Masakra, Remus, czy ty
nigdy nie nauczysz się trzymać języka za zębami?
Spoglądałem to na Lily, to na Jamesa, którzy w przypływie
zażenowania starali się unikać swojego wzroku. Lily w końcu przerwała
niezręczną ciszę, tupiąc głośno.
– Świetnie – warknęła i szybkim krokiem skierowała się w
stronę schodów.
– Lil – zacząłem, postępując krok w jej stronę. Zerknąłem na Jamesa, który także odwrócił się na pięcie, wracając do dormitorium. – James!
– Zajmę się nim, ty idź za Evans – Syriusz położył mi dłoń
na ramieniu, ściskając je pokrzepiająco. Wcale mnie to nie pokrzepiło, bo
rygiel na schowku, w którym zamknąłem wyrzuty sumienia i poczucie winy nie
wytrzymał napięcia i ustąpił, zalewając mnie falą żałości. Skinąłem głową i
puściłem się biegiem za Lily.
Słyszałem jej ciche, ale śpieszne kroki parę kondygnacji
niżej. Ona też wkrótce chyba zdała sobie sprawę, że jest ścigana, bo zdawało mi
się, że przyspieszyła. Nagle zobaczyłem, że zadziera głowę, przystając.
– Zostaw mnie, Remus, nie chcę rozmawiać!
– Przepraszam, Lily, ale musimy
porozmawiać! – zawołałem, zmniejszając dystans między nami. Kiedy do niej
dobiegłem, stała przodem do mnie, ze spuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami.
Jej twarz zupełnie ginęła między roztrzepanymi włosami. Odetchnąłem głębiej, starając
się nabrać w płuca wystarczająco dużo powietrza, by nie zemdleć i być w stanie
cokolwiek powiedzieć. – Przepraszam, Lily, jestem najgorszym przyjacielem na
świecie.
Uniosła wzrok, a moje serce ścisnęło się, odmawiając ciału
pompowania krwi. Po ślicznych, piegowatych policzkach spływały szerokie
strumienie łez, które doszczętnie zrujnowały jej makijaż. Usłyszałem jak
panicznie łapię powietrze w płuca, po czym zupełnie zły na siebie, złapałem jej
ramiona.
– Przepraszam, musiałem powiedzieć Syriuszowi, ale jakoś
odkręcę to z Jamesem. Przepraszam głównie za to, co powiedziałem. I za to, co
myślałem, bo nie zasłużyłaś na to, żeby cię tak traktować, Lily. Nie warto
płakać przez kogoś takiego, jak ja.
– Zamknij się, Remus! – wrzasnęła znienacka, wycierając
zawzięcie policzki. – Dobrze wiem, że nie jestem święta – powiedziała
cierpiętniczo, wyciągając z kieszeni spodni chusteczkę. Hałaśliwie wydmuchała
nos, schodząc po schodach na parter i idąc powolnym krokiem w kierunku
wschodniego wyjścia. – Wiem, że z tego nie mogło wyjść nic dobrego.
– Wyszłoby, gdybym nie był zazdrosnym dupkiem – wyjaśniłem,
zrównując z nią krok. – Syriusz wciąż cię lubi, nie przeszkadza mu to, a
James...
– Przestań mnie pocieszać, Remus, i tak ci nie wychodzi. – Lily
zatrzymała się, odwracając do mnie zeźlona. Zacisnąłem wargi, wpatrując się w
nią zawstydzony. Westchnęła i uderzyła się dłonią w czoło. – Bardzo chciałam
coś zrobić, Remus, nawet sobie nie wyobrażasz, ale nie mogłam, sumienie mi nie
pozwalało! Nawet gdyby Syriusz był mną chociaż odrobinę zainteresowany, nie
umiałabym ci tego zrobić. Ale ty nigdy nie widziałeś, jaki jest nieobecny, jak
nie ma cię w pobliżu. To takie irytujące, bo nawet jeśli coś się do niego mówi,
wydaje się, jakby myślą ciągle był gdzieś tam z tobą. I albo udajesz, albo
jesteś głupi, Remus! Jak możesz nie widzieć tego, jak on na ciebie patrzy!
Przecież on nie widzi świata poza tobą! – Wymachując energicznie rękami, Lily
wpatrzyła się we mnie, jakby z jej słynnej cierpliwości nic już nie zostało. A
ja nie potrafiłem powiedzieć nic poza przeciągłą głoską, która brzmiała jak
zmieszanie litery „y” z „o”, więc przez chwilę staliśmy tak naprzeciw siebie,
mierząc się spojrzeniami.
– W każdym razie, Lily, nie chcę, żebyś przeze mnie płakała
i denerwowała się. Jeśli jest coś, co jakoś pozwoli ci uporać się ze złością,
to wal śmiało – odchrząknąłem, odwracając wzrok, zupełnie zażenowany swoją
postawą.
Przywaliła. Zupełnie znienacka i tak, że zobaczyłem gwiazdy
przed oczami. Zamrugałem kilkukrotnie, łapiąc równowagę, i spojrzałem na nią
zszokowany, trzymając się za szczękę.
– No co? Mówisz „wal”, więc przywaliłam i chyba rzeczywiście
czuję się lepiej – zdobyła się na lekki uśmiech, który zbladł tak szybko, jak
się pojawił. – Ale potrzebuję chwili, żeby się uspokoić, Remus.
– Jasne... Ała – wymruczałem, prostując się z obawą, że na
jednym kuksańcu się nie skończy. – Wiem, że bywam wkurzający.
– Po prostu ci za dobrze ostatnio i sam zaczynasz tworzyć
sobie problemy – przewróciła oczami, a gdy złapałem jej dłoń, w pierwszym
odruchu chciała ją cofnąć. Wpatrzyłem się w jej zielone tęczówki i zadałem
sobie pytanie, kiedy przestały tak ładnie dla mnie błyszczeć? Czy zdarzyło się
to parę dni temu, a ja po prostu nie zauważyłem? Mógłbym przysiąc, że jeszcze w
tym tygodniu przypuszczałem, że mogę być zakochany w zniewalającej Lily Evans.
Teraz to uczucie nagle ulotniło się, pozostawiając po sobie tylko jakieś
skrawki istnienia.
Chyba jednak byłem gejem.
– Co tam, panienki? Lupin, wyszedłeś na prostą? – Malfoy
przeszedł obok nas, zerkając podejrzliwie na nasze złączone dłonie. Westchnąłem
głośno i puściłem Lily, pochylając się lekko i klepiąc po pośladku.
– Pocałuj mnie w dupę, Malfoy – w momencie, gdy starszy
Ślizgon zamarł, krążąc wzrokiem od mojego odwłoka do twarzy, jego cień – mały
Snape – w mgnieniu oka wyciągnął różdżkę. Odepchnąłem Lily od siebie i sam
rzuciłem się w tył, podtrzymując się ściany i unikając zaklęcia może o milimetry.
Wyciągnąłem swoją witkę, prostując się i zerkając kątem oka
na stan czarownicy. Prawie się wywróciła, w ostatniej chwili wspierając się na
pobliskiej zbroi.
– Nie wiesz, ze nie celuje się w nieuzbrojonych, smarkaczu?
Tak postępują tylko tchórze – wycedziłem przez zęby. Nagle całe pożałowanie dla
małego geniusza z domu węża rozpłynęło się w powietrzu i pozostała już tylko
złość.
– Nie jestem tchórzem – odpowiedział, odgarniając włosy z
oczu. Jego głos wybrzmiewał głośniej i pewniej, niż ostatnim razem. Chyba to
przez zażegnanie niebezpieczeństwa zostania pożartym żywcem przez Syriusza.
Pozwoliłem sobie na złośliwy uśmiech.
– Inaczej śpiewałeś wczoraj, kiedy Syriusz przyparł cię do
muru, co? – zmrużyłem powieki, nie tracąc jednak czujności.
– Nie jestem tchórzem – odezwał się po krótkim milczeniu – ale
też nie jestem głupi. Nawet taki zdrajca krwi jak Syriusz Black wciąż jest
potężnym czarodziejem – pozwolił sobie na lekki uśmiech, który sprawił, że
spiąłem wszystkie mięśnie, gotowy do odparcia ataku. – Co innego ty. Ciebie w
ogóle się nie boję, mieszańcu.
Zacisnąłem wargi, a uśmiech na moich ustach powiększył się
tylko, odbierając mu pewność siebie. Wyciągnąłem różdżkę, zapraszając go gestem. Nim jednak Ślizgon zareagował, Lily uczepiła się mojego ramienia.
– Przestańcie, czyście postradali zmysły? Schowajcie różdżki
i rozejdźcie się. Jesteście w szkole, nie na ringu!
– Stul pysk, ruda – Malfoy wydawał się podekscytowany, mimo
nonszalanckiego ruchu dłonią. Zacisnąłem wargi.
– Po nim nauczę manier też ciebie, szczurze – posłałem mu
uśmiech, pod wpływem którego zatrząsł się ze złości. – No to chodź, Snape.
Lily odskoczyła ode mnie, gdy pierwsze zaklęcie wyleciało z
różdżki młodego Ślizgona.
– Depulso! – spróbował
znowu, zawzięcie przygryzając swoją wargę. Odbiłem zaklęcie tak, jak pierwsze –
zupełnie bez większego wysiłku – unosząc brew. – Expelliarmus!
– Protego.
Spójrzmy prawdzie w oczy, Snape, jesteś tylko pierwszorocznym. Choćbyś nawet
zakuwał dniami i nocami, po dwóch miesiącach w szkole nie znasz zaklęć, którymi
możesz mnie zaskoczyć.
– Accio chimera!
Uniosłem brwi, oglądając się za siebie zwabiony głośnym
hukiem. Dwumetrowy posąg oderwał się od ściany i z zawrotną szybkością sunął w
moim kierunku. Gwałtownie odskoczyłem, wyciągając przed siebie różdżkę.
– Reducio! – przysłoniłem
oczy ramieniem, kiedy posąg rozsypał się w drobny pył, uderzający w moją
sylwetkę z siłą burzy piaskowej.
– Nie lekceważ mnie, mieszańcu! – warknął, uśmiechnięty pod
wpływem aprobaty z ust Lucjusza. – Bombarda!
Odwróciłem się, by odbić zaklęcie, jednak to było skierowane
w sklepienie nade mną i gdyby nie ciało, które nagle uderzyło we mnie,
popychając o metr, pewnie skończyłbym przygnieciony przez kilogramy gruzu. Lily
spojrzała mi w oczy, przerażona.
– On zwariował! Demoluje szkołę! – zapiszczała z
poirytowania, bardzo wysokim głosem. Kolejne zaklęcie przyszło bez uprzedzenia
i ledwo udało mi się je odbić, zakrywając czarownicę ciałem.
– Nie umiesz grać fair, Lupin? Potrzebujesz szlamy, żeby
wyratowała cię z opresji? – zaśmiał się Malfoy, burząc moją krew.
– Jęzlep. Może to
cię wreszcie uciszy, Malfoy – rzuciłem zaklęciem w zdezorientowanego Lucjusza i
nim zaskoczony Snape zdążył go ochronić, język Ślizgona przylgnął do jego
podniebienia, skutecznie zamykając mu usta. – Drętwota.
– Diffindo – Snape
zaskoczył mnie, uchylając się przed zaklęciem i rzucając swoje niemal
natychmiast. Uderzyło we mnie, rozdzierając sweter na ramieniu. Uniosłem brwi zaskoczony, pozwalając, by powoli opanowała mnie wesołość.
– Brakuje ci doświadczenia, Snape. To zaklęcie rozcinające –
pokręciłem głową z politowaniem, widząc jak wzbiera w nim złość.
– Zamknij się wreszcie i walcz, jak mężczyzna! Pokażę ci, na
co mnie stać! Sectumsempra! – krzyknął,
a mnie ciarki przeszły po plecach. Coś w sposobie, w który wymawiał zaklęcie, mnie przestraszyło. Odbiłem je, jednak on zdawał się być uparty. – Sectumsempra! Secrumsempra! – powtarzał w kółko jak mantrę, zbliżając się do
mnie coraz bardziej. Broniąc się, widziałem cień obawy w oczach Malfoya i to
tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie chcę, by zaklęcie mnie trafiło.
Nagle Snape zmienił taktykę. – Lacarnum
Inflamare!
– Aqua Eructo! – Nim
moją wizję przesłoniła gęsta para powstała po zderzeniu się fali ognia i
strumienia wody, zdążyłem pomyśleć o tym, że tych zaklęć nie uczą na pierwszym
roku. Snape pojedynkował się bardzo na serio, z autentycznym zamiarem zrobienia
mi krzywdy. Pod wpływem tej myśli zaatakowałem bez wahania, mimo że nie
widziałem, gdzie znajduje się przeciwnik. – Baubillous!
– Protego Horribilis!
– odezwał się znienacka znajomy głos, którego zupełnie bym się nie spodziewał.
Para opadła, a naprzeciw mnie, zasłaniając Snape'a ciałem, stał Regulus Black.
Dziwnie zmęczony, z podkrążonymi oczami i wyjątkowo, nawet jak na niego, bladą
cerą. Przede wszystkim jednak Regulus był wściekły. – Schowaj różdżkę, Snape,
albo wsadzę ci ją w tyłek. To samo tyczy się ciebie, Lupin.
– Regulusie, daj się dzieciakom zabawić – zaoponował Malfoy,
występując naprzód, uwolniony od klątwy przez pierwszorocznego. Twarz Regulusa
nawet nie drgnęła, kiedy wsparł dłoń na ramieniu kolegi i wbił w niego mrożące
krew w żyłach spojrzenie.
– Nie mam dziś humoru na żarty, Lucjuszu.
Po chwili niezręcznej ciszy, w której wszyscy wpatrywaliśmy
się w zimne oczy ciemnowłosego Ślizgona, Malfoy strząsnął rękę czarodzieja z
ramienia i chwycił Snape'a za szatę, ciągnąc go za sobą wzdłuż korytarza.
Regulus chwilę wodził za nimi wzrokiem, po czym podszedł do mnie i Lily, która
nie śmiała choćby pisnąć. Niespodziewanie, to ona zwróciła uwagę Blacka,
wywołując lekką konsternację na jego szlachetnej twarzy.
– My się znamy? Jak masz na imię? – spytał, gestykulując w
jej stronę niechętnie.
– Lily Evans – odpowiedziała słabo, po czym odchrząknęła,
najwyraźniej biorąc się w garść, i powtórzyła swoje nazwisko głośniej.
Zastanawiałem się, czy zauważyła uderzające podobieństwo braci. Po jej lekko
zaczerwienionych uszach domyśliłem się, że nie uszło to jej uwadze.
– Nie kojarzę żadnym Evansów, a to oznacza… – Regulus
zawiesił głos, mierząc sylwetkę czarownicy krytycznym wzrokiem. Zacisnąłem
dłonie w pięści.
– Przyszedłeś na pogawędkę? Trzeba było powiedzieć,
zaparzyłbym herbatę i upiekł ciasteczka – nim wymówiłem ostatnie słowo, Ślizgon
chwycił mnie za włosy, odchylając moją głowę w tył. Jęknąłem z bólu, zaciskając
powieki i chwytając jego żelazną pięść.
– Puść go! – Nie wiadomo kiedy w rękach Lily pojawiła się
różdżka. Musiała cały czas trzymać ją na podorędziu, gdyby coś
poszło nie tak. Czyli tak, jak to zwykle bywało między mną i uczniami z domu
węża. Reakcja Regulusa była natychmiastowa. Złapał dziewczynę za nadgarstek tak
mocno, że wypuściła witkę z uścisku, i przyciągnął do siebie, ignorując ból w
jej oczach i na ustach.
– Zostaw ją, Black! – warknąłem głośniej, niż to było
potrzebne. Chłopak uniósł brew i puścił Lily, odpychając ją z
wyczuciem. – W porządku, Lily, nic mi nie zrobi – zapewniłem ją, napotykając
jej przerażone spojrzenie. Regulus zwolnił uścisk, a ja odsunąłem się o krok,
patrząc na dziewczynę pokrzepiająco. Zobaczyłem jak z trudem przełyka ślinę. Podniosła
różdżkę i truchtem skierowała się w stronę schodów. Gdy jej sylwetka zniknęła
za rogiem, spojrzałem na intensywnie przyglądającego się mi Regulusa. Zacisnąłem
wargi i wymierzyłem mu najsilniejszy policzek, na jaki było mnie stać.
Cofnął się o krok, złapał za szczękę i zamrugał
kilkukrotnie, starając się odegnać chwilowe zamroczenie. W końcu spojrzał na
mnie i niespodziewanie uśmiechnął się półgębkiem.
– Masz szczęście, że nie zrobiłeś tego przy tej rudej.
– Nie chciałem cię ośmieszyć. Chociaż następnym razem to
zrobię. To bardzo prosty przekaz: jeśli jeszcze raz podniesiesz rękę na Lily, zedrę z ciebie skórę i złożę jej u stóp w formie zadośćuczynienia.
– Z dnia na dzień robisz się coraz słodszy, Lupin. – Regulus
przewrócił oczami i splótł ręce na piersi, wyglądając na zaskakująco
usatysfakcjonowanego. – Mam nadzieję, że ciągle trzymasz język za zębami.
– A propos, kto trzyma cię w tym momencie za tyłek? – spojrzałem
na niego spode łba. – Chyba straciłem rachubę.
Brew Regulusa drgnęła niebezpiecznie, a on sam wciągnął dużo
powietrza w płuca, wypinając pierś. W końcu przewrócił tylko oczami, machając
niedbale dłonią.
– Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. Poza tym, co ty
możesz wiedzieć? Czerwienisz się za każdym razem, jak ktoś choćby zasugeruje ci
jakiekolwiek zbliżenie, a jednocześnie, spuszczony ze smyczy, jesteś raczej
skłonny do używania ust w innym celu niż posyłanie kąśliwych uwag – powiedział
bez cienia emocji w głosie i dźgnął mnie palcem w pierś. Na jego twarzy wykwitł
złośliwy uśmiech. – Nie zgrywaj teraz niewiniątka, Lupin. Dobrze pamiętam, jak
obcałowywałeś mnie na ławce w lochach. Nie było w tym ani krzty twojej
skromności i opanowania. Jak bestia wypuszczona na żer.
– Stul pysk, Black – wywarczałem, zaciskając dłonie w
pięści. Krew zaszumiała mi w głowie i Regulus wydał się szczerze zaskoczony moją
reakcją. W sumie wcale mu się nie dziwię. Nigdy wcześniej nie widział mnie w
tym stanie. Nie wiem, co bardziej mnie rozzłościło: to, że tak swobodnie dzielił
się ze mną uwagami na temat mojej rzekomej rozwiązłości czy też wzmianką o
krwiożerczym potworze. Czy on się
domyśla?
Ślizgon wydawał się nad czymś głęboko zastanawiać, gdy nagle
zupełnie bez ostrzeżenia złapał mnie za ramiona i uderzył mną o ścianę.
Jęknąłem, łapiąc się za potylicę i zaciskając powieki. Kolano, które nagle
pojawiło się między moimi nogami, skutecznie mnie ocuciło.
– Puszczaj! – zajrzałem w jego uśmiechnięte chytrze tęczówki,
które wypełniała kapryśna, ciemna toń oceanu.
– Posłuchaj mnie przez chwilę, królewno – powiedział kpiącym
tonem, łapiąc mnie za twarz. – Wolałbym, żebyś odnosił się do mnie z chociaż
minimalnym szacunkiem. Choćby przez mój rodowód i wiek, rozumiesz?
– Pomyślę o tym, jeśli sam zaczniesz traktować mnie lepiej
niż skrzata domowego – wycedziłem przez zęby, znowu niemal wymierzając mu
policzek. Tym razem złapał mój nadgarstek, mrużąc oczy i patrząc na mnie
niechętnie.
– Nawet ja muszę przyznać, że skrzat domowy czasem się do
czegoś przydaje, w przeciwieństwie do ciebie, Lupin. I jest z pewnością
bardziej pokorny. Ostatnio sprawiasz same problemy.
– Jakie znowu problemy? – wbiłem wzrok w Regulusa, ale ten
zacisnął tylko usta w cienką linię i odsunął ode mnie twarz z niesmakiem.
– W każdym razie, ja i Reagan pewnie pobawimy się ze sobą
trochę dłużej, niż przypuszczałem. I nie ukrywam, gdyby ktoś ze Slytherinu się o
tym dowiedział, pewnie zupełnie straciłbym swoją pozycję. Reagan jest niby
czarodziejem czystej krwi, ale jego rodzina nie dorasta Blackom do pięt, nie
mówiąc już o tym, że jest Gryfonem i trzyma z… No, z tobą chociażby – westchnął,
jakby ciężar jego jestestwa właśnie go przytłoczył.
– Pozycja? Ty się w tej sytuacji martwisz o swoją pozycję?
– A o co innego miałbym się martwić, Lupin, co? Oświeć mnie –
odsunął się o krok, splatając ramiona na piersi.
– O to, że William przyjaźni się z Syriuszem? A Syriusz nie
będzie tym wszystkim zachwycony. No, i może mógłbyś zastanowić się, co Will do
ciebie czuje…? – przerwał mi głośny, mroczny śmiech Regulusa.
– Nie bądź naiwny. Dobrze wiem, co czuje Reagan i wszystkie jego odczucia skupiają się wokół jego
kutasa, uwierz mi na słowo. – Bezwstydnie wpatrywał się w moją zaczerwienioną
zapewne twarz, sam pozostając niewzruszonym. – Co ty myślisz, że tak wygląda
miłość? A może wydaje ci się też, że mój żałosny brat jest na zabój w tobie
zakochany? Nie dość, że na pierwszym roku wielokrotnie upokorzył cię na forum
całej szkoły, to jeszcze traktował cię jak swojego niewolnika do całowania i
macania się po pośladkach, a później, o losie, zostawił cię bez nawet jednego
słowa na całe dwa lata…
– Zamknij się, Black!
– … Myślisz, że nie pisałby, gdyby planował wrócić? On nie
miał zamiaru mieć z tobą nic do czynienia i może i przypomniał sobie o tobie,
jak rodzice zasugerowali mu powrót do Hogwartu, ale wcześniej wcale jakoś nie
przeszkadzała mu rozłąka z tobą. Nie dziwię mu się zresztą, że ostatecznie
teraz znowu z tobą jest. Stałeś się taką sensacją, że pewnie sporo osób mu
zazdrości. A ciebie po prostu owinął sobie wokół palca…
– Łżesz!
– … Zobaczymy, co powie, jak już uda mu się cię zaliczyć – zakończył
wrednym uśmiechem i cofnął się, kiedy rzuciłem się w jego kierunku z pięściami.
– Aż tak zabolało?
– Co ty możesz wiedzieć o mnie i Syriuszu?! – wykrzyczałem
znacznie głośniej, niż zamierzałem. – Gdyby jeszcze któryś z nas chociaż trochę cię
obchodził! Jesteś wściekły na własnego brata i ta cała złość jest tak żałosna i
dziecinna, że aż trudno ci ją ukryć! Skąd możesz wiedzieć, co on o mnie myśli,
co myśli o tobie i co myśli o czymkolwiek?! Jesteś tak zapatrzony w siebie i
samotność, w której nie umiesz się odnaleźć, że boisz się przełamać własną dumę
i porozmawiać z jedyną osobą, która wydaje się cokolwiek dla ciebie znaczyć! – Mimo
politowania w jego oczach, kontynuowałem: – Syriusz jest tak samo samotny, jak
ty, ale nie pozwalasz mu się nawet zbliżyć przez durny żal o to, że wyrwał się
z tej waszej snobistycznej nory! Zazdrościsz mu, bo sam nie miałeś nigdy odwagi
sprzeciwić się rodzinie i ulegałeś ich bezwzględnemu naciskowi! Brzydzę się
tobą, brzydzę się tym, jak codziennie niby to nonszalancko pojawiasz się w
towarzystwie tych samych ludzi, których masz za nic, podczas gdy wewnątrz nie
możesz znieść beznadziejności sytuacji w której się znalazłeś – wziąłem głębszy
wdech, bo szum krwi w uszach niemal zagłuszał już moje krzyki. – Wstydzisz się
siebie i sam brzydzisz się tym, co mówisz. Nawet teraz to wszystko ledwo przeszło
ci przez gardło.
Regulus zbił dłonie w pięści, próbując przytłoczyć mnie
swoim intensywnym spojrzeniem. Ja jednak wciąż stałem z zaciśniętymi szczękami i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność,
jednak drżenie całej sylwetki młodszego z Blacków powiedziało mi więcej, niżby
pewnie Ślizgon tego chciał. Zastanawiałem się tylko, kiedy zaatakuje i czy
powinienem mieć różdżkę w pogotowiu.
– Życie to nie bajka, Lupin – wycedził, starając się
utrzymać głos na wodzy. – Chociaż może wydaje ci się, że tak jest.
– Bezczelny ignorancie – niemal zawyłem, od nowa czując
gorącą wściekłość płynącą w żyłach. – Nic o mnie nie wiesz, nie wiesz, z czym
muszę się zmagać. Może i masz przesrane, Regulus, ale moje egzystencjonalne
gówno na pewno nie jest mniej wonne od twojego.
W jego oczach, które przez dłuższy czas emanowały zimnem i
paniką, pojawiła się kiepsko skrywana ciekawość. Jej obecność właśnie w tym
konkretnym spojrzeniu ciemnych źrenic zaskoczyła mnie tak samo, jak za
pierwszym razem. Regulus sprawiał wrażenie zupełnego dziecka, które zaobserwowało
nowe, fascynujące zjawisko. Zamrugałem kilkukrotnie i odwróciłem twarz. Nie
powinienem się tak wychylać. Co ja
wyprawiam?
– Regi, jednak wychynąłeś z jaskini. – Nagłe pojawienie się
kolejnej osoby zwróciło naszą uwagę. Odwróciłem się, ale widok uśmiechniętego
od ucha do ucha Williama wcale nie poprawił mi humoru.
– Na chuja Gryffindora, Reagan, jeśli jeszcze raz tak mnie
nazwiesz, przemienię cię w królika i dam skrzatom na pasztet. – Regulus wpatrzył
się w Willa, jednak jego głos stracił na sile, a gdy spojrzałem w jego twarz,
była dziwnie blada i nie tak spięta, jak jeszcze parę sekund temu. Ciekawe.
– Myślałem, że po nocy będziesz milszy. Albo chociaż zbyt
zmęczony, żeby silić się na złośliwości. – Oczywiście William nie dał za
wygraną, jednak Regulus dziwnie zamilkł, a jego spojrzenie zmiękło i wydał mi
się co najmniej dwukrotnie bardziej zmęczony. Gryfon skomentował to ciepłym
uśmiechem i podszedł do nas. Zrobiło mi się strasznie niezręcznie. Czułem,
że nie powinienem był tego widzieć. Jakbym podglądał bardzo intymny moment
między dwojgiem ludzi, którzy woleliby, żeby w ogóle mnie tu nie było. – Przestań
już osaczać biednego Remusa.
Niespodziewanie poczułem na sobie ciepłe usta, przyciśnięte
do moich z zawstydzającą zaborczością. Otworzyłem szeroko oczy, wpatrując się
zdezorientowany w Regulusa, który trzymał mnie mocno za twarz i uniemożliwiał
odsunięcie się. Nie bez pozostawienia swojej głowy w jego dłoniach. W pierwszej
chwili byłem jednak zbyt zaskoczony, by zareagować, i dopiero po dwóch sekundach
zacząłem się szarpać. Ślizgon zwolnił uścisk, stając bardzo blisko mnie i
zerknął na Williama. Ten z kolei zamarł, chyba tak samo zszokowany jak ja, i
poczerwieniał na policzkach.
To był chyba pierwszy raz, kiedy go takim widziałem i po raz
kolejny poczułem zażenowanie wpełzające do mojej klatki piersiowej. Nagle
jednak Gryfon parsknął śmiechem i przysłonił długimi palcami oczy, przymykając
powieki.
– Przepraszam, trochę się rozmarzyłem.
Zażenowany do granic możliwości, zamachnąłem się, by uderzyć
Ślizgona. Trzecia próba tego dnia zakończyła się porażką, bo Regulus chyba
spodziewał się ataku. Odepchnął moją dłoń i zbliżył się niebezpiecznie,
pochylając nade mną z uniesioną pięścią.
– Znudziło ci się posiadanie wszystkich kończyn, Lupin? – spytał
i mógłbym przysiąc, że przez chwilę zerknął w stronę Williama, a gdy ten złapał jego nadgarstek, Regulus zupełnie już o mnie zapomniał. Wydąłem wargi, kompletnie
zmieszany i zagubiony w sytuacji, w której niespodziewanie się znalazłem.
– Wystarczy, złośniku. – Usta Willa wygięły się w lekkim
uśmiechu, zupełnie pochłaniając świadomość Ślizgona. Dłonią starłem z warg
herbaciany smak młodszego z Blacków i cofnąłem się, by ciężka obecność tych
dwóch nie ćmiła mi umysłu.
– Najpierw błagasz, żebym nic nikomu nie mówił, a teraz mi
grozisz? Głupio byłoby, gdyby pod wpływem nacisku z twojej strony cała szkoła
się dowiedziała, nie, Black? – skrzywiłem się, patrząc wprost w ciemne tęczówki
Regulusa. Czarodziej zacisnął pięści ze złością i już szykował się, by zapewne
przemówić mi do rozumu, kiedy niespodziewanie odezwał się William:
– O nie, Remus, nic nikomu nie powiesz – chłopak uniósł
palec wskazujący, robiąc wielkie oczy. – Będziesz milczał jak dementor albo tym
razem to ja przyprę cię do muru i porozmawiamy bardziej przeciągniętymi głoskami, jeśli
wiesz, do czego piję.
– Czyli – zawahałem się, ściągając brwi w złości – doszliśmy
do momentu, w którym mi grozisz?
– Nie grożę, głupolu – Gryfon uśmiechnął się wesoło i
pochylił nade mną, przesuwając palcami po mojej dolnej wardze. – To obietnica,
nie pamiętasz? – złożył pocałunek na moim czole, a ja musiałem wziąć głębszy
wdech, bo jego zapach odebrał mi chwilowo chęć na opór.
Mimoza.
– Nie waż się. – Pokręciłem głową, odsuwając się i patrząc na
nich dwóch przez moment. Starałem się zrozumieć, jak bardzo ten romans
Gryffindoru ze Slytherinem może wszystko odmienić. W końcu machnąłem na to ręką
i odwróciłem się, kierując w stronę dormitorium. Nie wiedziałem, co jeszcze
mógłbym powiedzieć. Nie kiedy w oczach obu widziałem to dziwne napięcie, które
mnie tak samo fascynowało, co zawstydzało.
Czyli to nie był tylko jeden raz? Czyli Regulus… Nawet
Regulus powiedział, że chce utrzymać kontakt z Williamem. Może i nie była to
miłość, może rzeczywiście nie łączyła ich ta sama więź, co mnie i Syriusza, ale
czy naprawdę młodszy Black traktował swoje uczucia tak bardzo czarno-biało?
Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć, kiedy widziałem, jak jego spojrzenie
mięknie po rozpoznaniu postaci Willa. Tylko czy to dobrze? Czy nie lepiej
byłoby, żeby nie angażowali się w związek? A już na pewno nie ukrywali go przed Syriuszem. Nie chciałem go okłamywać. Nie a propos Regulusa.
W ogóle nie chciałem go już okłamywać.
Wchodząc do pokoju wspólnego, od razu zauważyłem Liliannę,
która poderwała się z fotela i spojrzała na mnie, zaniepokojona. Zdobyłem się na
lekki uśmiech, łapiąc się za kark, i podszedłem do niej i jej koleżanek
siedzących na kanapie.
– Wszystko w porządku? – spytała, łapiąc moje ramiona i
przyglądając się mi uważnie.
– Tak, ale Lily… – przyjrzałem się jej piegowatym
policzkom, na których nie było już śladu rozmazanego makijażu. – Nigdy więcej
nie zasłaniaj mnie przed Ślizgonami. Ze Snapem nie ma żartów i wcale nie
przeszkadzałoby mu, gdyby któreś z zaklęć trafiło ciebie zamiast mnie.
– Co miałam zrobić? Patrzeć, jak…
– Tak. Dałbym radę. Nie darowałbym sobie, gdyby przez mój
niewyparzony jęzor coś ci się stało.
– Myślisz, że nie umiałabym sama się obronić, Remus? – zacisnęła
wargi, znienacka podnosząc głos. Uniosłem brew i westchnąłem.
– Nie. Myślę, że wciąganie cię w całe to bagno, w którym
siedzę ze Slytherinem, nie jest dobrym pomysłem. Widzę, że jesteś o krok od
zarzucenia mi seksizmu – wymierzyłem w nią palcem. – Ale tak naprawdę jestem
większą feministką od ciebie, Lils. – Uśmiechnąłem się lekko, widząc zaskoczenie
w jej oczach.
Dorcas Meadowes zachichotała, zwracając moją uwagę. Siedziała
niedbale na kanapie w półleżącej pozycji, z nogami podwiniętymi pod brodę.
Miała bose stopy, a szara bluza zsunęła się z jej ramienia. Jej włosy były jak
zwykle upięte w zaskakująco przemyślany chaos, a metalicznie szare oczy
zmrużone figlarnie. Była perfekcyjna w każdym calu, przynajmniej tak zawsze o
niej myślałem.
– Powiedziałam Reaganowi, gdzie cię znaleźć. Spotkaliście
się? – spytała ruda, siadając z powrotem na fotelu. Dorcas i Ann zrobiły mi
miejsce między sobą, zaciekawione. Odchrząknąłem, łapiąc się za kark.
– Najwyraźniej się minęliśmy – skłamałem szybko. – Bez
przesady. Regulus tylko wygląda jak porywacz.
– Zawsze mi się przez to podobał – Dorcas uśmiechnęła się
wesoło, a widząc moją konsternację, szturchnęła mnie w ramię. – Żartuję,
przecież. No, chyba że jest ostatnio wolny?
– Uwierz mi, to nie partia dla ciebie. Myślę, że – oblizałem
wargi – mijacie się ze swoimi oczekiwaniami.
– Skąd możesz wiedzieć? – zapytała, robiąc jakąś dziwną
minę. – Ale prawda, słyszałam, że to straszny pies na baby.
– Nie znamy się aż tak dobrze – uniosłem dłonie w obronnym
geście. Chyba ją to nie przekonało, ale uśmiechnęła się tylko miło i rozprostowała
nogi za mną, trącając palcami stóp pośladek Ann.
Mała blondynka założyła za ucho krótkie włosy, które zaraz
znowu opadły jej na oczy. Skarciła koleżankę spojrzeniem i odwróciła wzrok.
Poczułem dziwny dystans między mną i nią, którego jakoś nigdy nie zauważyłem.
Przed oczami mignął mi Patrick Brown, siedzący przy stoliku z szachami
czarodziejów w gronie swoich starszych kolegów. Widząc, że na niego spoglądam,
szybko odwrócił wzrok zawstydzony. No
tak, Ann pewnie ma mi za złe Patricka.
– Przestań się boczyć na Remusa, Annie, nic nie poradzi, że
ma branie – odezwała się znowu Dorcas, wywołując wielkie rumieńce na policzkach
swojej koleżanki.
– Siedź cicho! – blondynka spojrzała na mnie przepraszająco.
– Nie słuchaj jej, Remus.
– Jeśli chodzi o Browna – splotłem dłonie na kolanach i
potarłem jedną o drugą – to rozmawiałem z nim. Chyba wszystko sobie
wyjaśniliśmy. Mam nadzieję, że zmieni co do ciebie zdanie, Ann. – Uśmiechnąłem
się niepewnie, zastanawiając się, czy nie zezłości jej moje wścibstwo. Uniosła
brwi zaskoczona i zażenowana zarazem. Jej wzrok padł na Lily.
– Ty paplo!
– Tylko mu wspomniałam, jakoś przy okazji – ruda uniosła
ramiona w geście kapitulacji. – Myślałam, że to nie tajemnica.
– W każdym razie – westchnęła Ann. – Nie wydaje mi się,
żebym go kiedyś zainteresowała. W końcu okazał się być gejem, nie?
– Niekoniecznie – oparłem się wygodnie, podkładając ręce pod
głowę. – No wiecie, Syriusz lubi na przykład i chłopaków, i dziewczyny. A
Patrick chodził kiedyś z taką wysoką latynoską ze Slytherinu, nie? Nigdy nie
pamiętałem jej imienia.
– Leticia – wysyczała
ze wstrętem blondynka i zacisnęła dłonie, chowając szyję między ramionami.
Uśmiechnąłem się z sympatią, odkrywając, że nie tylko ja bywam bezmyślnie
zazdrosny.
– A jak jest z tobą, Remus? – Dorcas zwróciła moją uwagę,
przesuwając paznokciami po moim boku. Spojrzałem na nią pytająco. – Tobie
podobają się tylko chłopcy?
– Ech – przewróciłem oczami, czując, jak się czerwienię. – Sam
nie wiem.
– Coś takiego – zaszczebiotała, klaszcząc w dłonie i
podrywając się do pozycji siedzącej. Znienacka oplotła mnie nogami w pasie i
zarzuciła mi ramiona na szyję. – Czyli jednak mam jakąś szansę?
– Przestań. Jak Syriusz mnie przydybie, oboje będziemy
musieli znosić jego ciche spojrzenia do końca życia – pokręciłem głową,
uśmiechnięty. Zawsze się zgrywała i byłem przekonany, że była zupełnym damskim
odpowiednikiem Syriusza ze swoim nieodpartym urokiem i dławiącą
bezpośredniością. Jej melodyjny śmiech także zupełnie pasował do tego
syriuszowego.
– Trudno – powiedziała, mrużąc oczy i ucałowała mój
policzek. W jej słodkim oddechu wyczułem karmel i orzech laskowy.
– Ukrywacie przede mną czekoladę z Miodowego Królestwa – mruknąłem
niezadowolony. Ann z uśmiechem zaoferowała mi tabliczkę. Za chwilę jeden z
odłamanych kawałków zniknął w moich ustach. – Muszę iść zobaczyć, co z Jamesem. – Zerknąłem na Lily, ale unikała mojego wzroku. Strząsając z siebie Dorcas,
wstałem, by zobaczyć jak do pokoju wspólnego wchodzi blond książę.
W sekundę zdałem sobie sprawę z tego, że wcale za nim nie
tęskniłem. Wolfram szedł dumnie w stronę sypialni, z wysoko uniesioną brodą i
oczami wbitymi w przestrzeń przed sobą. Zaraz za nim stąpał skrzat domowy,
który swoim wzrostem zdawał się dopasowywać do miniaturowych rozmiarów pana.
Skrzat zaklęciem ciągnął za sobą bagaż Gryfona. Zastanawiały mnie jego wielkie,
wodniste oczy, w których czaiły się światełka, których nigdy nie widziałem
jeszcze u skrzata domowego, ale najbardziej szokował jego strój. Miał na sobie eleganckie
szaty wizytowe, uderzająco podobne do tych dla czarodziejów. Widząc moje
spojrzenie, stwór uśmiechnął się wesoło, pozostawiając mnie wkrótce zupełnie
zaskoczonego na środku pokoju wspólnego.
– Czy ten skrzat... – zaczęła Ann.
– Tak – Lily nie mogła chyba uwierzyć w równym stopniu, co
ja. Przełknąłem ślinę.
– Racja – odetchnąłem głębiej i pośpieszyłem w stronę
sypialni. Miałem nadzieję, że nic mnie już tego dnia nie zaskoczy.
Wchodząc do pokoju, zastałem Jamesa i Syriusza leżących
razem na pościeli. Okularnik wtulał się w pierś drugiego chłopaka, wpatrzony
gdzieś w dal, podczas gdy Black gładził jego rozczochraną głowę. Na dźwięk
otwieranych drzwi obaj spojrzeli w moim kierunku.
– W porządku? – spytałem, podchodząc. Syriusz mrugnął do
mnie porozumiewawczo, a James westchnął ciężko, podnosząc się.
– Nie chcę o tym jeszcze rozmawiać – powiedział, przechodząc
przez pokój do swojego łóżka. – Nie, Remus – dodał, widząc, że otwieram usta, i
zaklęciem zaciągnął kotary. Podrapałem się po głowie, wymieniając spojrzenia z
Blackiem, który też wstał. W końcu minął mnie i zniknął za drzwiami łazienki. Świetnie.
Ułożyłem się na posłaniu i wpatrzyłem w sufit.
– Na pewno, James? – mruknąłem, ale odpowiedziało mi
milczenie. Przewróciłem się na bok i też zaciągnąłem zasłony. Nie wiedziałem,
czy James był na mnie zły? Czy Syriusz też miał mi za złe to, jakie zamieszanie
zrobiłem? Nie zdziwiłbym się. Syriusz nie lubił problemów. Chyba zraził się do
nich w dzieciństwie. Tak mi się przynajmniej wydawało. Zawsze kiedy gadaliśmy
na poważnie, sprawiał wrażenie wściekłego, mimo uśmiechów i żartów, jakie
niedbale rzucał.
– Ty też popadasz w depresję? – Kiedy obejrzałem się przez
ramię, zobaczyłem głowę Syriusza, wciśniętą między kotary.
– Notorycznie – przesunąłem się, robiąc mu miejsce.
Skorzystał, wkrótce obejmując mnie w pasie i wtulając usta w moje włosy. Jego
lawendowe ciało było ciepłe i miękkie jak zawsze. – Wpadłem na Malfoya i
Snape'a. A później na Regulusa – dotknąłem opuszkami palców ust. Poczułem jak
oplatające mnie ciało Syriusza całe się spina. Przymknąłem oczy, czekając na
jego reakcję.
– Zamorduję go – szepnął bez przekonania.
– Chyba na to liczy. Wiesz, że ma mnie za nic w porównaniu z
tobą. – Odwróciłem się na plecy, zaglądając mu w twarz. Wydawał się trochę
rozbawiony.
– Co w takim razie powinienem zrobić? Pozwolić mu robić, co
tylko mu się podoba?
– Możesz z nim pogadać – przesunąłem palcem wzdłuż linii
jego szczęki. Przewrócił oczami i spojrzał gdzieś w bok, zamyślony. Nagle
złapał moją dłoń, przykładając ją do swojego policzka.
– A co mam zrobić z tobą? – szepnął, przymykając oczy.
– Ze mną? – zamrugałem kilkukrotnie, zaskoczony.
– Mam za każdym razem po prostu zastępować jego zapach na
tobie swoim? – spytał, muskając lekko moje usta. Przez chwilę milczeliśmy,
wpatrując się w siebie spod zasłony rzęs.
– Tak. Proszę.
Budząc się rano, zauważyłem, że leżę na samym brzegu
materaca, bo Syriusz spał niemal w poprzek łóżka, spychając mnie z niego
pośladkami. Podniosłem głowę, ziewając, i rozejrzałem się po pokoju. William
uśmiechnął się do mnie, zawiązując krawat. Wyglądał na dziwnie zadowolonego,
ale nie zaskoczyło mnie to aż tak bardzo, biorąc pod uwagę to, w jak świetnym
humorze był od Halloween.
– Nie uwierzysz – odezwał się, opuszczając kołnierzyk
koszuli. Uniosłem brwi, kiedy sens tych słów do mnie dotarł. Usiadłem, szukając
wzrokiem Jamesa. Jego łóżko było puste.
– Gdzie James? – spytałem, zaniepokojony. Will skinął głową
w stronę łazienki. Jak na zawołanie drzwi otworzyły się i pojawił się w nich chłopak
w niedbale niedopiętym pod szyją mundurku i luźno zawiązanym krawacie.
Zamrugałem kilkukrotnie, widząc jego krócej przystrzyżoną fryzurę, która od
razu sprawiła, że pomyślałem o...
– Okej, to niezręczne – Syriusz przetarł oczy dłońmi, będąc
chyba przekonanym, że wciąż śni. James wyglądał zupełnie jak Black junior.
Uderzyłem się w czoło, wzdychając:
– Świetnie.
– Syriusz, ubieraj się, musimy iść na śniadanie.
– Jeszcze jest chwila – wydusił z siebie w odpowiedzi Black,
chyba nie mogąc wyjść z szoku, że nawet plaskacz w mordę go nie obudził.
– Ale musimy zająć miejsce przed Evans. – Potter poprawił
okulary z uśmiechem i puścił oczko do Williama, który skomentował to salwą
śmiechu.
– Dobrze, dzieciaki, zostawiam was i idę się przejść po
korytarzach. No wiecie, obowiązki prefekta – Will narzucił na siebie pelerynę i
wyszedł z sypialni przesyłając Jamesowi całusa. – Powodzenia, tygrysie.
Cytując Williama, który zawsze potrafi wszystko trafnie
skomentować: przejebane.
Obserwowałem Lily, która wgapiała się tępo w Jamesa,
siedzącego naprzeciw niej. Chłopak dyskutował o kolejnym meczu Quidditcha z
Syriuszem, który zdążył już nieco wyluzować. Żadna z dziewczyn nie wierzyła w
to, co widzi i jakoś nie bardzo uśmiechał im się powód nagłej transformacji
Pottera. Na potwierdzenie moich myśli, Lilianna wpatrzyła we mnie
przytłaczające spojrzenie, które domagało się wyjaśnień. Westchnąłem,
wzruszając ramionami, i dźgnąłem jajko widelcem.
– Lilka, będziesz relacjonować mecz, prawda? – James błysnął
uśmiechem w kierunku rudej, a ta w pierwszej chwili zaczerwieniła się jak
pomidor, nie mogąc wymówić niczego poza „ja, ja, ja, ja”. Tak, zaczął ją też
tak samo jak Syriusz nazywać…
– No tak, do gazetki szkolnej – potwierdziła w końcu,
odgarniając włosy w tył.
– Będę się starał złapać znicz. No bo w końcu zrobisz wywiad
ze zwycięzcą, prawda? – mimo że James
starał się jak mógł zachowywać nonszalancko, w jego oczach płonęły płomyki
nadziei, co nie uszło chyba niczyjej uwadze.
– Jeszcze nie wiem. Może po prostu napiszę relację. Albo
wzmiankę. – Lily złapała się za kark z nerwowym uśmiechem. Dorcas siedząca obok
niej parsknęła śmiechem, nie wytrzymując dłużej. Ann przyjrzała się jej
karcąco, kręcąc głową. Spojrzałem na chłopaków. Syriusz uśmiechnął się do
roześmianej dziewczyny z sympatią. Zawsze wiedziałem, że by do siebie pasowali.
– Gdzie podziewa się William? – James odchrząknął,
rozglądając się dookoła.
– Widziałem go na drugim piętrze. Śpieszył się gdzieś – Wolfram
pojawił się nagle za mną i zaczął wciskać swój gruby tyłek na miejsce między
Jamesem i Syriuszem. Tym razem uważnie się mu przyjrzałem, bo w pamięci nagle
znowu pojawił mi się jego nietypowy skrzat domowy.
– Ostatnio ciągle znika – jęknął okularnik i oparł twarz na
dłoniach.
– Chyba dał się wciągnąć w ten romans z Halloween, nie? – Peter
odgryzł kawałek grzanki, odzywając się chyba pierwszy raz tego ranka.
Skrzywiłem się lekko, wbijając wzrok w swój talerz. – Chyba Remus coś o tym
wie, nie?
– Ja? – Aż podskoczyłem, a gdy uniosłem wzrok, zobaczyłem że
wszystkie pary oczu wpatrzone są we mnie. – Skąd miałbym wiedzieć? Jak William
będzie chciał, to nam powie.
– Jasne, jakby kiedykolwiek coś nam powiedział – prychnął
Syriusz, wywracając swoimi nieziemskimi oczami. Zobaczyłem zaciekawienie w spojrzeniu
księcia. – Wolfram, jak było u rodziny?
– W porządku – odpowiedział szybko blondynek, przenosząc na
niego wzrok. – Widzę, że sporo zmieniło się, jak mnie nie było.
– Co nieco – zgodził się Black, zerkając na uważnie
przysłuchujące się wszystkiemu dziewczyny.
– Jeśli chcecie, mogę trochę powęszyć – odezwała się
znienacka Dorcas, łapiąc wzrok Syriusza. Uśmiechnęła się, odwzajemniając jego
grymas. – Reagan nie jest z tego rodzaju ludzi, którzy kryją się ze swoimi
gorącymi romansami.
– Mam wrażenie, że masz oczy dookoła głowy, panno… – Syriusz
zawiesił głos, wspierając twarz na dłoni i mrużąc oczy.
– Dorcas Meadowes. I tak, jestem dość spostrzegawcza – odwzorowała niemal perfekcyjnie jego minę,
oblizując swoje pełne usta.
– Dorcas – syknęła Ann, szturchając ją w bok. Czarownica
jęknęła, spoglądając na przyjaciółkę pytająco. – Chodzące libido – dodała
ciszej blondynka, wywołując rumieńce na twarzy szatynki i powszechną wesołość
przy całym stole.
– Święta? Normalnie. Przyjedzie cała rodzina, w sumie trzydzieści
siedem osób, kolacja z pięciu dań, przednoworoczny pokaz fajerwerków, no i
prezenty. W tym roku zażyczyłem sobie najnowszego Nimbusa i feniksa, no ale
rodzice pewnie jak zwykle mnie czymś zaskoczą. Zawsze dostaję co najmniej
cztery duże prezenty, pewnie zresztą wiesz, jak to jest, Syriusz. – Wolfram
machnął niedbale dłonią i zerknął w moją stronę z niechęcią.
– Feniksa? – prychnąłem z obrzydzeniem.
– Próbuję przekonać rodziców, żeby pozwolili mu nosić mi
listy do szkoły.
– Łał – James zamrugał kilkukrotnie, zupełnie zakochany w
tym pomyśle. Westchnąłem i wsunąłem dłonie w kieszenie. Przynajmniej William
nie zachwycał się tym karłem, bo go z nami nie było. Wpadł znienacka na
śniadanie, wziął jakąś bułkę i powiedział, że musi lecieć na zajęcia. Sam już
nie wiedziałem, kiedy kłamał.
Feniks i Nimbus 1970. Genialnie. Ja mam nadzieję dostać nowe
skarpety i sweter. To nie tak, że mu zazdroszczę, po prostu nie rozumiem, czemu
tak się tym przechwala. Jeszcze gdyby było czym, a to przecież tylko... Feniks
i Nimbus 1970. Westchnąłem. Poza tym ilu on ludzi do siebie zaprasza?! Ponad
trzydzieści osób?! Co on, mieszka w cholernym zamczysku?!
– Jakbyś jednak się zdecydował, to zapraszam – zwrócił się Wolfram
do Syriusza, a ten uśmiechnął się lekko pod nosem, kręcąc głową.
– Przecież wiesz, że jadę na święta do Remusa.
– Wiem i dlatego pomyślałem, że wolałbyś mieć jakąś
alternatywę – mruknął blondynek, rozkładając ręce. Zacisnąłem pięści.
– Serio?! Wiesz, że ja to wszystko słyszę? – warknąłem,
szarpiąc go za ramię. Odwrócił się, odsuwając o krok i zmierzył mnie
spojrzeniem od stóp do głów.
– Uważaj, Syriusz, wygląda, jakby Lupinowie nie mieli
pieniędzy nawet na jedzenie. Może się okazać, że chcą cię upiec i zjeść.
– Remus, czekaj – silne ramiona Blacka powstrzymały mnie od
wydłubania oczu temu małemu bydleniowi. – Wystarczy, Wolfram – powiedział
ostrzegawczo Syriusz, ale nie zdążył nic dodać, bo kopnąłem księciunia w
brzuch, wyciskając z niego jęk. – Cholera, Remus – warknął Syriusz i puścił
mnie, a ja tracąc oparcie upadłem na tyłek. Jęknąłem, przymykając jedno oko.
– Jesteś żałosny – stęknął Wolfram, łapiąc się w pół.
Wydąłem wargi i odwróciłem twarz, podnosząc się.
– W porządku? – Peter zajrzał księciu w twarz,
zaniepokojony.
– Wiecie co? Jeśli naprawdę wolicie zadawać się z tym
upierdliwym chamem, to droga wolna, ale ja się z tego wypisuję – oznajmiłem,
przechodząc obok nich i przepychając jeszcze dodatkowo Wolframa ramieniem. Omal
nie upadł. Znienacka zatrzymała mnie dłoń Syriusza.
– Przestań się wygłupiać – pokręcił głową, gdy spojrzałem na
niego pytająco. Westchnął, widząc moją minę, i złapał się za kark. – Wolfram,
nie masz i tak z nami zajęć. Idź na lekcje – poinstruował pierwszaka i skarcił
mnie wzrokiem, kiedy wystawiłem w kierunku księcia środkowy palec. – Bardzo
dojrzale – zawyrokował, kiedy Wolfram zniknął z pola widzenia. James i Peter
też przyglądali się mi niezadowoleni.
– Obraził moją rodzinę i to ja zachowuję się nie tak? – warknąłem,
rozkładając ręce.
– Tylko sobie żartował – sapnął Peter, kręcąc głową.
– Żartował? Naprawdę myślicie, że żartował?! – zaśmiałem się
gorzko.
– Powinniście wreszcie pogadać i ustalić, co wam w sobie nie
pasuje. – Syriusz przewrócił oczami.
– Już ci mówię, co mi nie pasuje. Nie pasuje mi to, że przy
każdej okazji ta szuja stara się zaimponować wszystkim i jednocześnie obrazić
mnie na każdy możliwy sposób. A jemu nie pasuje to, że stoję na jego drodze do
szczęścia przy boku boskiego Syriusza Blacka, ot co! – wymachiwałem rękami jak
szaleniec, obserwowany zaniepokojonymi spojrzeniami chłopaków.
– Bredzisz – skomentował po dłuższej ciszy Black.
– Zamorduję ciebie też! – zawyłem, ale nim złapałem szyję
Syriusza, zatrzymały mnie ramiona Jamesa.
– Nie no, wiesz, Syriusz, Remus ma trochę racji. Wolfram
zawsze stara się zwrócić twoją uwagę.
– Może i tak, ale to nie przez to, że się mu podobam – Black
machnął dłonią.
– Skąd wiesz? – zmrużyłem oczy podejrzliwie. Skrzywił się i
pokręcił głową, mijając mnie.
– Nie wiem, ale co jest ważniejsze – chłopak uniósł palec,
odkręcając się do nas i idąc tyłem – tylko ty się dla mnie liczysz, Remus.
– To już mówiłeś, jak to zmienia moją sytuację, Black? –
prychnąłem, zaciskając pięści.
– Nie narzekaj, patrz jaki jest dla ciebie słodki – James
wskazał na Syriusza, za co ten podziękował mu skinieniem głowy. Jęknąłem i
ukryłem twarz w dłoniach.
– Byle do świąt.
***
Jeszcze raz chcę przeprosić wszystkich za długi czas oczekiwania na tę część. Jakoś ciężko było mi ostatnio zmobilizować się do pisania. Byłam też trochę zmęczona natłokiem obowiązków i do WG usiadłam dopiero jak trochę odpoczęłam.
Z rozdziału jestem jak zwykle zadowolona. Puściłam wodze fantazji podczas iście raperskiej potyczki Remusa z Regulusem, a opisując Dorcas, jakoś od razu ją polubiłam. Możecie spodziewać się jej nieco więcej w opowiadaniu. Tak samo, jak Ann. Jak wam się podobają dziewczyny?
Tylko parę dni zostało do zamknięcia ankiety na blogu! Jeśli jeszcze nie zagłosowałeś, zrób to teraz! Wszystkim, którzy oddali głos, serdecznie dziękuję, feedback jest ekstra! :)
A propos feedbacku – strasznie dziękuję za wszystkie komentarze! Tak się cieszę, że zdecydowaliście się komentować opowiadanie. Każdy z was jest po prostu kochany!
Pisałam sobie przy akompaniamencie boskiego J.T. i Amber Run. Polecam!
No to jak? Rozdział może być, czy nie? ;)
Po raz pierwszy mam styczność z postaciami Ann i Dorcas bez napisu na czole: "jesteśmy tu tylko po to, żeby było z kim sparować Huncwotów". I really like it :3
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle... My ship is sailing and doing well for now, yay, better preper myself to go down with it. Kocham Williama. Chcę go przygarnąć (ale z Regulusem, a to nie takie proste).
I w sumie to się powtarzam z fangirlingiem, ale tu tak jakoś bardziej oficjalnie ^^
Zobaczymy jak to będzie z tymi Ann i Dorcas :D Ale mam nadzieję dać im jakieś osobowości *blink blink*
UsuńMyślę, że mieszkanie pod jednym dachem z Williamem i Regulusem każdego wykończyłoby psychicznie. Radziłabym uważać, czego sobie życzysz, dziecinko.
Przyjmuję twój fangirling z otwartymi ramionami. Ja też umieram dla Williama/Rega <3
Strasznie mi się dłużyło czekanie na nowy rozdział. Boski jak zawsze. Kocham ship William x Regulus. Błagam rozwiń go.
OdpowiedzUsuńA teraz co innego. Ja osobiście jestem zrażona do Dorcas i Ann (a zwłaszcza do Dorcas). Zawsze wrąbują się w moją ukochaną relację Syriuszowo-Remusową. Mam jakieś dziwne domysły ale zostawię je na pózniej.
Ach i jakby co to powyższa Emily, poprzednia EmikoKunomasu i Facebookowa Emilia Milka Kasińska to jedna osoba. Tak, wiem że wyszło małe zamieszanie.
Czekam na nowy rozdział.
Jeśli cię to jakoś pocieszy, to mnie strasznie dłużyło się pisanie tego rozdziału. Awawa, tak, totalnie zamierzam rozkręcać ship W/R bo jest piękny i pachnący. Także o to nie musisz się martwić.
UsuńOj, oj, cóż to za domysły, no weeeeź, podziel się z nami. Ja bardzo chcę wiedzieć :D Poza tym mam już jako-taki plan co do Dorcas i Ann, więc no... Mam nadzieję, że mimo wszystko uformuje je obie tak, że je polubisz, mimo złych doświadczeń :)
Ok, zapamiętam na pewno! :)
Dzięki za komentarz i zapraszam ponownie. Nowy rozdział będzie ciekawy. A przynajmniej bardzo ciekawie będzie mi go pisać. Zobaczymy, czy mi wyjdzie.
Pozdrawiam cieplutko,
M.P.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo witam, witam. B)
OdpowiedzUsuńCóż by tu napisać... Na początek chciałam wspomnieć, że pierwsza myśl co do Ann i Dorcas, to to że one jakoś ze sobą kręcą. Troszkę yuri by nie zaszkodziło, nie?
Co do Regulusa... Jeny. Od razu widać, że kocha Willa, ale boi się przyznać nawet samemu sobie. To trochę smutne. A jak pocałował Remiego i później Will się zaśmiał, to pomyślałam, że utworzą jakiś trójkącik albo co najgorsze czworokącik z Syriuszem. XDD
Jestem zadowolona z rozdziału i jak zwykle oczekuję na kolejny, pozdrawiam!
Nie odniosę się do pierwszej części komentarza ;)
UsuńNie wiem, czy Regi już tak daleko zaszedł w swoich uczuciach, ale na pewno sam przed sobą nie chce przyznać, jak bardzo podoba mu się Will. Będzie miał jeszcze czas na zweryfikowanie swoich uczuć, nie martw się :D Dobrze odczytałaś to, co Williamowi chodziło po głowie. Niegrzeczny z niego chłopiec, co mogę powiedzieć?
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie! Miło było znowu cię tu zastać ;)
Całuję,
M.P.
Czyli mogę liczyć na trochę perwersji ze strony Williama? ;)
UsuńPrzecież William składa się z samych perwersji. Myślę że to mogę obiecać ;)
UsuńBlog został nominowany na Blog Miesiąca. Więcej na spisie w zakładce blog miesiąca". Głosować można pod linkiem: http://sonda.hanzo.pl/sondy,252770,JY4N.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy, załoga spisfanfiction.blogspot.com
Kiedy spodziewać się nowego rozdziału? Już tęsknię.
OdpowiedzUsuńCześć, cześć! :) Właśnie przed kwadransem wysłałam nowy rozdział do bety. Wielka premiera jutro, 11 listopada, no wiesz, tak patriotycznie :')
UsuńPozdrawiam i całuję,
M.P.