Odetchnąłem głębiej, by opanować szum w głowie i mroczki przed
oczami. Nie wierzyłem, po prostu nie chciałem uwierzyć. To nie mógł być On. Wszystkie moje myśli skłębiły
się wokół tej jednej – że On nie
mógł wrócić.
I tak się zapętliłem w tym morzu
przemyśleń, że temperatura mojego ciała podskoczyła niebezpiecznie, a pięści
zacisnęły się w złości. Jak zwykle w takich momentach odwróciłem się na pięcie
i, nie mogąc zapanować nad sytuacją, opuściłem pomieszczenie, starając się
chwilowo zapomnieć o całym zdarzeniu. Ominąłem wszystkich bez słowa i
zszedłem na dół, układając się na kanapie.
I nigdy wcześniej nie czułem się tak samotny, jak teraz – kiedy On wrócił, a ja pałałem do niego szczerą miłością. Uśmiechnąłem się lekko, uświadamiając sobie, jak bardzo dzieckiem jestem.
I nigdy wcześniej nie czułem się tak samotny, jak teraz – kiedy On wrócił, a ja pałałem do niego szczerą miłością. Uśmiechnąłem się lekko, uświadamiając sobie, jak bardzo dzieckiem jestem.
Na górze ucichło już trochę i
zastanawiałem się, czy może wszyscy nie poszli już spać. Wolfram został oddelegowany do
siebie, z czego właściwie nawet trochę bym się ucieszył… gdyby. Pokręciłem
głową, wciąż nie dowierzając. Martwiłem się przez ten cały czas, ostatnio
zacząłem się już godzić z jego stratą, a tu tak nagle on znów się pojawił.
Zacisnąłem wargi, by nie warknąć ze złości.
Był zupełnie taki sam, jak wcześniej. No
może nie do końca. Czegoś mi w nim brakowało i nie długo musiałem się
zastanawiać, co takiego mogło to być. Włosy – ściął je i może dlatego
w pierwszej chwili nie byłem do końca pewien, czy coś mi się nie wydaje,
czy może sam już zacząłem wariować. Ale nie. Na samą myśl o jego krótkiej,
zmierzwionej czuprynie drgnąłem.
Teraz rysy jego twarzy były jeszcze
bardziej wyraźne. Wysoko położone kości policzkowe, mocno zarysowany owal
twarzy i te oczy, wystające figlarnie spod ciemnej grzywki.
Na pewno chciał zrobić na mnie wrażenie, żebym znowu spalił się z
uwielbienia nad nim. Żeby mógł powiedzieć „hej, dziecino” i
przygarnąć mnie do siebie. Nie przewidział jednak tego, że ja także mogłem wyrosnąć i wydorośleć przez te dwa lata.
Westchnąłem i podniosłem się z wolna,
decydując położyć się już spać, bez względu na okoliczności. Przymknąłem oczy,
nie chcąc już dzisiaj spotkać się z Blackiem spojrzeniami,
ba! – cicho błagając o oszczędzenie mi tego. Ha
ha – los bywa okrutny.
Stał, oparty o poręcz schodów,
najwyraźniej przyglądając mi się od dłuższej chwili. Znowu był przepełniony
dumą i szczęściem. Nie długo zajęło mi pojęcie, że cieszy się z mojego widoku,
że znowu się spotkaliśmy i będziemy się spotykać podczas tego roku szkolnego.
Jednocześnie wiedziałem, że chce uwieść
mnie tym spojrzeniem, rozczulić i zmusić do dobrowolnego oddania się mu
znowu. Niedoczekanie! To on przecież stęsknił się za mną, jako osoba doskonale
znająca swój plan i wiedząca, że zamierza tutaj wrócić. Ja uznałem go za „martwego”, który odszedł i już nie będzie mi dane nigdy go oglądać.
Dla mnie nie żył, więc nie mogłem tęsknić tak, jak tęsknił on.
Mogłem się tylko domyślać, że tego nie rozumiał.
I nawet nie chciałem kłopotać się z wyjaśnianiem mu tego. Nareszcie byłem silny i
dumny, jak prawdziwy facet, który wie, czego chce, chociaż on widział we mnie
dziecko. Wiedziałem, że będzie widział je już zawsze. I znienawidziłem go
jeszcze bardziej, zapaliło się we mnie coś na kształt złośliwości, którą dzieliłem
ostatnio coraz częściej między zalotnikami.
– Remi, jak ty wyrosłeś. No, no… Jak ten czas szybko leci.
A żebyś wiedział. Tyle, że podczas gdy ty
świetnie się bawiłeś, ja tutaj chorowałem z miłości, zupełnie rozchwiany
emocjonalnie i niezdolny przez pewien czas do dzielenia naszej samotności tylko
ze sobą.
– Spodziewałem się zobaczyć chłopca,
a ty… Ty właściwie robisz się już mężczyzną. – Pokiwał głową
z lekkim rozczuleniem, które trochę nie pasowało do jego błyszczących
kolczyków i odstającej fryzurki. Dotarło do mnie, że mimo zmian, ciągle był Syriuszem Blackiem,
który mnie lubił, i który chciał się o mnie troszczyć (z różnymi efektami). Różnica między chłopakiem, który teraz przede mną stał i chłopcem, którego pamiętałem sprzed paru lat polegała na tym, że Syriusz wyraźnie wydoroślał. Głos miał opanowany, w oczach nie było
już tyle szaleństwa i dziecięcej uciechy. Robił się… Cholera, on naprawdę
sprawiał wrażenie dorosłego.
Są rzeczy, które on wtedy rozumiał, a o
których ja nie miałem jeszcze pojęcia. Ale nie zamierzałem poddawać się bez walki.
Od kiedy zniknął, duma stała się moim sprzymierzeńcem, moją tarczą i teraz
także nie zamierzała ustąpić.
– Jak ty w ogóle mogłeś mnie tak
zostawić? – głos mi się załamał, mimo że starałem się trzymać go
na wodzy.
Potrząsnąłem głową i zmierzyłem go
spojrzeniem. Jego czoło zmarszczyło się na chwilę w ojcowskim grymasie troski,
a dłoń przesunęła się po karku, łapiąc za końcówki włosów i ciągnąc za nie
delikatnie.
– Chciałbym opowiedzieć ci tę
historię, Remi. Powolutku i na spokojnie.
Uniosłem brwi i zatrząsłem się ze złości.
Nie powinien był zgrywać rozsądnego, starszego brata. Nie powinien być miły,
bo może to sprawić, że moje serce przypomni sobie o starych dziejach. Karmione nienawiścią przez dwa lata, mogło zapomnieć jak to jest być kochanym miłością lawendową, bez której kiedyś nie umiałem żyć.
– Wiesz… Zostałem wysłany do
Durmstrangu. Przez matkę. – Tutaj uśmiechnął się delikatnie,
łapiąc mnie tym za serce i wtłaczając w podłogę. – Nie miałem nawet możliwości z wami
porozmawiać. Nawet nie wiesz jak mi było trudno. Przez tyle lat uciekałem przed
wpływami rodziny, a wtedy musiałem jej posłuchać i was zostawić.
Przyjrzał się mi uważnie, oceniając najwyraźniej stopień mojego zagniewania.
Przyjrzał się mi uważnie, oceniając najwyraźniej stopień mojego zagniewania.
Wyraźnie się zasmucił.
– Najciężej chyba było mi później
napisać do ciebie – zaśmiał się nagle cicho. – Bo wiesz,
znam cię dobrze, wiem, że byłbyś wciekły.
Zacisnąłem wargi, czując dawno zapomniane
ciepło, wpływające mi na twarz. Nadal starałem się patrzeć na Syriusza w gniewie, chociaż zdawałem sobie sprawę, że zaraz łzy pociekną mi po policzkach.
– … A z dnia na dzień było mi coraz trudniej pisać, bo wyobrażałem sobie jak drzesz list ode mnie i zaszywasz się
w kącie, mszcząc się na mnie w myślach. – Pokręcił głową i zrobił
kilka kroków ku mnie. – Ale ty… Właściwie to i tak mnie
znienawidziłeś za to, że mnie nie było.
Odwróciłem twarz od niego, panując nad
rosnącą irytacją. Bo miał rację, jak zwykle, kiedy snuł na mój temat domysły.
Znał się na mnie, a to bardzo mi się nie podobało. Niepokoiło i denerwowało, że
zawsze wszystko umiał powiedzieć tak, by wywinąć się z kłopotów. Pokręciłem
głową w jakimś niemym proteście dla tego wszystkiego. Uderzyłem go mocno, by
ręka zapiekła mnie równie mocno, co jego twarz.
Drgnął lekko, ale po chwili wpatrzył się
we mnie z uśmiechem. Dotknął swojego policzka, sycząc lekko i jednocześnie
śmiejąc się cicho. Pochylił się nade mną, żebym poczuł znowu jego lawendowy
oddech na twarzy. Miałem wielką ochotę go pocałować – taką, jak
jeszcze nigdy wcześniej. Coś innego we mnie też chciało tego kontaktu, ale
sama myśl o tym zupełnie wytrąciła mnie z równowagi.
– Będziesz musiał się teraz bardzo
postarać – mruknąłem, czując jak zasycha mi w gardle.
Odwróciłem twarz i minąłem go spokojnie,
hamując chęć ucieczki. Wszedłem powoli po stopniach, prowadzących do sypialni.
Zobaczyłem go.
Zobaczyłem go.
Wolfram wpatrywał się we mnie zimnym
spojrzeniem. Stał na samym końcu schodów w błękitnej piżamie. Nikłe światło pochodzące z kominka odbijało się od jego szmaragdowych tęczówek. Jego cienka
sylwetka nikła w mroku. Zamarłem. Przyglądaliśmy się sobie w milczeniu dobrą
minutę. Później, jakby się ocknął, przymknął oczy dumnie i odwrócił się,
wchodząc do swojej sypialni.
Na przemian przymykając i uchylając
powieki, byłem pewien, że opanowały mnie płomienie, którym nie mogłem się
oprzeć. Cichy szept wdzierał się w moją świadomość, pieszcząc zmysły i
zapraszając po więcej. Po ciele niczym węże znów sunęły czyjeś dłonie, raz
wsuwając się na szkarłatny materiał, raz wchodząc pod niego, kreśląc palącą
ścieżkę na skórze. Gdy chciałem go zobaczyć, wsuwał usta w moje włosy, całując
je, szarpiąc za nie delikatnie. Ciało znów drżało niemiłosiernie, wprawiając
serce w szaleńczy bieg. Upajałem się swoją niemocą i niechęcią do przerwania
orgii.
Tatuaże
i ostre atrybuty
Ukąszone przez
węża serce z uśmiechem z gumy balonowej
Seks i stereo
Nie ściszaj
radia*
Westchnąłem ciężko, otwierając oczy, i wpatrzyłem się w sufit. Moja piżama kleiła się do ciała, a w gardle zaschło mi od
urojonego wysiłku. Otarłem twarz dłonią i zasłoniłem nią oczy. Nie ukrywałem, że te sny mnie męczyły. Były
dla mnie czymś nie do końca zrozumiałym. W końcu przecież ja wcale nie
potrzebowałem takiego kontaktu. Na pewno nie teraz, kiedy moje życie uczuciowe
rozszalało się na dobre. Cholerne hormony nie pozwalające mi na zdrowy sen w
nocy.
Drgnąłem na dźwięk cichego chichotu
Williama, zapinającego pasek u spodni. Zmierzyłem go spojrzeniem, ukrywając
zażenowanie całą sytuacją. On wiedział, co nie było takie dziwne. Zresztą trudno, by ktoś nie zauważył moich
nagłych pobudek i rumieńców na twarzy.
– Wiesz, Remi… Sądziłem, że to
skończy się, kiedy wróci twój amator – mruknął z drwiną,
uśmiechając się do mnie figlarnie.
Wykonałem krótki gest w jego stronę i, chwytając ubranie, wszedłem do łazienki. Wiedziałem, co on o tym myślał. Wiedziałem,
że miał za złe Syriuszowi to, jak potraktował mnie i jego. I trochę się z nim
zgadzałem, bo szkoda mi było czasu na amory z tym cwaniaczkiem. Chociaż już wtedy wiedziałem, że i tak mnie w
nie wciągnie.
„Ciukanie” w plecy zaczęło być
już irytujące i przyprawiało mnie o zawrót głowy. Gdybym tylko mógł, odgryzłbym
mu tę nachalną łapę. Przymknąłem powieki, odwracając ze znużeniem twarz w jego
stronę. Pochylił się w przód z lekkim uśmiechem. Oparł twarz na dłoni i
przypatrywał mi się dłuższą chwilę. Westchnięciem zasygnalizowałem brak
zainteresowania jego osobą. Podparłem się o stół i wpatrzyłem w zegar, wiszący
na ścianie. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, mimo że czas uciekał wciąż i
wciąż. Nie pierwszy raz byłem w takiej sytuacji.
Już z rana, siadając przy mnie, Syriusz
dał wszystkim do zrozumienia, że wrócił. Nie było mowy o flirtach ze mną,
ciągnięciu za gruby warkocz, zaczepianiu na korytarzach. Irytowało mnie to
poczucie przynależności do niego, zwłaszcza, że wcale nie czułem się jego
własnością.
Każdy widział w nim zmianę. Dziewczyny
znowu zaczęły wzdychać do niego, właściwie znacznie szybciej niż sądziłem. Najgorsze było to,
że on naprawdę się starał. Starał się ujmować mnie delikatnymi gestami,
uśmiechem, który mógł znaczyć wszystko, tajemniczym mrugnięciem od czasu do
czasu. Nie był już tak nachalny, jak mu się kiedyś zdarzało. Jako mój amant był
znośny, naprawdę znośny. I nie odstępował mnie na krok. Z chłopakami znowu
znalazł wspólny język, jednak nie z Williamem. On zaszył się gdzieś z kolegami
i co jakiś czas tylko puszczał do mnie oczko na korytarzach. Westchnąłem z
braku możliwości wyrażenia myśli.
Jednak to, co wywołało mój niepokój nie
było mi dotąd znane. Intrygowała mnie obecność tego małego księcia, ciągnącego
za nami, jak cień. Wolfram zdawał się być wprowadzony w towarzystwo mimo moich
najbardziej nieżyczliwych spojrzeń. Miał w sobie coś z mojego uporu i dumy,
chociaż był do tego cholernie zadufany w sobie. Śmiał się z nawet najgłupszych żartów innych,
ale miejscami posuwał się do ironicznych uwag, które wyraźnie zwracały uwagę
grupy. Nie chciałem mieć do czynienia z kółkiem adoracji takiego królewicza.
Najbardziej plułem sobie w brodę, bo
Syriusz też zdawał się zwracać uwagę na jego złośliwości. Oczami śmiał się z
nich, wpatrując w niego, jak kiedyś we mnie. W sumie było w tym trochę racji.
Wolfram był jak dziecko, na dodatek bardzo kapryśne. Wiedziałem, że Black lubi
zgrywać tatuśka. Było tylko kwestią czasu, jak obudziła się w nim ta druga twarz.
Myślę, że uwagę Syriusza przykuwałem już
tylko dlatego, że miałem mały problem natury futerkowej. Chciał chyba otoczyć
mnie ramionami i ochronić przed potworem we mnie. Było to absurdem, ale on
nigdy nie przestawał zgrywać bohatera. Było pewne, że przynajmniej wilkołactwo
przyciągało jego uwagę we mnie. Sam nie wiedziałem, czy mi to przeszkadza, czy
nie.
Wyszedłem z klasy wraz z dzwonkiem.
Z jednej strony właściwie to za nim
tęskniłem, z drugiej nie umiałem się na niego nie wściekać. Zabawa uczuciami
tych obcych chłopców była całkiem pociągająca, a gra z uczuciami Blacka była
pokusą nie do odrzucenia. To było trochę jak wielki puchar lodów czekoladowych …
Przysiadłem na jednym z parapetów przed
klasą eliksirów, pozwalając by sweter zsunął się mi z ramienia. Zanurzyłem nos
w książce, by móc w spokoju pokontemplować swoje podniecające intrygi. Ukochałem w sobie bycie taką szują. Westchnąłem z lekkim uśmiechem,
wysuwającym się spomiędzy włosów, wyślizgujących się z warkocza.
Usłyszałem kroki zbliżającej się osoby,
tak znajomo wykreślane na kamiennej podłodze. Lily stanęła przy mnie, marszcząc
czoło w obawie. Cała ona – wiecznie spięta i próbująca zbawić świat. Uśmiechnąłem się do niej i zamknąłem książkę. Ale zanim się
przywitałem, ona już się odezwała.
– Remus… Dobrze się czujesz?
Czułem się całkiem nieźle. Chciałem
brutalnie mścić się na Syriuszu za wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządził, ale
wiedziałem, że nie takiej odpowiedzi oczekuje. Martwiła się, bo wiedziała, jak
przeżywałem wyjazd Syriusza. Ona była jedną z niewielu osób, jakim mogłem się
zwierzyć. Była jak dobra wróżka z bajek dla dzieci.
– Wszystko w porządku. Niepotrzebnie
się martwisz …
– Nie! Myślę, że… Potrzebnie. Na
pewno potrzebnie.
Zmarszczyłem brwi, przyglądając jej się z zaciekawieniem. Przez chwilę zastanawiała się,
jak ubrać myśli w słowa. Zacisnęła dłonie na skórzanej oprawie książki do
zaklęć i westchnęła ciężko, jakby właśnie z jej ramion został zdjęty jakiś
naprawdę wielki ciężar.
– Nie chcę, żebyś sam siebie zgubił.
Ty… Ty tak paskudnie udajesz kogoś, kim nie jesteś. Grasz w tym szkolnym
teatrzyku. Nie rań już siebie więcej, bo w końcu sam nie będziesz wiedział, kim
jesteś.
Wpatrywała się we mnie tak przenikliwym
wzrokiem, że zaczęło mi się kręcić w głowie. Zieleń jej oczu sprawiła, że
zatonąłem w tym świeżym bluszczu, upoiłem się jego blaskiem. Nie chciałem
przyznawać jej racji, ale nie miałem też siły protestować. Na pewno by mnie
zgasiła, była w końcu naprawdę mądrą dziewczyną, młodą czarownicą. Kochałem ją w pewnym
sensie za to, więc bardzo nie chciałem się z nią sprzeczać. Miała tak
przejrzyste poczucie dobra, że czasem to dławiło, dusiło w piersi i
jednocześnie zmuszało do buntu.
Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc, że miała
rację. Złapałem jej dłoń, przyciągając ją do siebie. Uniosła brwi, kiedy
oparłem policzek na jej piersi i objąłem ją czule.
– Dziękuję, Lily … Postaram się.
W powietrzu unosił się słodki zapach miodu, przegryzający się lekko z cytrynowym kwasem. Płyn przybrał barwę kawy z
mlekiem. Za łyżką płynęła śmietankowa ścieżka. Odetchnąłem głębiej i podniosłem
dłoń, by przywołać do siebie nauczyciela.
Profesor Slughorn podszedł do mnie z
dobrotliwym uśmiechem.
– Panie Lupin, znowu mnie pan
zaskoczył. Co za niesamowity zapach.
Usłyszałem parsknięcie. Moje oczy musiały
tylko trochę podnieść się znad kociołka, by zobaczyć wpatrzonego we mnie
Syriusza. Jego postawa zdradzała dumę. Nie był ani trochę zaskoczony.
Trochę jakby mówił: mój Remi nic się nie zmienił.
– Eliksir wiecznego snu. Musiałem
zamaskować czymś zapach bylicy. Miód pasował idealnie do koloru. Zresztą mnie
kojarzy się z czymś kojącym i niewzbudzającym podejrzeń.
– Znowu jestem zdziwiony. Dawno
miałem z nim ostatnio styczność. Może pan objaśnić? – Profesor uniósł brwi wysoko
i pogładził się po dorodnym wąsie.
– Eliksir wywołuje śpiączkę, która
powoduje obumarcie ciała jeszcze za życia osobnika. Jeśli antidotum nie
zostanie podane w ciągu godziny, zmiany wewnątrz organizmu są zbyt rozległe, by
móc im zaradzić. Ma on konsystencję i smak kawy, więc łatwo go zaaplikować w drugą osobę – Zobaczyłem jak kącik ust Syriusza drga, a on sam
przybiera bardziej poważny wyraz twarzy. – Stwierdziłem, że może
mi się kiedyś przydać.
Przesunąłem dłonią po swoim warkoczu,
przymykając oczy z satysfakcją. Po chwili spojrzałem na profesora, mieszającego
w kotle. Przyjrzał się uważnie konsystencji, powąchał wywar i uśmiechnął
się szeroko.
– Świetny, idealne proporcje. Jednak
pozwolisz, że na nikim go nie wypróbujemy.
Idąc przez korytarz, czułem narastające
podniecenie. Może i nie miałem ochoty go zgnębić, ale stanowczo chciałem pokazać mu
jego miejsce. Satysfakcjonowało mnie życie niebanalne, w grze uczuć, które mnie
nie ranią, z podnieceniami i nadziejami, które nigdy nie znajdą swojego finału.
Coś pojawiło się naprzeciw mnie na
korytarzu. Po chwili poznałem wysoką postać mrocznego i nieprzeniknionego
Blacka juniora. Zatrzymałem się kilka kroków od niego, poprawiając sweter spadający mi
z ramienia. Nadal był wyższy ode mnie o głowę, mimo że chciałbym móc wreszcie patrzeć na
niego bez strachu, twarzą w twarz.
Przeanalizowałem jego minę. Był lekko
uśmiechnięty. W oku coś mu błyskało, jak światło pochodzące z latarni dającej
nadzieję marynarzom na pełnym morzu w ciemną noc. Dotarło do mnie, że to
pierwszy raz od dwóch lat, kiedy chce ze mną porozmawiać. Nie powiem, moja
ciekawość sięgała zenitu.
– Witam. – Splotłem ręce na
piersi, rozpoczynając rozmowę nim nawet pomyślał, by otworzyć
usta. Regulus był wyjątkowo powolnym człowiekiem, niezwykle w tym
dystyngowanym i eleganckim. Jego ruchy były niemal rytuałem. Sylwetka wprost z
greckich posągów. Syriusz, choć tak podobny, poruszał się niesamowicie
niespokojnie, chociaż z kocią gracją. Jego kroki były długie, sprężyste.
Chodząc, zdawał się odpychać ziemię, która pragnąc jego bliskości, łakomie go do
siebie przyciągała.
Jednak obaj lubili panować nad sytuacją.
Kontynuowali interakcję, kiedy tylko widzieli na to najkorzystniejszy moment.
Potrafili kwadrans stać przed potencjalnym rozmówcą i więzić go w klatce
swojego spojrzenia, aż ten wyczerpany zapragnie kontaktu, będzie chłonął każde
słowo. Nie zamierzałem marnować tyle cennego czasu i wydało mi się, że
Regulusowi spodobała się moja stanowczość. Uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony i
zadowolony.
– Dawno nie rozmawialiśmy. Sądziłem,
że po naszej ostatniej rozmowie będziesz bardziej pokorny, a tu
proszę… – Pokiwał głową z uznaniem i przyjrzał się mi.
– Przepraszam cię, ale nie mam zbyt
wiele czasu. – Teatralnym gestem przejrzałem notatki, po czym
przeniosłem znów wzrok na jego twarz w momencie, w którym ze swego rodzaju
zaborczością przycisnął mnie do ściany. Schwycił kosmyk moich włosów, który
wyślizgnął się z warkocza i zaczął trzeć go w palcach.
Odetchnąłem głębiej i zacisnąłem wargi,
krzywiąc się z niesmakiem. Nienawidziłem, gdy ktoś okazywał w stosunku do mnie
tak dławiącą stanowczość i władczość. Dodatkowo w czasie tych dwóch lat
przestałem bać się wielu rzeczy, a na pewno absurdalnych gróźb Blacka. Grał
swoją rolę księcia mroku całkiem przekonująco, ale przecież każdy kogoś udaje.
– Nie życzę sobie, żebyś mnie tak traktował, Black. Lepiej żebyś nauczył się szacunku do niektórych
osób. Wyjdzie ci to na dobre. – Odtrąciłem jego dłoń rozzłoszczony
i pomknąłem wzdłuż korytarza, nadając swoim krokom normalnego tempa.
Nauczyłem się niewyrażania zdenerwowania w takich sytuacjach. Każdy kogoś
udaje.
Po chwili byłem już na Wielkiej Sali.
Usiadłem obok Jamesa, który objadał się właśnie kawałkami kurczaka. Patrzyłem
na niego przez chwilę, po czym uśmiechnąłem się rozbawiony. Wytarłem kącik jego
ust serwetką i oparłem głowę na dłoni. Nagle zupełnie przestali mnie obchodzić zarówno cholerny książę, jak i Regulus, który
znowu zabawia się w jakieś gierki. Właściwie to miałem ochotę na kremowe piwo.
Z boku usłyszałem ten irytujący śmiech,
obrazujący idealnie bezczelność i prześmiewczy charakter godny lorda. Wolfram
siedział przy Syriuszu, wyraźnie próbując zwrócić na siebie jego uwagę. On
jednak wpatrywał się we mnie. Jego pusty wzrok mnie przeraził, doprowadził do
nieprzyjemnego przewrotu zawartości żołądka. Było w nim coś tak żałosnego i tak
beznadziejnego, że nie sądziłem, że ktokolwiek jest w stanie tak patrzeć.
Wstał i w ciągu kilku sekund skierował się
do wyjścia ku niemiłemu zaskoczeniu Wolframa. Książę wyraźnie się oburzył,
wykrzywiając swoją chłopięcą twarzyczkę. Uśmiechnąłem się lekko i postanowiłem
zjeść ogromną porcję sałatki z tuńczyka. Ciekawe, co tak poruszyło Syriusza.
Padał deszcz. To była niezła
ulewa, biorąc pod uwagę upały, jakie miały miejsce przez ostatni miesiąc.
Siedziałem w fotelu, przy kominku zastanawiając się co z Blackiem. Znaczy, nie
byłem ciekaw, gdzie jest, bo wiedziałem, że przesiadał na murku przed
sowiarnią. Bardziej zastanawiał mnie powód jego drobnej rozterki
psychicznej.
Westchnąłem, zaglądając do kubka z
pływającą jeszcze po denku czekoladą. Odstawiłem go na stolik i podniosłem się,
biorąc parasol, który miałem przy boku. Po chwili przemierzałem korytarze, kierując się w stronę
sowiarni. Rozśmieszyła mnie nawet trochę ta moja troska o niego, ale nie bardzo się tym nie przejąłem. Czułem się w obowiązku wyjaśnić tę sytuację, w sumie z dość
egoistycznych pobudek. Chciałem wiedzieć o co chodzi, tak panicznie łaknąłem
tej informacji, że niemal frunąłem w ten deszcz.
Jeszcze na początku korytarza słyszałem
jak ściana deszczu nieprzerwanie uderza o przekarmioną już wodą ziemię.
Wszystko zdało się podporządkować tej niszczycielskiej sile, nawet wiatr. Gdy
otworzyłem drzwi bębnienie stało się nieznośne. Rozłożyłem parasol i podszedłem
do murku, który ginął w mroku i strugach deszczu. Wychyliłem się lekko,
starając się dojrzeć cokolwiek. Z westchnieniem postanowiłem iść schodami w
górę. Powoli, nie spiesząc się stąpałem po śliskich kamieniach, które przypominały
teraz niewielki strumyczek. Niesamowita, przerażająca burza.
Zatrzymałem się, gdy moim oczom ukazała
się szczupła sylwetka Blacka. Siedział na poręczy, tuż obok drzwi sowiarni.
Koszula przylepiła mu się do ciała, krawat zwisał z boku, włosy z bujnej grzywy
okryły mu twarz. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy zobaczyłem jak jego oczy
zwracają się ku niebu. Praktycznie nie mrugał, nieruchomy i obojętny na
wszystko, co go otaczało.
Podszedłem, zasłaniając go parasolem przed deszczem.
Drgnął lekko, dotknął swojego policzka, po czym zwrócił na mnie pełen zaskoczenia wzrok. Uśmiechnąłem się do niego lekko i stałem tak, zastanawiając
się jaką minę przybierze teraz. On jednak przez pierwszą chwilę nie poruszył się w
ogóle. Później przerzucił nogi przez kamienny murek i stanął obok mnie,
zawadzając głową o parasol.
– Jestem na ciebie
zły – oświadczył, wpatrując się we mnie i zaciskając lekko dłonie,
tak jakby chciał walczyć, ale był zbyt zmożony bezsilnością.
– To ciekawe. To ja miałem być zły na
ciebie.
Uniosłem parasol, ale jego sylwetka nadal
pozostała zgarbiona. Wsunął tylko dłoń w swoją grzywkę i zmierzwił ją,
ochlapując mnie przy tym wodą. W końcu odetchnął głęboko i oparł drugą rękę na
biodrze, patrząc na mnie ze zrezygnowaniem.
– Wiesz, mam ochotę cię teraz
przyprzeć do muru i całować do nieprzytomności, ale chyba to nieodpowiedni sposób na odzyskanie cię.
Przymknąłem powieki powstrzymując
rozszalałe serce. Uderzyłem go drążkiem parasolki w czoło.
– Chodź się ogrzać, bo zaczynasz
gadać głupoty. – Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w
drogę powrotną.
Usłyszałem ciche prychnięcie, które
zapewne towarzyszyło ciepłemu uśmiechowi, i wkrótce także kroki po kamiennych
schodach tuż za mną. Uśmiechnąłem się do siebie, odgarniając włosy z twarzy.
Naprawdę podobał mi się fakt, że w jego ustach zabrzmiało to tak podniecająco.
Skuliłem się w fotelu, przyciskając nogi
do klatki piersiowej. Przyglądałem się Blackowi, gdy zawzięcie
wycierał włosy ręcznikiem, przebrany już w suche ubrania. Od kominka biło
przyjemne ciepło, które koiło moje zmysły i usypiało mnie powoli.
Black zawiesił ręcznik na swojej szyi i
oparł się wygodnie, rozkładając nogi. Westchnąłem, przypominając sobie, że
zawsze tak siadał. Jego wielki tyłek zajmował całą kanapę. Jednak teraz nawet
nie śmiałem mu tego wypomnieć, zwłaszcza, że jego oczy odnalazły mnie takie
zupełnie puste w tej swojej czerni. Bez ognia, który zawsze w nich
widziałem.
– Jak już mówiłem jestem zły na
ciebie. I czuję się oszukany.
– Nieprzyjemne uczucie, wiem coś o
tym. – Pokiwałem głową, tłumiąc poirytowanie i starając
się zachować zimną krew. On jednak jakby mnie nie słuchał. To miała być
jego rozmowa o tym, co ja zrobiłem źle.
– Czuję się zdradzony. Tylko wciąż
jeszcze nie mam pewności z kim.
– Bredzisz. Nie jesteśmy razem. Pamiętasz?
Wyjechałeś, – Przewróciłem oczami i oparłem twarz na dłoni,
patrząc na niego bez emocji.
Uderzył dłonią w siedzenie kanapy. Ten
nagły ruch zmusił mnie do drgnięcia. Spojrzałem na niego, unosząc brew. Wstałem
z zamiarem pójścia do sypialni.
– Widziałem cię z Regulusem, nawet
nie próbuj się wymigać …
– Teraz będziesz robił mi jakieś
wyrzuty, zazdrośniku? Och, nie masz do tego
prawa! – Zacisnąłem zęby, by nie wgryźć mu się w szyję.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę schodów pospiesznie, słysząc jak się podnosi
i idzie w moją stronę. Oddech przyspieszył, a dreszcz przeszedł po moim ciele,
kiedy złapał mnie i przygwoździł do ściany. Wpatrzyłem się w jego dzikie
ślepia. Na nowo płonęły i, gdyby nie sytuacja, zapewne bym się ucieszył.
– Kocham cię.
Ciężka gula stanęła mi w gardle, lawenda
mnie omamiła. Odwróciłem twarz, zaciskając powieki. Jego usta przylgnęły do
mojego policzka. Język przesunął się po mojej skroni, a ja myślałem, że z braku
powietrza zemdleję.
Odepchnąłem go stanowczo, co on
skomentował po raz kolejny mówiąc:
– … Kocham cię.
Zasłoniłem oczy dłonią, drżąc jak w
spazmach, nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
– Przez ciebie ten zwrot będzie dla
mnie teraz torturą. – Spojrzałem na niego spomiędzy palców.
Zaśmiał się i zaprosił mnie gestem do
sypialni. Westchnąłem, a gdy się odwróciłem na pośladku poczułem ciepłą dłoń.
– Nie musiałeś uderzać mnie tak
mocno. – Syriusz stał w łazience, przyglądając się
swojemu policzkowi. Z wiekiem staje się coraz miększy.
– Och, nie,
musiałem. – Uśmiechnąłem się, puszczając oczko Jamesowi.
– Ja osobiście też bym ci przylał,
Syriusz. To był atak. Takich rzeczy się nie wybacza. – James
rozłożył ręce, po czym splótł je na piersi.
Na łóżku Syriusza siedział Wolfram
wyraźnie nie w humorze, nadąsany i wpatrzony w nas wszystkich z niechęcią.
To był już kolejny dobry powód do śmiechu,
chociaż pewnie chłopcy – zagorzali fani księcia – nie zgodziliby
się ze mną.
Syriusz wszedł do pokoju, siadając obok
niego i obejmując go ramieniem.
– Widzisz, Remi? Ty wyrosłeś, ale
mamy w grupie nową, humorzastą maskotkę.
Uniosłem brwi, wykrzywiając się. Czułem,
że mnie do niego porówna i wiedziałem, że jeśli zabrnie w ten temat będę bardzo
niemiły. Nie pałałem sympatią do Wolframa, a jeśli Syriusz jeszcze zechce użyć go jako
obiektu, który ma wzbudzić moją zazdrość to najlepiej żeby wracał, skąd przybył
albo pozbędę się paru jego organów bez znieczulenia.
– Tylko się cieszyć, naprawdę. Może
on zostanie Huncwotem, a ja wreszcie będę mógł uczyć się w
spokoju? – Podniosłem się i udałem do łazienki, by Black nie
zobaczył, że trafił w mój czuły punkt.
– To jakiś pomysł, no nie? W końcu
zawsze tak narzekałeś.
Spojrzałem na siebie w lustrze. Już
poczerwieniałem ze złości. W moich oczach iskrzył się nie byle jaki ogień. Dłonie
same zamykały się w twarde pięści.
– Na Godryka, Black, naprawdę mnie to nie
bawi. Jak chcesz, to idź z nim gdzieś teraz i daj mi spokój. Jaki ty jesteś
irytujący! – Trzasnąłem drzwiami, przesuwając zamek. Odetchnąłem
głębiej i oparłem się o drzwi. O nie, stanowczo takim traktowaniem sobie mnie
nie zjedna. Black, teraz ja rzucam ci wyzwanie – spraw żebym cenił
się tak, jak kiedyś cię ceniłem.
– Chodź,
Wolfram.
Usłyszałem skrzypienie łóżka, po chwili kroki i dźwięk zatrzaśniętych drzwi.
Usłyszałem skrzypienie łóżka, po chwili kroki i dźwięk zatrzaśniętych drzwi.
Zacisnąłem wargi, czując się zdradzony. O
tak, czułem się jakby naprawdę już mnie dla niego nie było. To było głupie, bo
wiedziałem, że zrobił to, żeby mną potrząsnąć, ale nie mogłem, naprawdę nie
mogłem odegnać od siebie myśli, że nie chodzi mu o mnie jako o osobę, tylko o
mnie, jako o dziecko, które wyrośnięte nie jest już tak ciekawe. Skrzywiłem
się, zdając sobie sprawę z faktu jakie byłoby to obrzydliwe.
Otworzyłem drzwi łazienki z westchnieniem
i stanąłem oko w oko z Blackiem. Właściwie niezupełnie, bo nadal był ode mnie
wyższy.
– A teraz skoro zostaliśmy sami, będę
cię przepraszał i przekonywał, jak bardzo cię kocham.
* * *
Utop się Remi.
OdpowiedzUsuńNie lubię cię już.
Gratuluję. Właśnie obrzydziłaś mi mojego ulubionego Huncwota ;-;
Syri choć do mamy. On nie zasługuje na ciebie. Znajdziesz sobie kogoś lepszego niż ta napindrzona królewna Wielkie Ego.
Remi, jak chcesz się bawić to bardzo cię proszę, ale nie moim synkiem ;-;
Najpierw go TAK traktowałeś, a teraz co? Oczekujesz, że przyjdzie do ciebie na kolanach błagając o litość?
Mała cholerna wesz. Idź się utop, albo ja to zrobię. ;-;
Tak szczerze to nie rozumiem o co ci chodzi... Syriusz wyjechał. Nie napisał. Nic. Zostawił go na 2 lata, przez które nie dał znaku życia. Nie bardzo wiem, czego od niego oczekujesz w takiej sytuacji... może nie patrzę na to obiektywnie, ale jeśli tak, to oświeć mnie - co takiego Remi zrobił źle, że uważasz, że powinien teraz traktować Syriusza całkowicie normalnie i z uwielbieniem?
UsuńTeraz przeczytałam to jeszcze raz i zdecydowanie jestem za Remusem! Boże niby gdzie Syriusz jest tu tym biednym? Nie rozumiem siebie ;-;
UsuńMyślę, że Remus też jest straszną siksą, jeśli już o nim mowa. Ale Syriusz był bez wątpienia winny w wielu kwestiach i też bywa dupkiem. Cieszę się, że opowiadanie wywołało jakąkolwiek dyskusję.
UsuńPozdrawiam :)
A ja twierdzę, że zachowanie Remusa jest jak najbardziej odpowiednie. Oczywiście, że uwielbiam Syriusza, ale jednocześnie uważam, że nie powinien tak bez słowa wyjeżdżać. I rozumiem, że mu też nie było łatwo, ale z nich dwóch - moim zdaniem - to bardziej Remus cierpi. Dwa lata niewiedzy jest straszne. Poza tym widać jak to się na nim odbiło na jego zachowaniu. Pięknie zresztą opisałaś jego przemianę wewnętrzną w takich zwykłych czynnościach. A najbardziej przy kłótni z Regulusem, jeżeli można to nazwać oczywiście kłótnią, ale z pewnością wiesz o co mi chodzi ;)
OdpowiedzUsuńDodam, że zachowanie Regulusa mnie nurtuję, jak również Jamesa.
I tak samo jak kochałam uroczego Remusa, tak nadal kocham się w tym dojrzalszym, wyrosłym i trochę zadziornym Remulusie. :D
No i w Syriuszu, ale to chyba jest wiadome...
Ps. Jeżeli w tym komentarzu jest jakaś składność to naprawdę się cieszę, bo po tym meczu nadal jest wzburzona T.T I jeżeli także oglądałaś to pewnie wiesz jak pięknie dzisiaj nasi grali... To takie smutne...
Tak, ja bym była wściekła. Tak mi się wydaje. I chyba miałabym prawo. Ale Syriusz wyrósł i jest strasznym przystojniakiem. Jakoś Remus mu pewnie wybaczy :P
Usuń