak, bardzo. – Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się szeroko, przyprawiając tym grymasem dłonie Jamesa o drżenie. – Jest zupełnie, jakbym była w domu. Ja – rozejrzała się i wykreśliła ręką duży łuk. – Totalnie się zakochałam.
James chyba też. Kompletnie nie wychodziło mu udawanie, że było inaczej. Stał cały czerwony, z głupawym uśmiechem majaczącym w kąciku ust i niesamowicie błyszczącymi oczami.
– Ślicznie wyglądasz – powiedziałem, chcąc jakoś uratować sytuację. Lily spojrzała na mnie z wdzięcznością i założyła włosy za ucho, szepcząc podziękowanie.
– Ty też wyglądasz świetnie – powiedziała, przysuwając się do mnie o krok. Nacisnęła dłonią na nosek moich okularów, uśmiechając się wesoło.
– Okulary są seksi, nie, Lilka? – Oczy Syriusza zabłysnęły nad ramieniem rudej, a jego usta wygięły się w cwaniackim uśmieszku.
– Muszę przyznać. – Zobaczyłem, jak Słońce przygląda mi się uważnie. Poczułem jakieś dziwne ciepło rozchodzące się po moich członkach. – Zawsze miałam słabość do chłopaków w okularach – przyznała. Ramiona Jamesa drgnęły gwałtownie, a sam chłopak podskoczył i złapał nagle ramię Syriusza. Zobaczyłem głębokie zadowolenie w oczach Blacka.
– Chodźmy potańczyć – powiedział nagle, popychając okularnika na dziewczynę. Lily obejrzała się za siebie, zupełnie zdezorientowana. – Remus, ty też.
– Zaraz. Umieram z głodu – odchrząknąłem, odwracając twarz, by nie widzieć pełnego politowania wzroku Syriusza, który od razu poznał się na moim kłamstwie. Nie skomentował go jednak, wkrótce znikając w tłumie uczniów razem z resztą.
Westchnąłem i podszedłem do długiego stołu na lewo od wejścia do Wielkiej Sali. Nagle nabrałem ochoty na lody czekoladowe i miałem cichą nadzieję, że je tu znajdę. Przesunąłem wzrokiem po daniach rozłożonych na białym obrusie. Niestety znalazłem tylko dyniowy budyń. Może być.
Wsunąłem pierwszą łyżeczkę do ust i odwróciłem się w stronę parkietu, szukając spojrzeniem Huncwotów i Lily. Czujne spojrzenie oczu tuż przede mną zmroziło mi krew w żyłach. Cofnąłem się gwałtownie, uderzając pośladkami o stół. W bardzo nieprzyzwoitej odległości ode mnie stał śniady brunet z zielonymi oczami, z pewnością wartymi grzechu. Był mniej więcej mojego wzrostu, chociaż jego sylwetka wcale nie przypominała mojej. Miał bardziej umięśnione ramiona i wydawał się znacznie bardziej proporcjonalny w porównaniu z moim rozciągniętym, płaskim torsem. Ubrany był w prostą, czarną koszulę z wywiniętymi rękawami i spodnie. Uśmiechnął się półgębkiem widząc, że uważnie badam jego osobę wzrokiem. Nic dziwnego, że Ann zaryzykowała wyznanie mu swoich uczuć. Patrick Brown wyglądał z bliska jak marzenie.
– Cześć – powiedział, a pod wpływem jego niskiego głosu moje kolana zaczęły się trząść. Cholera, Remus, weź się w garść!
– Hej! – palnąłem trochę za szybko i za głośno. Mocniej zacisnąłem dłoń na łyżeczce, która wypadła mi z ust. Wyprostowałem się, starając się wykrzesać z siebie choć odrobinę nonszalancji. – Patrick, prawda? Jestem Remus. – Po chwili zastanowienia, włożyłem łyżeczkę do pucharka z budyniem i wyciągnąłem dłoń do chłopaka.
– Wiem. – Miał silny uścisk, a jego ręka była tak ogromna, że zacząłem się zastanawiać, czy zwykle nie trzyma kafla jednorącz. No tak, Patrick był jeszcze ścigającym Gryffindoru. – Świetna impreza. – Chłopak zerknął na mój deser, po czym przesunął łakome spojrzenia na moją twarz. Z trudnością przełknąłem ślinę.
– Nie przepadam za głośnymi przyjęciami. – Obserwowałem, jak staje obok mnie i przeszukuje wzrokiem stół. Zaśmiał się krótko, zerkając w moją stronę.
– Zauważyłem, że nie lubisz rzucać się w oczy. Przynajmniej nie tak bardzo, jak reszta Huncwotów. – Zniechęcony ofertą bufetu, odwrócił się i stanął obok mnie, znowu jakoś niezręcznie blisko, opierając dłoń zaraz obok mojej. – Nie wiedziałem, że nosisz okulary.
– Nie noszę – odchrząknąłem, wyjąc w duchu z zażenowania. Ta banda debili mi za to zapłaci. – To kolejny żart Syriusza – wycedziłem.
– Całkiem udany. – Mimo, że na niego nie patrzyłem, usłyszałem zadowolenie w jego głosie. Otwarcie mnie podrywa, co robić?
– Słyszałem, że jako drugi skończyłeś miksturę u Slughorna. Gratuluję. Moja była totalną katastrofą.
– Wszystko jedno czy byłem drugi, czy dziesiąty. Zależało mi na głównej nagrodzie.
Czemu? – słowo dziwnie zawisło w powietrzu i stało się dla mnie niemal namacalne. Spojrzałem na Patricka, by zobaczyć niebezpieczny błysk w jego oku.
– Lubię stawiać na swoim – stwierdził, łapiąc dwoma palcami rękaw mojej koszulki. Mocniej zacisnąłem dłonie na blacie stołu za mną. – A ty, co lubisz, Remus?
– Lawendę – samo wyrwało się z moich ust. Uniosłem wzrok, i zobaczyłem Regulusa, idącego do nas. Po raz pierwszy ucieszyłem się na jego widok. – Hej.
– Lupin, pozwól no na słówko. – Znienacka złapał mnie za koszulkę na ramieniu i pociągnął w stronę wyjścia.
– Ej! – Patrick zaczął protestować, ale twarde spojrzenie młodszego z Blacków nieco go wystraszyło. – Remus, w porządku? – spytał, zaciskając ręce w pięści. Machnąłem tylko dłonią z uśmiechem, łapiąc nadgarstek Ślizgona i pociągnąłem go na korytarz. Dopiero będąc na zewnątrz, odetchnąłem z ulgą.
– Pewnie cię to nie obejdzie, ale uratowałeś mi życie.
– Wszystko jedno, Lupin, gdzie jest moja różdżka? – Chłopak wyciągnął dłoń, bacznie mi się przyglądając.
– William ją ma.
Zobaczyłem, jak mina mu rzednie. Odwróciłem wzrok. Coś mi tu nie pasowało.
Gdzie? – wycedził przez zęby. Wzruszyłem ramionami.
– Już powinien tu być. Coś musiało go zatrzymać.
Regulus wydał z siebie jęk poirytowania i odwrócił się, by odejść.
– Nie zostajesz na imprezie? – spytałem, wsuwając dłonie w kieszenie i przygryzając policzek.
– Slytherin co roku urządza popijawę w pokoju wspólnym. Bardziej Na poziomie – zakomunikował, zerkając z niechęcią na bawiących się uczniów. Po chwili znowu skupił na mnie wzrok i uśmiechnął się lekko, jakby wpadł na jakiś wyjątkowo paskudny pomysł. – Może chcesz iść ze mną? Wyglądasz dzisiaj niczego sobie, nawet nie będzie mi wstyd.
– Dzięki – warknąłem, mrużąc oczy. – Raczej nie skorzystam.
– Szkoda. Jeśli zmienisz zdanie, wpadnij. Hasło to Toujours Pur.
Pretensjonalne, myślałem, patrząc jak powolnym krokiem odchodzi korytarzem w kierunku lochów. Westchnąłem i wróciłem do Wielkiej Sali. Nie chcąc ryzykować kolejnego spotkania z Patrickiem od razu ruszyłem w stronę parkietu. Kątem oka zauważyłem proste plecy Syriusza. Nogi wrosły mi w ziemię, kiedy zobaczyłem, kogo trzyma w ramionach. Moje zęby zgrzytnęły.
Tańczył razem z zachwycającą Lily Evans, wtuloną w jego atrakcyjne ciało. Jej twarz wyrażała czystą błogość, kiedy przymykała powieki i uśmiechała się bardzo delikatnym i dziewczęcym uśmiechem. Zobaczyłem baczny wzrok Jamesa i Petera, którzy zabawiali przez ten czas Ann i Dorcas – koleżanki rudej. Zatrzęsłem się ze złości i odwróciłem na pięcie. Chciałem dogonić Regulusa.
Przemierzając puste korytarze, wciąż nie mogłem się uspokoić, widząc oczami wyobraźni splecione ciała Syriusza i Lily. Miałem przestać być o nią zazdrosny, ale przychodziło mi to z większą trudnością, niż się spodziewałem. Zresztą Syriusz nie wymagałby tego ode mnie, gdyby wiedział o wszystkim. Nie miał pojęcia, że dziewczyna była w nim szaleńczo zakochana. Jej dzisiejsze zachowanie dodatkowo tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Poczułem cierpki smak zdrady. Nie Syriusza, tylko tej Lily. Obiecywała, że nie będzie się wokół niego kręcić, przysięgała, że nie ma złych intencji. A dzisiaj pewnie specjalnie wystroiła się w tę wystrzałową sukienkę i czekała tylko na chwilę, by poświecić dekoltem przed tym cholernym arystokratą bez honoru.
Usłyszałem czyjeś głosy, a chwilę później tępe uderzenie w coś miękkiego i krótki jęk. Zmarszczyłem brwi, zwalniając kroku, zaniepokojony. Jakaś bójka? Kiedy zbliżyłem się do zakrętu, do moich uszu dotarły nagle zgoła inne odgłosy. Przylgnąłem plecami do ściany. Byłem zbyt ciekaw, by się teraz wycofać. Wyjrzałem na równoległy korytarz, odnajdując wzrokiem całującą się parę. Szczęka opadła mi niemal do samej ziemi.
To było dwóch chłopaków, przyciśniętych do siebie przy ścianie. Żywość, dynamiczność i esencjonalność ich pocałunków spowodowała, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Ślizgon trzymał w mocnym uścisku włosy chłopaka, który wciąż na niego napierał z dłońmi wspartymi na zimnym murze. Po brodzie Gryfona spływała cienka strużka krwi sączącej się z jego wargi; zapewne skutek ciosu, który słyszałem chwilę temu. Zapomniałem jak się oddycha w momencie, gdy zobaczyłem, że ręka Regulusa wsuwa się na krocze Williama.

Przejebane, przejebane, pora łączyć się z Szatanem.

16 komentarzy:

  1. MUAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA.
    Dziękuję. :'')

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww, doczekałam się kolejnego rozdziału!
    Co do Williama, to coś myślałam, że kręci z kimś, choć nie przyszłoby mi na myśl, że z Regulusem. Całkiem urocze. A co do Lily, to coraz bardziej mnie irytuje...
    Rozdział jak zawsze wspaniały i czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, no chyba nie musieliście jakoś szczególnie długo czekać! :)
      William i Regulus mają niesamowicie wciągający dla mnie love/hate relationship. Zresztą, jak się okazuje, nie tylko dla mnie. Od dłuższego czasu już to planowałam.
      Co do Lily, postaw się w jej sytuacji. Tak samo, jak twardo wspieram Remusa w jego frustracji, tak jest mi jej troche żal, że zakochała się akurat w Syriuszu.
      Dziękuję za komentarz, jak zwykle. Bardzo miło mi się ciebie czyta :')

      Usuń
  3. Miałam ostatnio dość okropne samopoczucie, ale po przeczytaniu tego myślę, że banan z twarzy nie zejdzie mi chociaż przez tydzień :) Borze, jak ja kocham to opowiadanie! Dziękiiiiiiiii ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjemność po mojej stronie! Oby twoje samopoczucie się polepszyło na dniach. Na każdy problem znajdzie się jakieś rozwiązanie, prędzej czy później, pamiętaj. Postaram się wkrótce zabrać za kolejną część i cię tak sztucznie podtrzymywać przy życiu :)
      Pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz!

      Usuń
  4. Nie wiem czemu komentuję dopiero teraz, ale od jakiegoś czasu jestem twoją wierną czytelniczką <3 Może to dlatego, że odkryłam, iż masz na swoim blogu odnośnik do mojego (nie wiem dlaczego w dziale "katalogi i ocenialnie")

    Kocham to opowiadanie nawet nie wiesz jak bardzo. W dzień kiedy odkryłam twojego bloga przeczytałam wszystkie posty w jeden wieczór (siedziałam do 4 czy 5). Nie będę się rozpisywać na temat wspaniałości wszystkich poprzednich rozdziałów, za to skupie się na tym...

    Uważam, że Remus powinien w końcu powiedzieć Syriuszowi, o tym o czym wie. W sensie Lily. W takiej sytuacji jak jest sam działa na swoją niekorzyść i rani siebie i Syriusza. A nazywanie Lily "Słońcem" jest takie kochanie i śliczne ^_^.

    Jeszcze jedno: JA WIEDZIAŁAM!!! WIEDZIAŁAM O WILLU I REGULUSIE!!! Po pewnym czasie noolifeienia w yaoi masz już tak wyrobiony gej-radar, że wyczuwasz pewne rzeczy. I TAK BYŁO W TYM PRZYPADKU! Nawet nie wyobrażasz sobie jak zareagowałam na tą scenę. To było jeden wielki spazm radości i głośne "kyaaaa". I takie dokładnie jest to opowiadanie, jedno wielkie "kyaaa".

    Pozdrawiam, weny i może zajrzysz do mnie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam cię w linkach, ponieważ widziałam, że jestem w twoich polecanych i spory ruch internetowy przechodzi z twojego bloga na mój, a ja nie jestem zwolennikiem pracy niewolniczej, nie pochwalam precedensu posyłania dzieci do pracy za marne grosze w Azjii, a także bezrefleksyjnego pławienia się w darmowej reklamie w sieci. To było bardzo długie zdanie i wciąż nie jestem pewna, czy ma ono sens, więc skrótowo - chcę bardzo, ale to bardzo, podziękować ci za zlinkowanie mnie na swoim blogu.
      Numer Dos, czyli ja też nie wiem, dlaczego znalazłaś się w moich linkach pod "Katalogi i ocenialnie". Ostatnio starałam się ogarnąć trochę bloga pod względem logistycznym, wciąż jestem w trakcie poprawiania rozdziałów, długo się mi z tym schodzi, anyway, to było jakieś okropne przeoczenie, które już naprawiłam.
      Cieszę się, tak strasznie się cieszę, że mam ochotę cię wyściskać, że zdecydowałaś się skomentować. Każda osoba, która mnie czyta, dodatkowo motywuje mnie do cięższej pracy. A ostatnio, muszę przyznać, nad WG pracuję dzień i noc.
      To się zawsze dzieje – czytanie opowiadań do rana – czy tego chcemy, czy nie. Wyobraź sobie, że jeszcze miesiąc temu, kiedy miałam wesołe wakacje, znalazłam super opowiadanie Wolfstara, które było zakończone i miało dziewięćdziesiąt jeden rozdziałów (to było tak z pińcet stron!). Spędziłam trzydzieści siedem godzin bez snu tylko dlatego, że jestem niepoważna. Inaczej nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Chociaż naprawdę nie polecam mojego stylu życia. Mnie się po prostu zbyt spieszy do grobu. Zresztą w ogóle uważam, że sen to strata cennego czasu.
      Co do Remusa, Syriusza, Lily i mówienia prawdy – hehe, nie no, doczekasz się. Już zaczęłam pisać kolejną część. Muszę sama ogarniać tę cholerną siksę, bo czasem miewa większe humorki ode mnie. I w końcu przywołam go do porządku, czy tego chce, czy nie. Mam nadzieję.
      Cieszę się, że wiedziałaś o nich dwóch! Zaskakująco mało osób się domyślało, chociaż ja razem z Piratem zupełnie pogrążyłyśmy się w uwielbieniu dla tego związku już jakiś czas temu. Co prawda, pokrzyżowałam niestety plany niektórych moich fanek, ale ja nie mogłam zrobić tego inaczej. William i Regi od zawsze, na zawsze! Cieszę się, że ta para ci się spodobała. W przypadku ochoty na więcej – pogadaj sobie z Piratem z e-Prozaca – ona wie dużo, dużo więcej dzięki specjalnemu wydaniu Remusa, złożonemu w jej chciwe rączki w ramach prezentu urodzinowego. Zresztą pewnie na fejsbuku jakoś niedługo nawiążę do tematu "Zaćmienia Księżyca" i innych dzieł, które powstały tak przy okazji.
      Dzisiaj nie wiem, co to umiar i piszę eseje, a nie komentarze. Może i lepiej, bo muszę napisać dużo za dużo do końca tego tygodnia. Między innymi też Remusa. Także kolejnej części, mam nadzieję, można będzie spodziewać się w przeciągu siedmiu dni.
      Chętnie! Naprawdę chętnie do ciebie wpadnę i poczytam, jak tylko znajdę odrobinę czasu. Obecnie pochłania mnie kolejna część WG, poprawki rozdziałów, prace nad nowym szablonem, pisanie tekstu na e-Prozaca, a no i jeszcze studiuję. Muszę jeszcze obejrzeć teksty Sumi, bo mnie dziewczyna kiedyś zamorduje za niedotrzymanie obietnicy. Ale jak tylko znajdę chwilkę, na pewno zerknę, poczytam, na pewno skomentuję.
      Swoją drogą, bardzo cieszę się, że postanowiłaś kontynuować pisanie bloga, mimo że ekipa ci się rypnęła. Nie daj się przeciwnościom losu i rób to, co kochasz!
      Chryste, już kończę!
      Dziękuję i pozdrawiam, całuję, ściskam i głaskam!

      Usuń
    2. Mam ci do powiedzenia tylko dwa słowa: WOW i DZIĘKUJĘ! <3
      Nie spodziewałam się odpowiedzi tak szybko (jeśli w ogóle) a tu proszę. Ten esej był przepełniony taką ilością ciepłych słów, że aż się wzruszyłam. Kojarzysz tą sytuację, kiedy dziewczyna siedzi z dłonią na ustach, a jej oczy niebezpiecznie błyszczą? To ja...
      Nie masz co się martwić, nie jestem małym chińskim dzieckiem, tylko staram się polecać tych, których cenię. Nie zawsze piszę komentarze i właśnie w ten sposób chcę jakoś to zrekompensować (?)
      Właściwie to moja fascynacja boyxboy/yaoi obraca się wokół bloggera i wattpada, więc nie do końca wiem co do mnie mówisz, ale sprawdzę!
      Jak znowu się rozpisałam to dodam coś jeszcze. Nie jestem zbytnio fanem fanficków takich bestsellerów jak HP czy jakiś innych filmów (nie mogę sobie przypomnieć). Do tego opowiadania podchodziłam z wielką rezerwą i jestem totalnie zakochana w nim. Kupiłaś mnie już pierwszym rozdziałem, serio.
      postanowiłam kontynuować pisanie, bo tak się przywiązałam do moich bohaterów, że nawet jeśli kiedykolwiek skończę z bloggowaniem (odpukać w niemalowane) to i tak będę pisać do szuflady. Więc co to za różnica. Tak, to jest to co daje mi szczęście i dziękuję, że mi to uświadomiłaś. Kocham to <3
      Oddaję uściski i z z niecierpliwością czekam na next.
      Pozdrawiam~

      Usuń
    3. Ja ci za to powiem: PROSZĘ i BARDZO.
      Jeśli chodzi o dziewczyny, dłonie na ustach i błyszczące oczy, to tak mniej więcej wyglądałam dzisiaj w nocy, tworząc nowy szablon i widząc, jak wszystko magicznie ląduje na swoim miejscu. Szkoda, że nikt tego nie nakręcił. Zachowywałam się co najmniej, jak zauroczony technologią debil.
      Bardzo cieszę się, że sprawiłam ci przyjemność. Potraktuj to, jak wdzięczność za komentarz. Naprawdę jestem tak samo zachwycona! Także cię cenię, jak każdego fana tej siksy Remusa, więc rozumiesz no... No!
      Tak strasznie, strasznie, strasznie mi miło ogólnie, bo moją historię z tym opowiadaniem zaczęłam już 6 lat temu (tak, SZEŚĆ!) i na początku pisałam z przekonaniem: skoro w sieci nie ma wystarczająco dużo dobrych opowiadań o Wolfstarze, to sama sobie takie napiszę! Ale w miarę, jak inni zaczęli to czytać i zaczęło im się podobać, chyba osiągnęłam swoje katharsis, bo co tu dużo gadać – miło jest sprawiać innym ludziom przyjemność.
      Im więcej piszesz, tym lepsza w tym będziesz. Niby ze wszystkim tak jest, ale czasem warto o tym wspomnieć, w gwoli przypomnienia.
      Pozdrawiam cię cieplutko, bo na zewnątrz taki ziąb!

      Usuń
    4. To tak jeszcze króciutko, nie rozpisując się - zaraz wychodze do szkoły- a pro pos nowego szablonu. Taki... Mało Remusowaty...
      I czy znajdę gdzieś guziczek obserwatorów, bo jakoś nie widzę..?

      Usuń
    5. No nie, a ja właśnie znalazłam ten obrazek i stwierdziłam, że taki remusowy! No cóż, jeśli odzew będzie negatywny, to wymyślę cos innego.
      Guziczek obserwatorów na samym dole strony :)
      A ja już wracam do domu, bo godziny dziekańskie xP

      Usuń
    6. A ja tak się bezczelnie wtrącę - Yavanno, gdybyś tylko mogła usłyszeć odgłosy kyaayopodobne, które wydobywają się ze mnie za każdym razem, gdy gdzieś w oddali choćby zamajaczy Willowo-Regulusowa relacja... to prędko byś ogłuchła, podejrzewam :') CIESZĘ SIĘ OGROMNIE, ŻE MAM Z KIM KYAAYOWAĆ (jeśli pozwolisz, oczywiście <3 )!!! ^^

      Usuń
    7. Pirat – jak zwykle zabójczo miła. Ty łapserdaku :3

      Usuń
    8. Oczywiście, pozwalam :D Im więcej Yaoistek w jednym miejscu tym lepiej. Chyba, że ktoś ma wrażliwe uszy :P

      Usuń
    9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń