2. Wodny problem i Ceremonia Przydziału

Pociąg zajechał na stację, gdy zapadł już zmrok. Wkrótce na peronie zgromadził się tłum, szamocząc się w ciemnościach i sprawiając wrażenie ogromnego mrowiska. Księżyc lśnił niewyraźnie obejmowany przez spragnione jego blasku chmury. Będzie padać.
Podczas gdy mnie powoli opanowywała panika, reszta śmiała się skłonna do przyjęcia nowych wrażeń. Westchnąłem ciężko, prowadzony przez Williama, osłaniającego mnie przed tłumem. Rozmawiał z Jamesem ciągle śmiejąc się beztrosko. Mówili trochę o mnie, uważając pomyłkę Blacka za świetny żart. Nie pomagali mi się rozluźnić.
Po wyjściu z wagonu opanował mnie mrok.
– No, bywaj, mały. Trzymaj się Pottera, a może zniechęci to trochę twojego zalotnika – Will poklepał mnie po ramieniu i ruszył ku swoim kolegom, wykrzykując ich imiona. Westchnąłem.
James zawisł na moich plecach.
– No śliczny, idziemy. – Popchnął mnie lekko ku grupce zagubionych pierwszorocznych. Wreszcie trochę się rozluźniłem wiedząc, że nie tylko ja mam takiego pietra. Najwyraźniej od razu trafiłem na ludzi nie przejmujących się zmianą szkoły.
– Pirszoroczni, pirszoroczni tutaj! – głośny baryton rozdarł gwar podekscytowanych głosów. W powietrzu niedaleko mnie zawisł lampion, po chwili oświetlając ogromną, włochatą twarz. Wielka łapa machała bez ustanku, zagarniając młodych uczniów we właściwym kierunku.
– Łaaaał – James chuchnął mi w ucho, zachwycając się olbrzymem. Drgnąłem chowając szyję w kołnierzyku. Nie podzielałem jego zapału. Mężczyzna wyglądał dziko i niebezpiecznie. Nie miałem najmniejszej ochoty iść za nim. Mimo to, chłopcy popchnęli mnie we wskazanym kierunku.
– Myślisz, że to on?
– Och, popatrz, jaki uroczy!
Zwróciłem twarz w stronę podnieconych szeptów dziewcząt. Całe czerwone na twarzy spoglądały w stronę gładkiej tafli jeziora. Gwiazdy przeglądały się w niej, zachwycając swoim pięknem. Księżyc co jakiś czas wychylał się zza chmur, rzucając srebrną łunę na wodę.
Mimo uroku tej sceny, zadrżałem. Nienawidziłem go, nienawidziłem tego piekielnego okręgu, który z czasem przybierał w moich oczach krwawy odcień. Był przytłaczający, zbyt śmiały i bezwstydny. I wbrew mugolskim metaforom, według mnie nic nie dorównywało brzydocie nocy.
Ale chwila, nie mogły mówić z takim zapałem o księżycu. Rozejrzałem się wzdłuż brzegu, dopiero teraz zauważając drewniane łódki. Jeśli myślałem, że nic nie popsuje mojego humoru bardziej niż luna – myliłem się. Większą irytację wzbudzał wyjątkowo wysoki osobnik, rozłożony nonszalancko na drewnianej ławce, patrzący z obojętnością w niebo. Zakipiałem ze złości, niemal czując, jak para wylatuje z moich uszu. Dlaczego niby miałby być taki „śliczny i uroczy”, do cholery jasnej?!
– Remi, chodź tu wreszcie! – Z zamyślenia wyrwał mnie James, machający dłonią. Obaj z Peterem byli już usadzeni w jednej z łódek. Szybko oderwałem się myślami od Blacka i wgramoliłem się do niej niepewnie. Poczułem, jak lekko zanurza się w wodzie pod moim ciężarem. Gwałtownie uczepiłem się ramion okularnika, który odchylił się do tyłu, prawie rozkładając na środku drewnianej podłogi. Przełknąłem ślinę, przepraszając go i zwijając się w kulkę obok Petera.
Cholerny Black, cholerna woda, cholerna łódka, cholerne Jej! Chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni, gdy zacisnąłem dłonie na rękawie Pettigrewa. Łódka się poruszyła, no jak matkę kocham, sama sunęła, oddalając się od brzegu coraz dalej i dalej. A wokoło tylko jezioro i bezkresna czerń wody, jak kosmos. Serce zabiło mi mocniej, ale puściłem chłopaka, uczepiając się ławy. Wstrzymałem powietrze i zamknąłem oczy, unosząc głowę jak najwyżej mogłem. Byłem przygotowany na ratowanie się oddechem, gorzej jeśli trafiłbym na jakiegoś mieszkańca głębin. Wielka paszcza, w której chwilę później bym zniknął.
Poczułem ciepłą rękę na ramieniu, a chwilę później lekki uśmiech na ustach Jamesa dodał mi otuchy. Spuściłem wzrok ze wstydu. Chwyciłem tą bladą dłoń, ściskając ją mocniej niż mogłem sobie pozwolić. Nie protestował, wsuwając tylko nasze ręce w kieszeń mojej szaty. Odetchnąłem głębiej, gdy przysunął się do mnie.
– Jeśli wpadniesz, osobiście cię wyciągnę, mały – puścił mi oczko znad okularów.

Dłoń Jamesa puściłem dopiero, gdy dotknąłem kamiennych schodów. Tu byłem przekonany, że brzeg nie okaże się bagnem, które wciągnęłoby mnie pod powierzchnię. Chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie i spojrzał na zamek, podekscytowany. Ja też byłem pod wrażeniem, ale to wszystko wydało mi się dziwnie prymitywne i takie jakieś lekko kiczowate. Zamek, czarodzieje, ciekawe czy mają jakąś księżniczkę w zanadrzu. Pff Zresztą, czy to ważne? I tak rzuci się na szyję Blackowi.
Kroki i rozmowy pierwszorocznych odbijały się od zamkowych ścian. Zapewne reszta uczniów już czeka przy stołach. Tata kiedyś opowiadał mi o ceremonii przydziału. Tylko na co miałem zwrócić uwagę, gdy wejdę do Wielkiej Sali? Chwila, chwila
Przed nami stanęła elegancka czarownica o surowej twarzy. Zaciskała dłonie na materiale swojej długiej sukni, na jej włosach tkwił wysoki, czarny kapelusz. Przedstawiła się nam jako profesor McGonagall i w skrócie opisała ceremonię. Dopiero teraz nerwy ścisnęły mi żołądek. Zerknąłem kątem oka na Jamesa, ale zamiast strachu w jego oczach, zobaczyłem tylko dziki uśmiech, zasłonięty częściowo przez dłonie z przejęcia przyciśnięte do brody. Westchnąłem ciężko, czekając na nauczycielkę.
Wkrótce wróciła, jak dla mnie stanowczo zbyt szybko. Zmierzyła nas wzrokiem, powodując tym samym bezwzględną ciszę i bez trudu otworzyła potężne drzwi. Moim oczom ukazały się długie stoły, przywitał nas gwar rozmów. Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Nie śmiałem nawet zerknąć na któregoś ze starszaków, a tym bardziej na stół nauczycieli.
– Odwagi, Remi – poczułem lekkie szarpnięcie Willa, siedzącego wśród kolegów. Uśmiechnąłem się lekko, ale cała krew odpłynęła mi od twarzy, co zapewne nie czyniło mojego grymasu przekonującym. Kolejne metry.
– Spójrz – James szturchnął mnie ramieniem i wskazał ręką w górę. Zaparło mi dech w piersiach, gdy nade mną rozciągnęło się chmurne nocne niebo. To właśnie o sufit chodziło mojemu tacie. Zawsze mówił, że robi wrażenie i mimo że wielokrotnie mi go opisywał, nigdy nie byłem w stanie wyobrazić go sobie takim, jakim był tutaj. Spadające gwiazdy niemal prosiły o pomyślenie życzenie. Chmury tuliły do snu swoją miękkością.
James szarpnął mnie w tył, zatrzymując. Odetchnąłem głębiej, uśmiechając się z wdzięcznością. Jeszcze brakowało mi teraz roztrzaskania się na plecach ucznia przede mną. Spojrzałem na katedrę, a konkretnie na jej środek, gdzie ustawiony był nieduży i z pewnością mało wygodny stołek. Na nim miała swoje miejsce stara, wyblakła tiara – Tiara Przydziału. Niekontrolowanie zachłysnąłem się powietrzem. Spuściłem wzrok, rozmyślając tylko o tym, gdzie trafię.
Po kolei każde nazwisko. Anderson, Adams, Balogh. Zacisnąłem powieki. Hufflepuff, Ravenclaw, Slytherin, Slytherin Zadrżałem z przejęcia, wbijając paznokcie w swoje kłykcie.
– Black, Syriusz.
Głucha cisza. Uchyliłem gwałtownie powieki, unosząc głowę. Wysoka postać powoli wkroczyła na podwyższenie i usiadła niechlujnie na stołku, wyrażając wszem i wobec swoje znudzenie. Nawet nie założył szaty! Pani profesor wyraźnie nie pochwalała tego typu zachowania, ale za uspokajającym gestem dyrektora, bez awantur wsunęła na głowę czarnowłosego czapkę.
Ktoś zakaszlał, ale natychmiast został uciszony przez sąsiadów. Napięcie sprawiało, że nie mogłem oddychać, chyba jak każdy w tej sali.
– Ha! Kolejny Black! Czy myśmy nie powinni spotkać się trochę wcześniej? – stara tiara przemówiła donośnym głosem. Chłopak uśmiechnął się figlarnie, gdzieś z tyłu dobiegło mnie dziewczęce westchnięcie.
– Miałem jeszcze coś do załatwienia – wzruszył ramionami.
– To zrozumiałe Dobrze wiem, gdzie powinieneś trafić.
Wszyscy pochylili się w kierunku katedry, każdy wtrzymał swój oddech.
– GRYFFINDOR! – głucha cisza. Jak na wszystkich mugolskich filmach. Brakowało jedynie świerszcza grającego jedną, drażliwą nutę. Pani profesor ściągnęła z głowy Blacka tiarę, a on wstał z błyskiem w oku. Jak na komendę przy stole Gryffindoru rozbrzmiały oklaski i krzyki. Cała aura napięcia opadła, wszystko wróciło niemal do normy. Odprowadziłem go wzrokiem, gdy usiadł na miejscu, zwolnionym przez Gryfonów. 
Gryffindor Czemu akurat Gryffindor?!
Wokół niego opustoszało. Uniosłem brwi, patrząc na jego plecy. Znowu siedział sam, mimo to odwrócił się, spoglądając na dalszy przebieg ceremonii. Nie widziałem na jego twarzy przejęcia, jedynie politowanie, a może nawet satysfakcję? Cieszył się? No tak, obiecał sprzeciwić się rodzinie, ale dlaczego? Ten chłopak był cholernie dziwny.
– Lupin, Remus.
Podskoczyłem, słysząc swoje nazwisko. Spojrzałem na profesor McGonagall nieprzytomnie. Poczułem dreszcz przebiegający mi po plecach. Zerknąłem na Jamesa, który krążył oczami ode mnie do stołka. Nie chciałem tam iść. Ale wyszedłem. Spaliłbym się ze wstydu, gdyby nauczycielka musiała wołać mnie drugi raz. Sztywno wkroczyłem na podest, modląc się by się nie potknąć. Dotarłem do stołka. Usiadłem na nim z ulgą. Szumiało mi w uszach, a świat przed oczyma wydawał się dziwnie nierzeczywisty.
–  No kto by pomyślał. Dumbledore znowu mnie zaskoczył – zesztywniałem, zaciskając dłonie na stołku. – Och, nie denerwuj się tak, wilczku. Nikt niczego nie słyszy. Jestem pod wrażeniem tego, że w tak młodym wieku umiesz sobie z tym poradzić.
Zacisnąłem wargi, spoglądając na Petera i Jamesa.
– Musisz jeszcze wielu rzeczy się nauczyć, zdobyć się na wielką odwagę. A ja ci w tym pomogę
Wstrzymałem oddech, wpatrując się uparcie przed siebie. Wiedziałem, gdzie chciałem być, ona też wiedziała. 
– GRYFFINDOR! 
Do rzeczywistości przywróciły mnie wrzaski od strony czerwonego stołu. Odetchnąłem głęboko, nie mogąc opanować uśmiechu. Z trudem powstrzymałem się przed radosnymi podskokami, gdy kierowałem się w stronę Williama. Na odchodne zerknąłem w stronę chłopaków. Oko Jamesa zabłysło, a on sam jak zwykle oślepił mnie swoim uśmiechem.
Zająłem miejsce obok Willa, który od razu mi pogratulował, targając moje włosy.
– To Charles, Klaus i Nely – przedstawił swoich kolegów, nadal nie puszczając moich włosów.
Gdy emocje opadły, znów zerknąłem w stronę chłopaków, ale tym razem na drodze stanęły mi ciemne oczy. Łobuzerski uśmiech zakwitł na ustach Blacka. Ani trochę mi się to nie podobało. Wydawał się czymś zachwycony, a ja w duchu modliłem się, by tylko mi się tak zdawało. 
Na moje nieszczęście wiedział dużo więcej niż ja.

10 komentarzy:

  1. Ojej, cudne! Zakochałam się ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Za****sty blog! Pierwszy rozdział a już się wciągnęłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawia mnie jakie intencje ma Syriusz :v Świetny rozdział C:

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam już drugi rozdział i za chwilkę lecę do trzeciego :D Jestem zachwycona! I zakochana - oczywiście w Syriuszu ;) Jaki z niego niegrzeczny chłopiec, nic dziwnego, że przyciąga dziewczyny! (Mnie również :D)
    Moment kiedy James pomógł Remusowi się uspokoić.. *.* Kurde, to było urocze. Niemniej moment w poprzednim rozdziale, kiedy Syriusz pomylił biednego chłopaka z dziewczyną... tak, ta scena była jeszcze lepsza :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj na blogu WG, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej.
      Nie jestem pewna, skąd wzięłam pomysł na to, że Remus wygląda jak dziewczyna, ale na pewno nie wymyśliłam tego sama. Znając mnie z tamtego okresu, poszło pewnie o jakieś anime :)
      Pozdrawiam,
      M.P.

      Usuń
  5. Dopiero teraz natrafiłam na to opowiadanie, ale jak to mówią "lepiej późno niż wcale". To dopiero drugi rozdział, ale już spokojnie i całkowicie szczerze mogę oznajmić, że zakochałam się w twoim stylu pisania. Jest ciekawy, przejrzysty i wywołuje uśmiech.
    Zabieram się za dalsze czytanie, bo nie mogę się doczekać kolejnych starć Remusa z Syriuszem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszę się, że blog przypadł ci do gustu. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się na reszcie opowiadania. Do tego niedługo przewiduję opublikowanie nowego rozdziału (42.), więc można powiedzieć, że trafiłaś tu w samą porę.
      Pozdrawiam serdecznie,
      M.P.

      Usuń
    2. Długo szukałam dobrego fanfiction z motywami wolfstar, ale wydaje mi się, że w końcu takie znalazłam. Czuję, że przez długi czas nie będę mogła się oderwać od czytania go. Mam nadzieję, że wciąż tworzysz, bo widać tutaj duży potencjał, a minęły trzy lata, więc na pewno jest jeszcze lepiej. Miłego dnia!😊

      Usuń