Pociąg zajechał na stację, gdy zapadł już zmrok. Wkrótce na peronie
zgromadził się tłum, szamocząc się w ciemnościach i sprawiając wrażenie
ogromnego mrowiska. Księżyc lśnił niewyraźnie obejmowany przez spragnione jego
blasku chmury. Będzie padać.
Podczas gdy mnie powoli opanowywała
panika, reszta śmiała się skłonna do przyjęcia nowych wrażeń. Westchnąłem
ciężko, prowadzony przez Williama, osłaniającego mnie przed tłumem. Rozmawiał z
Jamesem ciągle śmiejąc się beztrosko. Mówili trochę o mnie, uważając pomyłkę
Blacka za świetny żart. Nie pomagali mi się rozluźnić.
Po wyjściu z wagonu opanował mnie mrok.
– No, bywaj, mały. Trzymaj się
Pottera, a może zniechęci to trochę twojego zalotnika – Will
poklepał mnie po ramieniu i ruszył ku swoim kolegom, wykrzykując ich
imiona. Westchnąłem.
James
zawisł na moich plecach.
– No
śliczny, idziemy. – Popchnął mnie lekko ku grupce zagubionych
pierwszorocznych. Wreszcie trochę się rozluźniłem wiedząc, że nie tylko ja mam
takiego pietra. Najwyraźniej od razu trafiłem na ludzi nie przejmujących się
zmianą szkoły.
– Pirszoroczni,
pirszoroczni tutaj! – głośny baryton rozdarł gwar podekscytowanych
głosów. W powietrzu niedaleko mnie zawisł lampion, po chwili oświetlając
ogromną, włochatą twarz. Wielka łapa machała bez ustanku, zagarniając młodych
uczniów we właściwym kierunku.
– Łaaaał – James
chuchnął mi w ucho, zachwycając się olbrzymem. Drgnąłem chowając szyję w
kołnierzyku. Nie podzielałem jego zapału. Mężczyzna wyglądał dziko i
niebezpiecznie. Nie miałem najmniejszej ochoty iść za nim. Mimo to, chłopcy
popchnęli mnie we wskazanym kierunku.
– Myślisz,
że to on?
– Och,
popatrz, jaki uroczy!
Zwróciłem
twarz w stronę podnieconych szeptów dziewcząt. Całe czerwone na twarzy
spoglądały w stronę gładkiej tafli jeziora. Gwiazdy przeglądały się w niej,
zachwycając swoim pięknem. Księżyc co jakiś czas wychylał się zza chmur,
rzucając srebrną łunę na wodę.
Mimo
uroku tej sceny, zadrżałem. Nienawidziłem go, nienawidziłem tego piekielnego
okręgu, który z czasem przybierał
w moich oczach krwawy odcień. Był przytłaczający, zbyt śmiały i bezwstydny. I
wbrew mugolskim metaforom, według mnie nic nie dorównywało brzydocie nocy.
Ale
chwila, nie mogły mówić z takim zapałem o księżycu. Rozejrzałem się wzdłuż
brzegu, dopiero teraz zauważając drewniane łódki. Jeśli myślałem, że nic nie
popsuje mojego humoru bardziej niż luna – myliłem się. Większą
irytację wzbudzał wyjątkowo wysoki osobnik, rozłożony nonszalancko na
drewnianej ławce, patrzący z obojętnością w niebo. Zakipiałem ze złości, niemal
czując, jak para wylatuje z moich uszu. Dlaczego niby miałby być taki „śliczny
i uroczy”, do cholery jasnej?!
– Remi,
chodź tu wreszcie! – Z zamyślenia wyrwał mnie James, machający
dłonią. Obaj z Peterem byli już usadzeni w jednej z łódek. Szybko oderwałem się
myślami od Blacka i wgramoliłem się do niej niepewnie. Poczułem, jak lekko
zanurza się w wodzie pod moim ciężarem. Gwałtownie uczepiłem się ramion
okularnika, który odchylił się do tyłu, prawie rozkładając na środku drewnianej
podłogi. Przełknąłem ślinę, przepraszając go i zwijając się w kulkę obok Petera.
Cholerny
Black, cholerna woda, cholerna łódka, cholerne… Jej! Chłopcy spojrzeli na
mnie zdziwieni, gdy zacisnąłem dłonie na rękawie Pettigrewa. Łódka się
poruszyła, no jak matkę kocham, sama sunęła, oddalając się od brzegu coraz
dalej i dalej. A wokoło tylko jezioro i bezkresna czerń wody, jak kosmos. Serce
zabiło mi mocniej, ale puściłem chłopaka, uczepiając się ławy. Wstrzymałem
powietrze i zamknąłem oczy, unosząc głowę jak najwyżej mogłem. Byłem
przygotowany na ratowanie się oddechem, gorzej jeśli trafiłbym na jakiegoś
mieszkańca głębin. Wielka paszcza, w której chwilę później bym zniknął.
Poczułem
ciepłą rękę na ramieniu, a chwilę później lekki uśmiech na ustach Jamesa dodał
mi otuchy. Spuściłem wzrok ze wstydu. Chwyciłem tą bladą dłoń, ściskając ją
mocniej niż mogłem sobie pozwolić. Nie protestował, wsuwając tylko nasze ręce w
kieszeń mojej szaty. Odetchnąłem głębiej, gdy przysunął się do mnie.
– Jeśli
wpadniesz, osobiście cię wyciągnę, mały – puścił mi oczko znad
okularów.
Dłoń
Jamesa puściłem dopiero, gdy dotknąłem kamiennych schodów. Tu byłem przekonany,
że brzeg nie okaże się bagnem, które wciągnęłoby mnie pod powierzchnię. Chłopak
uśmiechnął się do mnie promiennie i spojrzał na zamek, podekscytowany. Ja też
byłem pod wrażeniem, ale to wszystko wydało mi się dziwnie prymitywne i takie
jakieś lekko kiczowate. Zamek, czarodzieje, ciekawe czy mają jakąś księżniczkę
w zanadrzu. Pff… Zresztą, czy to ważne? I tak rzuci się na szyję Blackowi.
Kroki
i rozmowy pierwszorocznych odbijały się od zamkowych ścian. Zapewne reszta
uczniów już czeka przy stołach. Tata kiedyś opowiadał mi o ceremonii
przydziału. Tylko na co miałem zwrócić uwagę, gdy wejdę do Wielkiej Sali?
Chwila, chwila …
Przed
nami stanęła elegancka czarownica o surowej twarzy. Zaciskała dłonie na materiale
swojej długiej sukni, na jej włosach tkwił wysoki, czarny kapelusz.
Przedstawiła się nam jako profesor McGonagall i w skrócie opisała ceremonię.
Dopiero teraz nerwy ścisnęły mi żołądek. Zerknąłem kątem oka na Jamesa, ale
zamiast strachu w jego oczach, zobaczyłem tylko dziki uśmiech, zasłonięty
częściowo przez dłonie z przejęcia przyciśnięte do brody. Westchnąłem ciężko,
czekając na nauczycielkę.
Wkrótce
wróciła, jak dla mnie stanowczo zbyt szybko. Zmierzyła nas wzrokiem, powodując
tym samym bezwzględną ciszę i bez trudu otworzyła potężne drzwi. Moim oczom
ukazały się długie stoły, przywitał nas gwar rozmów. Gryffindor, Hufflepuff,
Ravenclaw i Slytherin. Nie śmiałem nawet zerknąć na któregoś ze starszaków, a
tym bardziej na stół nauczycieli.
– Odwagi,
Remi – poczułem lekkie szarpnięcie Willa, siedzącego wśród kolegów.
Uśmiechnąłem się lekko, ale cała krew odpłynęła mi od twarzy, co zapewne nie
czyniło mojego grymasu przekonującym. Kolejne metry.
– Spójrz – James
szturchnął mnie ramieniem i wskazał ręką w górę. Zaparło mi dech w piersiach,
gdy nade mną rozciągnęło się chmurne nocne niebo. To właśnie o sufit chodziło
mojemu tacie. Zawsze mówił, że robi wrażenie i mimo że wielokrotnie mi go
opisywał, nigdy nie byłem w stanie wyobrazić go sobie takim, jakim był tutaj.
Spadające gwiazdy niemal prosiły o pomyślenie życzenie. Chmury tuliły do snu
swoją miękkością.
James
szarpnął mnie w tył, zatrzymując. Odetchnąłem głębiej, uśmiechając się z
wdzięcznością. Jeszcze brakowało mi teraz roztrzaskania się na plecach ucznia
przede mną. Spojrzałem na katedrę, a konkretnie na jej środek, gdzie ustawiony
był nieduży i z pewnością mało wygodny stołek. Na nim miała swoje miejsce
stara, wyblakła tiara – Tiara Przydziału. Niekontrolowanie
zachłysnąłem się powietrzem. Spuściłem wzrok, rozmyślając tylko o tym,
gdzie trafię.
Po
kolei każde nazwisko. Anderson, Adams, Balogh. Zacisnąłem
powieki. Hufflepuff, Ravenclaw, Slytherin, Slytherin… Zadrżałem z przejęcia, wbijając paznokcie w swoje kłykcie.
– Black,
Syriusz.
Głucha
cisza. Uchyliłem gwałtownie powieki, unosząc głowę. Wysoka postać powoli
wkroczyła na podwyższenie i usiadła niechlujnie na stołku, wyrażając wszem i
wobec swoje znudzenie. Nawet nie założył szaty! Pani profesor wyraźnie nie
pochwalała tego typu zachowania, ale za uspokajającym gestem dyrektora, bez
awantur wsunęła na głowę czarnowłosego czapkę.
Ktoś
zakaszlał, ale natychmiast został uciszony przez sąsiadów. Napięcie sprawiało,
że nie mogłem oddychać, chyba jak każdy w tej sali.
– Ha!
Kolejny Black! Czy myśmy nie powinni spotkać się trochę
wcześniej? – stara tiara przemówiła donośnym głosem. Chłopak
uśmiechnął się figlarnie, gdzieś z tyłu dobiegło mnie dziewczęce westchnięcie.
– Miałem
jeszcze coś do załatwienia – wzruszył ramionami.
– To
zrozumiałe… Dobrze wiem, gdzie powinieneś trafić.
Wszyscy
pochylili się w kierunku katedry, każdy wtrzymał swój oddech.
– GRYFFINDOR! – głucha
cisza. Jak na wszystkich mugolskich filmach. Brakowało jedynie świerszcza
grającego jedną, drażliwą nutę. Pani profesor ściągnęła z głowy Blacka tiarę, a
on wstał z błyskiem w oku. Jak na komendę przy stole Gryffindoru rozbrzmiały oklaski
i krzyki. Cała aura napięcia opadła, wszystko wróciło niemal do normy.
Odprowadziłem go wzrokiem, gdy usiadł na miejscu, zwolnionym przez
Gryfonów.
Gryffindor… Czemu akurat Gryffindor?!
Wokół
niego opustoszało. Uniosłem brwi, patrząc na jego plecy. Znowu siedział sam,
mimo to odwrócił się, spoglądając na dalszy przebieg ceremonii. Nie widziałem
na jego twarzy przejęcia, jedynie politowanie, a może nawet… satysfakcję?
Cieszył się? No tak, obiecał sprzeciwić się rodzinie, ale dlaczego? Ten chłopak
był cholernie dziwny.
– Lupin,
Remus.
Podskoczyłem,
słysząc swoje nazwisko. Spojrzałem na profesor McGonagall nieprzytomnie.
Poczułem dreszcz przebiegający mi po plecach. Zerknąłem na Jamesa, który krążył
oczami ode mnie do stołka. Nie chciałem tam iść. Ale wyszedłem. Spaliłbym się
ze wstydu, gdyby nauczycielka musiała wołać mnie drugi raz. Sztywno wkroczyłem
na podest, modląc się by się nie potknąć. Dotarłem do stołka. Usiadłem na nim z
ulgą. Szumiało mi w uszach, a świat przed oczyma wydawał się dziwnie nierzeczywisty.
– … No
kto by pomyślał. Dumbledore znowu mnie zaskoczył – zesztywniałem,
zaciskając dłonie na stołku. – Och, nie denerwuj się tak,
wilczku. Nikt niczego nie słyszy. Jestem pod wrażeniem tego, że w tak młodym
wieku umiesz sobie z tym poradzić.
Zacisnąłem
wargi, spoglądając na Petera i Jamesa.
– Musisz
jeszcze wielu rzeczy się nauczyć, zdobyć się na wielką odwagę. A ja ci w tym
pomogę …
Wstrzymałem
oddech, wpatrując się uparcie przed siebie. Wiedziałem, gdzie chciałem być, ona
też wiedziała.
– GRYFFINDOR!
Do
rzeczywistości przywróciły mnie wrzaski od strony czerwonego stołu. Odetchnąłem
głęboko, nie mogąc opanować uśmiechu. Z trudem powstrzymałem się przed
radosnymi podskokami, gdy kierowałem się w stronę Williama. Na odchodne
zerknąłem w stronę chłopaków. Oko Jamesa zabłysło, a on sam jak zwykle oślepił
mnie swoim uśmiechem.
Zająłem
miejsce obok Willa, który od razu mi pogratulował, targając moje włosy.
– To
Charles, Klaus i Nely – przedstawił swoich kolegów, nadal nie
puszczając moich włosów.
Gdy
emocje opadły, znów zerknąłem w stronę chłopaków, ale tym razem na drodze
stanęły mi ciemne oczy. Łobuzerski uśmiech zakwitł na ustach Blacka. Ani trochę
mi się to nie podobało. Wydawał się czymś zachwycony, a ja w duchu modliłem
się, by tylko mi się tak zdawało.
Na
moje nieszczęście wiedział dużo więcej niż ja.
Ojej, cudne! Zakochałam się ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale w kim? Remusie czy Syriuszu? ;)
UsuńZa****sty blog! Pierwszy rozdział a już się wciągnęłam.
OdpowiedzUsuńTo drugi rozdział ;)
UsuńZastanawia mnie jakie intencje ma Syriusz :v Świetny rozdział C:
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już drugi rozdział i za chwilkę lecę do trzeciego :D Jestem zachwycona! I zakochana - oczywiście w Syriuszu ;) Jaki z niego niegrzeczny chłopiec, nic dziwnego, że przyciąga dziewczyny! (Mnie również :D)
OdpowiedzUsuńMoment kiedy James pomógł Remusowi się uspokoić.. *.* Kurde, to było urocze. Niemniej moment w poprzednim rozdziale, kiedy Syriusz pomylił biednego chłopaka z dziewczyną... tak, ta scena była jeszcze lepsza :D
Pozdrawiam
Witaj na blogu WG, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej.
UsuńNie jestem pewna, skąd wzięłam pomysł na to, że Remus wygląda jak dziewczyna, ale na pewno nie wymyśliłam tego sama. Znając mnie z tamtego okresu, poszło pewnie o jakieś anime :)
Pozdrawiam,
M.P.
Dopiero teraz natrafiłam na to opowiadanie, ale jak to mówią "lepiej późno niż wcale". To dopiero drugi rozdział, ale już spokojnie i całkowicie szczerze mogę oznajmić, że zakochałam się w twoim stylu pisania. Jest ciekawy, przejrzysty i wywołuje uśmiech.
OdpowiedzUsuńZabieram się za dalsze czytanie, bo nie mogę się doczekać kolejnych starć Remusa z Syriuszem :)
Bardzo cieszę się, że blog przypadł ci do gustu. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się na reszcie opowiadania. Do tego niedługo przewiduję opublikowanie nowego rozdziału (42.), więc można powiedzieć, że trafiłaś tu w samą porę.
UsuńPozdrawiam serdecznie,
M.P.
Długo szukałam dobrego fanfiction z motywami wolfstar, ale wydaje mi się, że w końcu takie znalazłam. Czuję, że przez długi czas nie będę mogła się oderwać od czytania go. Mam nadzieję, że wciąż tworzysz, bo widać tutaj duży potencjał, a minęły trzy lata, więc na pewno jest jeszcze lepiej. Miłego dnia!😊
Usuń