Po porannej wizycie w bibliotece znalazłem się w Wielkiej Sali,
gdzie siedziało już całe towarzystwo. Z westchnieniem spojrzałem na Blacka,
opowiadającego coś czerwonym od śmiechu chłopakom. Jak zwykle świetnie bawili się beze mnie. Nie miałem chyba wyboru. Usiadłem obok Syriusza, napełniając szklankę sokiem jabłkowym.
– Możesz podać mi tosta?
Wokół mnie zapanowała cisza. Black podsunął mi pod nos koszyk z tostami. Machnąłem ręką w stronę dżemu, który
zaraz także znalazł się w mojej dłoni. Zająłem się smarowaniem kanapki, bez
okazywania głębszych emocji. Czułem, jak atmosfera gęstnieje, a spojrzenia
przyjaciół stają się coraz bardziej nachalne. Black wreszcie nie wytrzymał:
– Skąd ta nagła zmiana?
Zerknąłem na niego i przełknąłem pierwszy
kęs.
– Skoro już wepchnąłeś się między
nas, to zostań. – Wzruszyłem ramionami, podpierając głowę
na dłoni. Kątem oka zobaczyłem jego szeroki uśmiech.
– Jesteś aż nazbyt łaskawy,
dziecino. – Potarł kciukiem mój policzek, po czym oblizał palec,
patrząc na mnie w ten dziwny sposób: jak na jakąś napaloną dziewkę.
Zaczerwieniłem się, tracąc równowagę psychiczną.
– Nie dotykaj mnie,
zboczeńcu. – Odwróciłem twarz, nawet nie próbując skupić wzroku na
roześmianych chłopakach. Podniosłem się, oznajmiając, że zjem w drodze na zajęcia. Nie
zdążyłem jednak przejść nawet kilku kroków, kiedy przede mną zalśniła burza ognistych
włosów.
– Jesteś Remus,
prawda? – To była ta dziewczyna od eliksirów. Uniosłem brwi i
przytaknąłem. Uśmiechnęła się nieśmiało. – Lily
Evans – podała mi rękę, którą z grzeczności
uścisnąłem. – Wiesz, obserwowałam cię w klasie. Dziwne, że… Niewielu chłopców tak angażuje się w naukę.
Dalej szliśmy razem. Lilianna była córką
mugoli, ale szybko została zwerbowana do drużyny Slughorna jako cenny nabytek.
Fakt, że wyróżniała mnie z powodu mojej wiedzy trochę mnie krępował, ale
wydawała się być miłą osobą. Przedstawiła mi swoje koleżanki – Ann i
Dorcas – które z miejsca zaczęły zachwycać się moimi włosami. W
świecie dziewcząt czułem się chyba nawet bardziej niezręcznie niż z chłopakami.
Gdy wreszcie udało mi się im wyrwać,
popędziłem jak najdalej w obawie, że od tej pory będą moją kolejną plagą.
Jednak byłem zmuszony do zatrzymania się już za trzecim z kolei zakrętem.
Przede mną stali dwaj Ślizgoni, którzy natychmiast skojarzyli mi się z pewną
nieciekawą sytuacją. Jęknąłem w duchu. Szare oczy wbiły się w moje niczym ostre
szpile. Na twarzy sobowtóra Blacka powoli pojawił się uśmiech, pełen gracji i
niedbale ukrytej złośliwości.
– Znowu gdzieś się spieszysz,
kurduplu? – Blondyn chwycił mnie za kołnierz. Wpatrzyłem się w niego,
łapiąc jego mocno zaciśniętą pięść. Przeprosiłem znowu za tamten niemiły
incydent, co tylko pogłębiło ich rozbawienie.
– Widzisz go? – Brunet
chwycił jeden z kosmyków moich włosów.
– Taaak, wygląda jak
dziewczyna – zaśmiał się blondyn. – Ciekawe, jak ci będzie
bez tych kłaków… – Wyciągnął z kieszeni różdżkę. Zadrżałem i
pokręciłem błagalnie głową. W ustach mi zaschło, a głos zamarł w niemym
przerażeniu. Byłem przekonany, że to jeden z najgorszych dni, jakie
kiedykolwiek miałem zaszczyt przeżyć. Gdy, już niemal przekonany, że nie uniknę „kary”, spuściłem głowę, by nie dawać im chociaż tej satysfakcji,
usłyszałem głośne chlaśniecie.
Jak na komendę spojrzałem na zaskoczoną
twarz blondyna. W jednej chwili lawenda opanowała mój wyczulony zmysł
powonienia. Zaskoczony uniosłem wzrok, patrząc na Syriusza. Ślizgon dotknął
swojego zaczerwienionego policzka i zmierzył Gryfona wzrokiem.
– Ty zdrajco – zasyczał ku
wyraźnej uciesze Blacka. Impulsywnie przysunąłem się do chłopaka, czując jego
tors za sobą. Położył dłoń na moim ramieniu i zerknął na swojego sobowtóra.
– Regulusie.
– Syriuszu.
Ukłonili się sobie i rozeszli bez wydania z siebie
choćby jednego dźwięku więcej, nadal spotykając się spojrzeniami.
Patrzyłem na Blacka w konsternacji. Czułem, jak w żołądku mi się kotłuje.
Chłopak położył dłoń na mojej głowie.
– Co tam, lowelasie? – Poruszył
brwiami.
Zrezygnowałem z pytań. Z nim i tak bym się nie dogadał.
Październik
Z dnia na dzień robiło się coraz zimniej i
jak na złość gdzieś przepadły moje ciepłe rękawiczki. Wysłałem mamie list z
prośbą o przysłanie nowych. Przez ten miesiąc nie działo się nic specjalnego.
Codzienne wojny z Blackiem stały się normą. Nawet zaczynało bawić mnie
odgryzanie się mu i czasem łapałem się na tym, że myślę nad nowymi docinkami.
Znikał już trochę rzadziej, co było zapewne wynikiem coraz niższej temperatury.
Ale coś go ciągnęło do nocy tak, że po kilku dniach separacji lgnął do niej jak
szalony. Fascynował mnie odrobinę… A może nawet trochę bardziej. Był
człowiekiem, który nie mówił wiele o sobie. Zresztą nasze konwersacje nie mogły
nosić miana „rozmów”, a raczej przekomarzania się.
Zaczynały mnie jednak martwić jego
pomysły. W ciągu kilku tygodni poważnie dał nam się we znaki.
Nam – Gryffindorowi. Był jak skarbnica pomysłów na ciągłe kawały. Raz
podmieniał fiolki profesora Slughorna, innym razem wraz z resztą błądzili po
zakazanych korytarzach. Nie mieszałem się w to – nie chciałem nawet
słyszeć o kłopotach. Zazwyczaj gdy gdzieś znikali, siadałem w fotelu i
odrabiałem pracę domową, której z każdym dniem przybywało. Oni nie podzielali
mojego zapału, spisując wszystko w ostatniej chwili. Od tygodnia namawiali
mnie na wspólną eskapadę – niech zapomną. Mówili, że świetnie
pasowałbym do ich gromady młodych kryminalistów. Nazwali się Huncwotami, co wywoływało moje rozbawienie. Z czasem stali
się też na tyle popularni, że dziewczęta lgnęły do nich jak spragniony do
wody. Starałem się puszczać to mimo uszu, co wychodziło mi aż nazbyt łatwo.
– Dziecinooo… – szept
Syriusza, przedarł się przez wykład nauczycielki. Zmarszczyłem brwi, dalej
uparcie skrobiąc notatki na kartce. Woń lawendy otuliła mnie swoimi ramionami.
Silna dłoń chwyciła z niebywałą delikatnością moje włosy, zaczynając je
gładzić. – Może wybierzesz się z nami na
przerwie…
– Nie – przerwałem jego
wywód, nim na dobre się zaczął. Zmierzyłem go wzrokiem karcąco, wracając do pisania.
Gładkie palce sunęły po skórze mojej głowy, oddając jej przyjemne ciepło.
Zacisnąłem wargi, coraz bardziej się irytując. Chciałem już pozbyć się
słodkiego zapachu, zapomnieć o nim i wrócić do lekcji, tymczasem on nasilał się
z każdą chwilą, dręcząc. Mimowolnie zadrżałem. Odwróciłem głowę w stronę
Syriusza, niemalże wykrzykując ostrzeżenie.
W klasie zapadła cisza. Zamarłem, podczas
gdy Black wpatrywał się we mnie z niewyraźnym uśmieszkiem. Głośne chrząknięcie
profesor McGonagall zabrzmiało tuż obok mnie. Powoli odwróciłem się w jej
stronę, zaciskając wargi.
– Pan, panie Lupin, zostanie na
chwilę po lekcji. – W tej samej chwili zabrzmiał dzwonek. Wszyscy
poderwali się z miejsc i już po chwili nie było po nich śladu. Zadrżałem i
spuściłem głowę, wstając. Kątem oka dojrzałem złośliwy uśmiech Syriusza. Bez
wątpienia była to zemsta za opór. Spakowałem
się i podszedłem do biurka nauczycielki, mierzącej mnie spojrzeniem.
Po kilkugodzinnym przesadzaniu roślin u
pani Swan byłem zupełnie wyczerpany. Niemrawo szedłem korytarzem, by w końcu wypowiedzieć ciche hasło i wreszcie opaść na fotel. Droga ze szklarni była już
zbyt dużym wysiłkiem dla mnie. Objąłem się ramionami, wzdychając ze
zrezygnowaniem. Zerknąłem w stronę okna. Księżyc powoli ustawiał się na starcie
w grze, w której byłem głównym pionkiem. Mimowolnie zadrżałem. Pełnia już za trzy dni, a ja zupełnie nie wiedziałem, jak to rozegrać. Pozostawało mi
jedynie zamartwianie się, czego po krótkim czasie zaniechałem. Oparłem
policzek o fotel i przycisnąłem kolana do klatki piersiowej. Zamknąłem oczy,
domagając się błogiej ciszy i spokoju. Powoli otaczała mnie kojąca ciemność
nieświadomości, gdy nagle między snem a jawą poczułem zapach lawendy. Nie umiałem
jednak stwierdzić, czy było to prawdziwe uczucie, czy zrodzone ze snu.
Ciepła dłoń odgarnęła włosy z mojej szyi. Długie palce przesuwały się po wyeksponowanej skórze, a gdy się znudziły, zaczęły wykreślać linie mojej szczęki.
– Co ty robisz? – Otworzyłem
szybko oczy, gotując się ze złości. Głupi Black, przez którego miałem
głupi szlaban, na którym pieściłem głupie rośliny! On jednak zdawał się nie
zwracać uwagi na moje humorki. Uśmiechał się tylko z troską i raczej
wyimaginowanym współczuciem.
– Jesteś zły, dziecino?
Och, niemal zapomniałem o tych cudownych
określeniach odnoszących się do mojej osoby. Warknąłem niekontrolowanie,
podrywając się na nogi i ściskając jego koszulę w palcach.
– Jestem Remus! Remus, Remus,
Remus! – zawrzałem w jednej chwili, chcąc pozbyć się negatywnych
emocji poprzez rękoczyny. Wiedziałem, że twarz już dawno mi zburaczała.
Przecież Black wpatrywał się we mnie z tym rodzicielskim politowaniem, co zawsze tak mnie irytowało. – Nie jestem dzieckiem, nie potrzebuję
niańki! – Zadrżałem, zaciskając wargi. Uniósł brew, po czym
z figlarnym uśmieszkiem chwycił kosmyk moich włosów, gładząc go w palcach.
– Ach, Remi, Remi,
Remi… – Wsunął dłoń na mój policzek, po chwili przenosząc ją na mój kark.
Zadrżałem, uwięziony w pułapce jego wesoło błyskających oczu. Przyciągał mnie
rozkoszną wonią i siłą ramion. Na moich policzkach nadal widniały wypieki,
spowodowane już nie złością, a skrępowaniem. – Jesteś jeszcze
taki malutki, dobrze o tym wiesz.
Jęknąłem z bezsilności i odwróciłem twarz.
Zupełnie nic do niego nie docierało. Nie chciałem, żeby widział we mnie
dzieciaka, ale skutecznie bronił się przed moimi rzeczowymi argumentami.
Zmierzwił mi włosy, uśmiechając się i dalej obstając przy swoim. Ze złością
uderzyłem pięściami w jego tors. Nie drgnął. Chwyciłem materiał jego koszuli,
mnąc ją, uwalniając od kuszącego zapachu. Patrzyliśmy na siebie przy
akompaniamencie trzasków z kominka. Starałem się przyjąć hardą minę, by go
zmiękczyć, co skończyło się żałosnym niepowodzeniem. Przesuwał tylko dłonią, błądząc
w moich włosach, pieszcząc kark i skórę za uchem. Jego oczy zalśniły, gdy
pochylił się nade mną.
– Widzę tylko jedno wyjście z tej
sytuacji.
Zamrugałem szybko, gdy nasze usta nagle
znalazły się przerażająco blisko siebie. Odwróciłem twarz. Syriusz złożył na
moim policzku soczysty pocałunek, chichocząc cicho. Przejechał wargami po mojej
skroni, zostawiając nieprzyjemnie palący ślad. Cofnąłem się o krok, zakrywając
rozgrzany do czerwoności policzek dłonią. Chłopak uśmiechnął się i odrzucił
włosy do tyłu wyuczonym ruchem.
– Ale z ciebie dzieciak.
Syriusz to pedofil~
OdpowiedzUsuńZamotałam się trochę...
Ten jest kurna trzy lata starszy, ci są w pierwszej klasie...
Przegrzanie systemu, przegrzanie systemu!
Nie ogarniam ;-;
Syriusz jest 2 lata starszy, ale to szczegół... :)
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym że raczej pederasta niż pedofil.
OdpowiedzUsuńSyriusz to pedofil ;=; Cudowny pedofil <3 Syriusz życiem xd Kocham. To. Opowiadanie. <3
OdpowiedzUsuńCzy możemy przestać z Syriuszem i pedofilem? Syriusz nie jest pedofilem.
OdpowiedzUsuńPedofilia – rodzaj parafilii: stan, w którym jedynym lub preferowanym sposobem osiągania satysfakcji seksualnej jest kontakt z dziećmi w okresie przedpokwitaniowym lub wczesnej fazie pokwitania
W definicjach klinicznych osoba zaburzona (pedofil) jest osobą dorosłą, a przynajmniej „powyżej wieku dziecięcego”. Definicje instytucjonalne precyzują jej wiek na „przynajmniej 16 lat” i co najmniej 5 lat wyższy niż wiek dziecka, będącego preferowanym obiektem seksualnym.
Sposób definiowania dziecka jest kluczowym elementem w klinicznych definicjach pedofilii. Badacze problemu wskazują, że (ponieważ definicja kliniczna nie powinna opierać się na normach społecznych i prawnych, zmiennych kulturowo), przy odróżnianiu pedofilów od niepedofilów naturalną granicą dzieciństwa jest granica biologiczna, wyznaczona przez zmiany wyglądu związane z dojrzewaniem. Dziecko, z punktu widzenia biologii, to osoba w wieku przedpokwitaniowym – taka, u której nie pojawiły się jeszcze oznaki dojrzewania. Preferowanym przez pedofila obiektem pożądania jest właśnie dziecko przed okresem dojrzewania.*
[link do artykułu]
Z powyższych informacji wynika, że Syriusz nie jest pedofilem. Głównie przemawia za tym jego wiek i różnica lat między nim a Remusem. Jeśli jednak mielibyśmy zignorować ten fakt, w kolejnych rozdziałach (po rozdziale 15.) dowiadujemy się, że Syriusz wciąż lubi Remusa, mimo że chłopak wyrósł, jest nawet wyższy od większości rówieśników, ma owłosienie itp. Fakt, że Syriuszowi podobał się Remus nie wynika z jego zboczenia, a jedynie z tego, że... po prostu Remus mu się spodobał. Znaczy, ja to tak interpretuję.
Jeśli chodzi o Wolframa, który pojawi się później, Syriusz nie odczuwa do niego pociągu seksualnego, ale sympatię, która jest spowodowana podobieństwem Wolframa do małego Remusa. Można to nazwać pewnego rodzaju sentymentem?
Pederastia (stgr. παῖς chłopiec + stgr. ἐραστής – w przekładzie Witwickiego: miłośnik) – termin wywodzący się z języka greckiego (dosł. miłość do chłopców) – w języku polskim w węższym sensie oznacza specyficzną formę homoseksualizmu męskiego, polegającą na związkach erotycznych lub kontaktach seksualnych mężczyzn lub młodzieńców (erastesów, miłośników), z młodzieńcami lub chłopcami (eromenosami, lubymi, oblubieńcami), zazwyczaj opartych na różnicy wieku, występującą w kulturze starożytnej Grecji. Chłopcy stawali się przedmiotem zainteresowania młodzieńców i dorosłych mężczyzn już około 12 lub 13 roku życia i pozostawali nim aż do momentu osiągnięcia wieku efeba, tj. do 18 roku życia. Młodzieńcy w wieku od około 16-18 do około 20 lat mogli być zarówno miłośnikami rówieśników lub młodszych od siebie chłopców, jak i lubymi starszych mężczyzn.
[link do artykułu]
Termin pederasta zupełnie już nie pasuje do Syriusza, bo nie jest on starszym mężczyzną. Dziękuję, pozamiatane.
Proszę, przestańcie opowiadać takie bezeceństwa. Pedofilia nie jest słodka ani urocza, ani na pewno godna opisania w jakimkolwiek opowiadaniu.
Pozdrawiam,
M.P.
Z każdym rozdziałem moja ekscytacja tym opowiadaniem rośnie. Do tego jak Remus się rumienił - ja rumieniłam się wraz z nim ;)
OdpowiedzUsuń(Kurde czuję się jak jakaś psychofanka i co najgorsze nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia ;()
Ja też jestem fanką Remusa. Jest słodką, małą siksą i za to go uwielbiamy.
Usuń