Przez ten tydzień zdążyłem już przyzwyczaić się do ciągłej
obecności Jamesa. Chłopak chodził za nami wszędzie, zajmował miejsce obok
Syriusza na zajęciach, a wieczorami długo siedział z nim na łóżku, rozmawiając
o wszystkim, co tylko siedziało w jego śmiesznej rozczochranej głowie. Coraz
częściej zasypiali obok siebie, wyglądając przy tym jak dwaj obślinieni
kretyni. Muszę przyznać, że to było urocze.
– Nie myśl tak intensywnie, bo się tylko dodatkowo męczysz. –
Syriusz zaśmiał się krótko, bo na więcej nie pozwolił mu rwany oddech.
– Już nie mogę – powiedziałem i bezceremonialnie runąłem na
ziemię, tylko nieco obijając sobie kolana. Nabrałem dużo powietrza w płuca,
czując nadchodzące omdlenie i trawę łaskoczącą mnie w policzek. – Umrę.
– Nie umrzesz. – Syriusz pochylił się, opierając dłonie na
swoich udach i głośno oddychając. – Zobaczysz, pod koniec zimy będziemy
obiegali całe jezioro bez większego wysiłku.
– Nie chcę obiegać całego jeziora – jęknąłem, przewracając
się na plecy. Black uśmiechnął się szeroko, patrząc na mnie spod przymkniętych
powiek. Nagle przygryzł wargę. – Co?
– Cały się zaczerwieniłeś. – Wyprostował się powoli i
wyciągnął do mnie dłoń. – Wstawaj, po bieganiu nie pada się plackiem.
– Nie moja wina, że masz chłopaka placka – prychnąłem, łapiąc
jego rękę i dając mu się podnieść. Spokojnym krokiem ruszyliśmy w kierunku
wejścia do zamku. Przymknąłem oczy, bo Syriusz znowu intensywnie pachniał potem
i lawendą, a przypadkowe otarcie się o jego ramię pozostawiało gryzące ślady na
ciele.
– Podekscytowany? – spytał, kiedy przekroczyliśmy próg
szklarni. – Hogsmeade – dodał, widząc, że wyrwał mnie z zamyślenia. Pokręciłem
szybko głową, marszcząc brwi i wywołując jego głośny śmiech.
– Spodoba ci się jeszcze. Zajmę się tobą i będziemy gruchać
jak przystało na największe gołąbeczki Hogwartu. – Wyprzedził mnie i odwrócił
się, idąc tyłem. Złapał moje dłonie, ciągnąc mnie wzdłuż korytarza.
– Nikt nas tak nie nazywa i ty też nie będziesz – dodałem
szybko, bo już otwierał usta, żeby coś dopowiedzieć. Przewrócił oczami i
odgarnął grzywkę z oczu, splatając palce naszych dłoni. Znowu szedł obok mnie.
– Jutro trochę pomedytujemy – obwieścił znienacka.
– Jak zamierzasz zmusić do tego Jamesa? Ten chłopak nie umie
usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż dziesięć minut.
– Opowiadasz, Remus, jak zwykle pójdzie mu świetnie.
Skinąłem tylko głową, bo Syriusz miał całkowitą rację. Mimo
swojej niecierpliwości i częstego braku skupienia, Jamesowi zawsze udawało się
ostatecznie opanować każde ćwiczenie. Byłem pewny, że gdyby przywiązywał
większą uwagę do nauki, w szkole też świetnie by mu szło. Problem w tym, że
Potter rzadko kiedy angażował się w cokolwiek poza Quidditchem. Wyjątek
stanowiły lekcje Syriusza, które zawsze powodowały pojawienie się błyszczących
punktów w jego spojrzeniu.
Poczułem dłoń na karku, więc szybko ją strząsnąłem.
– Jestem cały spocony, nie dotykaj.
– Nie przeszkadza mi to. – Syriusz przeciągnął się,
podwijając koszulkę i wycierając nią twarz. Uniosłem brwi, przesuwając wzrokiem
po jego torsie. Zamrugałem kilkukrotnie i nim się opamiętałem, przejechałem
palcem wskazującym wzdłuż małego zagłębienia na jego brzuchu. Zaskoczenie w
oczach Syriusza, zmieszane z nerwowym uśmiechem na jego ustach, zupełnie mnie
zażenowały. Ukryłem twarz w dłoniach, przyspieszając kroku.
– Nie wspominaj o tym.
– Co to było, Remus? – spytał niemal równo ze mną, a nasze
głosy zlały się w śmieszny ulepek niezręcznych głosek.
– Nic, ufajdałeś się czymś. Zajmuję pierwszy łazienkę! – Wbiegłem
po reszcie schodów, ignorując zmęczenie po porannym treningu. Śmiech Syriusza
wcale się jednak nie oddalał i w końcu chłopak złapał mnie i uniósł za pupę do
pocałunku. Chwyciłem jego ramiona, lekko go odpychając.
– Ale to podobno ja jestem ufajdany – zachichotał z
satysfakcją, mrużąc oczy.
– Racja, przydałby ci się prysznic. – Odwróciłem twarz,
starając się doprowadzić do porządku. Syriuszowi wcale nie było trzeba
prysznica, pachniał dokładnie tak, jak lubiłem – intensywnie i zniewalająco –
ale nie potrafiłbym mu się do tego przyznać. Zresztą, czy to nie obrzydliwe?
Takie zachwycanie się swoim spoconym chłopakiem?
– Podły – westchnął, wypuszczając mnie ze swoich ramion.
– Chodź, niedługo zaczynają wpuszczać na śniadanie. – Wsunąłem
dłonie w kieszenie bluzy i ruszyłem w stronę dormitorium. Syriusz jak zwykle
zaczął gwizdać i droga przez korytarz minęła nam przy słuchaniu monotonnej
melodii.
Zbliżając się do sypialni, usłyszeliśmy krzyki Jamesa.
Pchnąłem drzwi, zaglądając do środka nieśmiało. Chłopak stał naprzeciw
zawstydzonego Williama, trzymającego się za kark i wpatrzonego gdzieś w bok z nerwowym
uśmiechem wymalowanym na twarzy. Słysząc poruszenie u wejścia, Potter odwrócił
się i złożył swoje rozłożone ramiona z głośnym klaśnięciem w błagalnym geście.
– Remus, świetnie, że jesteś! Nie uwierzysz, Willuś chce dać
mi kosza! Powiedział, że woli zostać w dormitorium, niż iść ze mną i Peterem do
Hogsmeade! I nie zgadniesz, że ma obowiązki prefekta! Will! – Okularnik znowu
zwrócił się w stronę Reagana. – Wiesz, ile razy słyszałem w tym tygodniu, że obowiązki prefekta ci na coś nie
pozwalają albo cię do czegoś przymuszają? Bo widzisz, ja liczyłem. I to już
czterdziesty siódmy raz, kiedy udajesz odpowiedzialnego przedstawiciela naszego
domu i, być może, z czterdziesty dziewiąty od początku roku. Wcześniej mówiłeś
tak tylko do McGonagall, jak miałeś w planie coś narozrabiać. – James był
bezlitosny, wprawiając Williama w jeszcze większe zakłopotanie. Zobaczyłem parę
kocich oczu wpatrzonych we mnie błagalnie. Uniosłem brew, splatając ramiona na
piersi. Powinien był się domyślić, że nie wykręci się zawsze tą samą wymówką. –
I wreszcie gwóźdź programu: Willuś, co przed nami ukrywasz, co? Co ukrywasz przede mną?
– Możemy założyć, że nic się nie dzieje – mruknął niechętnie
Will, wzruszając ramionami.
– Albo możemy założyć, że dzieje się coś okropnego.
Najgorszego. I ja właśnie to zakładam. Dokładnie w tej chwili, teraz, jak tu
stoję. – James najwyraźniej nie zamierzał zostawić na albinosie suchej nitki.
– Tak się zakochałeś, że olewasz przez tę pannę kolegów,
Reagan? – Syriusz przecisnął się obok mnie i skierował się w stronę swojego
kufra. William zmrużył powieki, wpatrzony w pośladki tego debila, który nie
pozwalałby sobie na taką śmiałość, gdyby wiedział, o czym tak naprawdę mówi.
– Wiesz, seks jest niesamowity – powiedział nie bez
satysfakcji William, kląskając raz językiem i otwierając znowu usta: – Swoją
drogą, coś mi się przypomina, jak patrzę na ciebie od tej strony, Black.
– Przestań strzelać jęzorem, Will – uciąłem grobowym tonem,
patrząc na niego spode łba. – I przestań udawać, że poczuwasz się do bycia
przykładnym prefektem. Idziesz do Hogsmeade. Jeszcze wczoraj mówiłeś, że
zabierzesz Petera do Miodowego Królestwa.
– A mnie miałeś pomóc z prezentami. – James dał albinosowi
kuksańca w ramię. William westchnął, rozmasowując bolące miejsce.
– Okej, pójdę. Ale, James, będziesz musiał jakoś mi to
wynagrodzić, jeśli wiesz o czym mówię. – Skrzyżował ręce z uśmiechem.
– Zawsze wiedziałem, że masz na mnie chętkę. – James
przytknął dłonie do swoich policzków, pozwalając okularom zsunąć się na koniec
nosa.
– Czyli jak zwykle zostałem piątym kołem u wozu – oświadczył
Peter, wychodząc z łazienki.
– Przygarniemy cię, Pete. – William wyszczerzył się szeroko,
i nawet nie chciałem myśleć, do czego pił.
Tylko że było za późno.
– To ostatni dzwonek do Hogsmeade! Decydować się: Hogwart
czy Hogsmeade?!
Filch wymachiwał rękami jak szaleniec, podczas kiedy
staliśmy już przy bramie, czekając na Williama. James zaczął się denerwować,
czego powodem była w dużej mierze Lily Evans, która razem z zabójczo długonogą
Dorcas i Ann, narzekającą na dobór stroju koleżanki, który umożliwił swobodne oględziny
owych nóg i potencjalne odmrożenie sobie zgrabnego tyłka, zniknęły już na końcu
drogi prowadzącej do miasteczka. No i, oczywiście, James był też wściekły na
Williama, że ten zniknął jeszcze przed śniadaniem i od tamtej pory nie dawał
znaku życia.
Na szczęście delikwent pojawił się nagle w wyjściu ze szkoły
i szybkim krokiem przemierzył podwórko, zarzucając sobie szalik na ramię.
– Co? Myśleliście, że was wyrolowałem? – uśmiechnął się,
wręczając pozwolenie mierzącemu go nieprzychylnym spojrzeniem Filchowi. James
stał jeszcze przez chwilę w bezruchu z wzrokiem utkwionym w Williamie, aż w
końcu nie wytrzymał i uraczył chłopaka mocnym uderzeniem w plecy, od którego
ten dostał nagłego ataku kaszlu.
– To co, idziemy? – Potter uśmiechnął się szeroko, unosząc
dłonie do policzków, podekscytowany. Syriusz zaśmiał się wesoło.
– To chyba miejsce, w którym się rozdzielamy – odparł.
– Jak to? Nie pójdziecie z nami nawet do Hogsmeade? – jęknął
James, poprawiając swoje okulary z niezadowoleniem.
– Lepiej znajdź Evansównę i postaw jej piwo kremowe. – Syriusz
uniósł kciuk, puszczając do Pottera oczko. Ten nieco rozchmurzył się, najwyraźniej
pocieszony pomysłem zagadania do rudej. Trzymałbym za niego kciuki, gdybym nie
martwił się tym, co mnie czekało.
Już chwilę później odprowadzaliśmy wzrokiem machającego do
nas z dziwną wesołością Williama, oddalającego się wraz z Peterem i radośnie
przeskakującym z nogi na nogę Jamesem. Poczułem ciepłą dłoń Syriusza na swojej,
więc zwróciłem na niego wzrok, chcąc ją cofnąć.
– To randka, Remus, więc powinniśmy zachowywać się jak na
randce.
– To żenujące – przebąknąłem, ukrywając usta w szaliku.
– Nieprawda. Jeśli trochę wyluzujesz, to tobie też się
spodoba. – Chłopak pochylił się nagle nade mną i odgarnął grzywkę z mojego
czoła. Utonąłem na chwilę w cieniu jego kosmicznego spojrzenia i dopiero jego
chrząknięcie mnie ocuciło. Tuż przed moim nosem, w dłoni Syriusza, tkwiła mała
fiolka mieniąca się hipnotyzująco różowym odcieniem.
Westchnąłem, przymykając oczy i opierając jeszcze na chwilę
swoje czoło na tym syriuszowym. Chwyciłem rękę Blacka, czując przyjemnie
chłodne szkło pod kciukiem.
– Pożałujesz tego, kundlu.
– Szczerze wątpię, wilczku – szepnął, składając pojedynczy
pocałunek na moich ustach. Oblizałem je, jak tylko nieco się odsunął, i
otworzyłem oczy, wyciągając flakon spomiędzy jego palcy. Odkorkowałem
buteleczkę i przysunąłem ją sobie pod nos. Zaciągnąłem się nieśmiało, unikając
spojrzenia ciemnych tęczówek.
Lawenda, papierosy i…
mokry pies?!
Skrzywiłem się wymownie, odsuwając butelkę od twarzy.
Syriusz uniósł brwi, zdziwiony moją reakcją.
– Co jest? – spytał, przyglądając się mi podejrzliwie.
– Nic, chyba robię się coraz bardziej zły na wszystko, więc
po prostu… – Przechyliłem flakon, wlewając w siebie Amortencję. Poczułem
rozgrzewające ciepło, prześlizgujące się po moim języku przez przełyk aż do
żołądka. Zmarszczyłem brwi, czując dziwnie przyjemno-gryzące uczucie kotłujące
się w moich wnętrznościach. Właściwie to im dłużej stałem w miejscu, wpatrując
się w przedmiot w mojej dłoni, tym bardziej przekonany byłem, że wszelka
sensacja skupiała się wciąż wewnątrz mojego brzucha, tylko czasem rozchodząc
się wzdłuż kończyn długimi strumieniami.
Znienacka Syriusz wysunął fiolkę z mojej dłoni. Uniosłem
twarz i poczułem, jak na widok jego pięknych oczu ogarnia mnie dzika euforia.
Nagle całe uniesienie tkwiące w żołądku wystrzeliło w górę mojego ciała jak
gejzer i uderzyło mi do głowy, niemal zbijając mnie z nóg. Rzuciłem się w
przód, oplatając szyję Syriusza ramionami i wpijając się w jego wargi.
O, Godryku, to było
niesamowite.
Endorfiny wciąż atakowały mój mózg, nie zmniejszając
rozkosznego napięcia w ciele. Tak bliski kontakt z chłopakiem i jego skóra pod
palcami niemal mnie uskrzydlały i byłem przekonany, że oderwanie się od niego
oznaczałoby znowu męczący, zwyczajny letarg. W związku z tym tkwiłem wciąż
przyciśnięty do jego torsu, kąsając i ssąc jego usta i powodując jego coraz
większe rozbawienie.
Uśmiech Syriusza był
najpiękniejszą rzeczą pod słońcem.
– Już nie boisz się,
że ktoś nas zobaczy? – spytał, a w prawym kąciku jego ust pojawił się śliczny
dołeczek, który doprowadził mnie niemal do arytmii. Pokręciłem gwałtownie głową,
składając jeszcze jedno muśnięcie na jego wargach. – Ale nie odebrało ci głosu?
– Nie, nie odebrało – uśmiechnąłem się, widząc jego
rozczulony wzrok i wspiąłem się na palce, opierając policzek na jego ramieniu.
Lawenda wywołała kolejne sensacje w moim żołądku, te jednak zupełnie mnie nie
zmartwiły, przyjemnie ściskając także za serce.
– Idziemy?
– Gdzie tylko chcesz – skinąłem głową, łapiąc go za obie
dłonie. Bardzo chciałem sprawić, żeby był szczęśliwy, żeby ten dzień był dla
niego idealny.
– Mam parę pomysłów. Pomożesz mi? – Ścisnął mocniej moją rękę
i pociągnął mnie za sobą. Wtuliłem usta w rękaw jego kurtki, przymykając oczy.
– W czym tylko będziesz chciał – zapewniłem go, unosząc
wzrok i rozpływając się pod wpływem jego spojrzenia.
– Wyglądasz bardzo ładnie – szepnął, pochylając się lekko do
mojego ucha. Zachłysnąłem się powietrzem, czując adrenalinę pompowaną w moje
żyły. Znowu przywarłem do jego ust, uczepiając się jego kurtki.
– Syriusz, ty wyglądasz jak zwykle niesamowicie. I jesteś
dla mnie taki dobry…
– Oczywiście, że tak – przerwał mi, a ja nie śmiałem
kontynuować. – Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało, dziecinko.
– Ale nawet nie w połowie tak dobrym, jak ty dla mnie. – Zamrugałem
kilkukrotnie, bo jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot, wnikając w głąb
głowy i niemal rzucając mnie na kolana.
Nagle zauważyłem cienką koronkę wokół jego źrenic, która
nigdy wcześniej nie rzuciła mi się w oczy. Przysunąłem się bliżej, układając
dłoń na jego policzku, który zarumienił się wkrótce uroczo. Zacisnąłem dłoń na
ramieniu Syriusza, bo kochałem jak się zawstydzał. Nie zdarzało mu się to tak
często, jak mnie, i pewnie właśnie dlatego zmusiłem się, by nawet mimo
lodowatego wiatru wiejącego mi w twarz, nie mrugać. Niecodzienność tego
zjawiska tylko wylała jeszcze trochę miodu na moje serce, bijące w niezdrowym
tempie.
– Mam coś na twarzy? – spytał nagle, przygryzając górną
wargę.
Chciałem od razu zaprzeczyć i nawet otworzyłem usta, ale
nagle zobaczyłem mały pieprzyk na jego lewej skroni, tuż przy łuku brwiowym.
Zacząłem się zastanawiać, czemu nigdy wcześniej go nie zauważyłem. Przecież był
tam, zupełnie nieukryty, drobny, okrągły i ciemniejszy niż mleczna cera
Syriusza. Uniosłem brwi, bo coś nagle wpadło mi do głowy. Syriusz zawsze zaczesywał
włosy na tę stronę, nawet kiedy na początku roku były krótkie, jego wiecznie
roztrzepana grzywka sterczała na wszystkie strony, zasłaniając czoło. Teraz
jego włosy odrosły parę centymetrów i, gdyby nie porywisty wiatr, pewnie nie
zauważyłbym tego czarującego znamienia. Przesunąłem wzrokiem wzdłuż smukłej
szczęki, mając nadzieję, że znajdę jeszcze inne ujmujące znaki szczególne na
szlachetnej twarzy Blacka.
– Zaczynam się martwić. – Syriusz zachichotał, opierając
dłoń na moim karku i powodując gęsią skórkę bardzo szybko rozprzestrzeniającą
się na moich ramionach. – Odleciałeś.
– Zapatrzyłem się. – Oparłem rękę na jego nadgarstku,
przesuwając opuszkami palców wzdłuż pulsujących spokojnie żył i uśmiechnąłem
się, słysząc kolejną salwę śmiechu uciekającą spomiędzy jego zniewalających
warg. – Nie widziałem wcześniej tej obwódki wokół źrenic. – Przyłożyłem palec
wskazujący do jego brwi, po czym zacząłem wodzić nim wzdłuż owalu jego twarzy.
Nie mogłem się powstrzymać.
– Jesteś taki śmieszny. – Chłopak naciągnął mi czapkę na
oczy, a gdy spod niej wyjrzałem, znowu parsknął śmiechem.
– Dokąd idziemy? – spytałem, ściągając nakrycie głowy, bo
bardzo zirytował mnie fakt, że przez chwilę Syriusz zniknął z mojego pola
widzenia.
– Muszę kupić sweter na święta – oznajmił, uśmiechając się
półgębkiem. – Najbardziej świąteczny, jaki rzuci nam się w oczy. Okropny,
gryzący, zielony sweter z reniferami – zadecydował. Zaśmiałem się, widząc
mieszaninę niechęci i ekscytacji w jego oczach.
– I tak będziesz wyglądał w nim zniewalająco – zawyrokowałem
bez cienia wątpliwości.
– Pewnie i tak wolałbyś zobaczyć mnie bez swetra, co,
dziecinko? – wyprostował się, spoglądając na mnie kątem oka. Moje oczy same
otworzyły się szerzej na miłe wspomnienie o porannym widoku obnażonego torsu
chłopaka. Przełknąłem ślinę.
– Mógłbyś? – zapytałem naiwnie, powodując u niego napad
melodyjnego śmiechu. Uśmiechnąłem się, zachwycony radością, która zakiełkowała
w mojej piersi. Ramię Syriusza oplotło mnie ciaśniej i przycisnęło do niego.
Zaciągnąłem się jego niesamowitym zapachem, czując dreszcze w miejscach, w
których moje ciało stykało się z jego. Nie umiałem jasno określić tego
śmiesznego uczucia, które tylko udawało ukojenie. Bliskość Syriusza prowokowała
jeszcze większą potrzebę ocierania swoją skórą o jego. A ja zachłysnąłem się
tym niecodziennym uczuciem, będąc całkowicie mu poddanym.
Szliśmy więc obaj w świetnych nastrojach – ja zupełnie
zgubiony w intensywności odczuć, a on pogwizdujący znaną mi dobrze melodię – zbliżając
się coraz bardziej do miasteczka. W końcu wkroczyliśmy na brukowaną uliczkę, a
Syriusz zaczął rozglądać się za sklepami odzieżowymi. Tej soboty Hogsmeade
tętniło życiem i wyglądało na to, że znaczna większość zamku postanowiła
odpocząć od szkolnych obowiązków i rozerwać się w weekend. Nie przeszkadzało mi
to, a wręcz cieszyłem się spojrzeniami, które rzucali nam przechodnie.
Chciałem, żeby widzieli mnie z Syriuszem, bo jego dumne spojrzenia i zaborcze
uściski świadczyły o tym, że był szczęśliwy.
Weszliśmy do małego sklepu na rogu, którego wystawa krzyczała:
„ŚWIĘTA JUŻ TUŻ TUŻ!”, i podeszliśmy do najbliższego wieszaka z długim rzędem
puszystych swetrów. Trzymając oburącz dłoń Syriusza, pozwoliłem mu na swobodne oglądanie
asortymentu sklepu. Nagle wyrwał rękę z mojego uścisku i chwycił biały sweter wciągany
przez głowę, przykładając go do siebie. Chwilowy zawód spowodowany utratą
fizycznego kontaktu z Syriuszem, zrekompensował roześmiany, skośnooki Mikołaj,
machający do mnie z latających sań. Zachichotałem, zasłaniając usta dłonią, i
skinąłem głową.
– Przymierz – zachęciłem go.
– Myślisz, że spodobałby się twojej mamie? – Odwrócił się
jeszcze na chwilę do wieszaka i wskazał na drugi włochaty sweter w kolorze
śliwkowym, z błyszczącą choinką i masą prezentów. Nagle pojawił się na nim
ogromny napis „Wesołych Świąt! ”.
– Cały spodobasz się mojej mamie – odparłem bez
zastanowienia. Syriusz uniósł brew. – Jesteś najfajniejszym chłopakiem na ziemi
i wszystko przychodzi ci z taką łatwością. Nie musisz się nawet starać. Nie
wiem, jak można z miejsca się w tobie nie zakochać.
– Co takiego? – chłopak parsknął śmiechem, ściągając z
wieszaków jeszcze trzy inne swetry. – Uwierz mi, staram się bardziej, niż ci
się zdaje. Chodź.
Złapał moją dłoń i pociągnął w stronę przebieralni,
ignorując zaciekawiony wzrok ekspedientki. Już po chwili zasłona opadła, a ja
zostałem sam po jej drugiej stronie, nie wiedząc, co zrobić z rękami. Teraz nie
tylko nie dotykałem Syriusza, ale także go nie widziałem i to uczucie sprawiło,
że stałem się bardzo niecierpliwy. Już po paru sekundach chwyciłem brzeg
zasłony, wciskając głowę między nią i ścianę kabiny.
– Już? – spytałem, natychmiast czując ulgę na widok
zaskoczonego chłopaka, podciągającego właśnie swoją koszulkę. Zaraz jego usta
wygięły się w uśmiechu.
– Nie możesz się doczekać? – spytał, a gdy pokręciłem głową,
ściągnął z siebie koszulkę i zmrużył oczy. Oblizałem usta, bo zupełnie
niekontrolowanie mój wzrok zsunął się z twarzy Syriusza w dół, po czym znowu na
nią wrócił. Właściwie to czułem się zupełnie rozdarty miedzy patrzeniem w
kosmiczne oczy chłopaka a na jego w połowie obnażone, idealne ciało. Wziąłem
głęboki, głośny wdech i zobaczyłem, jak Syriusz przygryza dolną wargę z
satysfakcją. Sięgnął ręką do kołnierza mojej kurtki, wciągając mnie do
przymierzalni silnym ruchem.
Uderzyłem o jego klatkę piersiową. Przymierzalnia była
ciasna i chyba jeszcze dodatkowo się skurczyła, kiedy ciało Syriusza
przycisnęło mnie do jednej ze ścian. Uniosłem dłonie, wciąż nie wiedząc, czy
zasługuję, by móc dotknąć nagich ramion chłopaka. Wpatrzyłem się w przymrużone
figlarnie, śmiejące się oczy, i uchyliłem usta, czując na nich lawendowy
oddech.
Przechyliłem się do przodu, wpijając w te rozkoszne wargi i
przykładając dłonie do piersi Syriusza. Znowu poczułem pod skórą dreszcze,
przebiegające jak mrówki wzdłuż moich linii papilarnych. Tym razem Syriusz od
razu przejął inicjatywę, upajając mnie swoimi zachłannymi pocałunkami, od
których niemal runąłem na ziemię z powodu nóg jak z waty. Jego ciało jak zwykle
było twarde i nieustępliwe, napięte brutalnie pod wpływem jego ekscytacji.
Wreszcie zdobyłem się na to, by zsunąć dłonie na jego tors i zbadać każde
wgłębienie i mocno ściśnięty mięsień.
Syriusz włożył dłoń w mój szalik, wkrótce odnajdując pod nim
suwak mojej kurtki i rozsunął go powoli. Kiedy jego palce dotknęły mojego
brzucha pod swetrem, zauważyłem, że drżą lekko. Uchyliłem powieki,
niespodziewanie napotykając ciemne tęczówki, pochłonięte przez rozkoszność tej
chwili. W końcu ośmielił się ułożyć całą dłoń na moim brzuchu, wysyłając do mózgu
sygnał o ogniu rozpętanym gdzieś w dolnych partiach ciała. Westchnąłem, kiedy
zęby Syriusza wbiły się w moją dolną wargę i pociągnęły za nią.
Znienacka chłopak cofnął się, przywierając do przeciwległej
ściany, i z zagadkowym uśmiechem sięgnął po czerwony sweter z białym wzorem w
renifery i płatki śniegu. Wciągnął go na siebie i rozłożył ręce na boki.
– I jak? – spytał, przyglądając się brykającym wesoło w
rządku rogaczom w lustrze. Dotknąłem dłonią swoich ust. Nagle poczułem znowu tę
samą pustkę między ramionami. Objąłem się sam w nadziei, że to chociaż trochę
pomoże.
– Ładnie.
– A w tym?
– Pięknie.
– Tym?
– Idealnie. – Zamrugałem oczami, bo zauważyłem małe znamię
na biodrze Syriusza, tuż nad linią spodni. Chwyciłem sweter, który miał na
sobie, podwijając go i przyglądając się uważnie różowemu śladowi, ciągnącemu
się w dół i znikającemu pod materiałem bokserek chłopaka. – Co to?
– Co takiego? H-hej, Remus! – złapał mnie za nadgarstek i
wysunął mój palec ze swoich majtek. – To tylko blizny, proszę cię – zaśmiał się
nerwowo, patrząc na mnie zażenowany. Uśmiechnąłem się, bo jego policzki i nos
zaczerwieniły się w sekundę. Chwilę później mina mi zrzedła.
– Blizny?
– Jak byłem mały, często dostawałem w skórę od ojca – powiedział
beztrosko, a ja zachłysnąłem się powietrzem i uczepiłem jego pleców.
– Jak ktoś mógł podnieść na ciebie rękę?!
– Remus, przestań krzyczeć, bo...
– Co wy tutaj wyrabiacie, dzieciaki? – Z drugiej strony
zasłony stanęła nieco zaniepokojona ekspedientka. Zobaczyłem, jak Syriusz
przewraca oczami i przybiera jeden z jego najbardziej reprezentatywnych
uśmiechów, odsłaniając nas.
– Nie możemy zdecydować. Co pani myśli? – Rozłożył ręce,
obciągając nieco sweter. Kobieta uniosła brwi wysoko, a jej spojrzenie zmiękło
na widok przystojnego nastolatka.
– Pasuje jak ulał – zawyrokowała, odchrząkując i cofając się
o krok, wyraźnie zawstydzona.
– W takim razie, wezmę wszystkie – oznajmił Syriusz, szybkim
ruchem ściągając z siebie okrycie. W tym samym momencie odezwał się dzwonek
przy drzwiach, a w progu sklepu stanęły Dorcas i Ann. W pierwszej chwili, gdy
zimne powietrze wtargnęło do pomieszczenia, wszyscy zamarliśmy. W końcu Dorcas
uśmiechnęła się szeroko, łapiąc Ann za łokieć.
– A ja sądziłam, że nie potrzebuję swetra.
Nim z rozmachem zaciągnąłem zasłonkę, zobaczyłem jeszcze,
jak blondynka posyła koleżance karcące spojrzenie. Syriusz bezceremonialnie
włożył mi ubrania w ręce i wypchnął mnie z przebieralni.
– Może pani zacząć liczyć – zawołał do zdezorientowanej
ekspedientki, wciąż tkwiącej między zasłoną a wieszakami. Spojrzała na mnie
nieprzytomna i przejęła swetry wkrótce przechodząc z nimi za ladę.
– Widziałaś te bary? No, i ten brzuch. Hej, Remus! – Dorcas
znienacka złapała mnie za ramię, podekscytowana. – Nie sądziłam, że Syriusz
pakuje.
Wciąż uparcie wpatrywałem się w przebieralnię, chcąc
zobaczyć znowu Syriusza. Co to tak długo trwa?
Chciałem na niego patrzeć, dotykać go, a nie stać po drugiej stronie zasłony z
kimkolwiek innym.
– Remus? Re? – dziewczyna mną potrząsnęła, więc zmierzyłem
ją wzrokiem. Uniosła brwi.
– Przestań nim szarpać, ale ty jesteś narwana! – Ann
pokręciła głową, odciągając ode mnie przyjaciółkę. – W porządku, Remus?
– Tak, chcę tylko zobaczyć Syriusza – odpowiedziałem, znowu odwracając
się w stronę przebieralni. Syriusz wychynął nagle zza zasłony, cały
wyszczerzony, dopinając kurtkę. Podszedł do mnie i zajął się suwakiem przy moim
okryciu.
– Ale z was gołąbeczki. – W głosie Dorcas słyszałem
powątpienie, ale nie obejrzałem się na nią nawet, będąc całkowicie
zaabsorbowany pocałunkiem, jaki złożył na moim czole mój chłopak.
– Dzisiaj jesteśmy na randce. – Syriusz cały czas zezował w
stronę kasy, chociaż nie starał się zniżyć głosu, obejmując mnie ramieniem. Z
uśmiechem uniosłem twarz, opierając skroń na jego ramieniu.
– No ładnie. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak zakochanego.
Coś ty mu obiecał za bycie grzecznym? – spytała znowu szatynka.
– Syriusz nie musi mi nic obiecywać. Kocham go – odparłem
pretensjonalnie, machając w jej stronę dłonią, jakbym chciał odgonić natrętną
muchę. Uniosła brwi, zwracając wzrok na zamyśloną Ann.
– Syriusz, czy ty... – zaczęła blondynka, ale w tym samym
momencie do sklepu weszła grupka pięciorocznych, śmiejąc się głośno. Black
oplótł mnie ciaśniej ramieniem i poszedł zapłacić.
– To cześć, dziewczyny – mruknął na pożegnanie i wyprowadził
mnie ze sklepu, składając mokrego całusa na mojej skroni. Przymknąłem oczy,
ocierając policzkiem o jego pierś. – Nie wiedziałem, że jesteś tak blisko z
koleżankami Evans.
– Nie jestem – zaprzeczyłem. – Ale są fajne. Dorcas zawsze
ma dużo dziwnych pomysłów.
– Robi wrażenie – mruknął Syriusz, wzruszając ramionami i
zerkając na mnie z uśmiechem. – Jak na dziewczynę.
– Podoba ci się? – zacisnąłem dłonie na jego kurtce, unosząc
brwi. – Wiedziałem, że jest w twoim typie.
– Przy tobie wygląda jak szara myszka. – Pochylił się,
stykając nasze nosy. Złapałem jego twarz i przymknąłem powieki, czując jego
ciepły oddech na brodzie. Podskoczyłem lekko, kiedy znienacka musnął swoimi
wargami moje i odsunął się, obejmując mnie ściślej w pasie. Od jego ciała biło
nadnaturalne ciepło, wnikające w głąb moich kości i przeszywające mnie na
wskroś. – Chcesz tu wejść?
Przeniosłem przyklejony do Syriusza wzrok na szyld
księgarni.
– Dlaczego? – spytałem z uśmiechem, czując przyjemny skręt
żołądka.
– Nie wiem, lubisz książki i zawsze przesiadujesz tu
godzinami.
– Nie musimy. – Pokręciłem głową, ale kiedy chłopak
przewrócił oczami i otworzył przede mną drzwi, chwyciłem jego dłoń i wciągnąłem
go za sobą do sklepu. – Mogę sobie pooglądać? – Wciąż nie dowierzałem.
Odpowiedział mi ciepły śmiech Syriusza, który odebrał mi przez chwilę
świadomość.
– Możesz sobie jakąś wybrać. Kupię ci w ramach prezentu
przedświątecznego.
– Też chcę ci coś kupić. – Złapałem brzeg jego spodni i
lekko szarpnąłem. Uniósł brwi z uśmiechem majaczącym w kąciku ust.
– Wystarczy mi ten dzień, naprawdę. Chociaż mógłbyś jeszcze
powiedzieć mi jedną rzecz. – Sięgnął po jeden z woluminów, stojący na półce,
oglądając jego okładkę. Oczekiwanie na jego kolejne słowa było torturą, bo
nagle otworzył książkę i się zaczytał.
Przeszkadzałoby mi to bardziej, gdyby nie jego lekko
uchylone wargi, które co chwila niemrawo poruszały się, układając w
bezdźwięczne słowa i kciuk, który głaskał moją dłoń. Przez chwilę wytrzymałem
więc brak uwagi z jego strony, przestępując z nogi na nogę.
– Co takiego? – wypaliłem, nie mogąc znieść tego, jak dmucha
na swoją grzywkę, opadającą na prawe oko. Uniósł brwi, zamykając książkę, i
uśmiechnął się do mnie.
– Przepraszam. Chyba to wezmę. Wybrałeś coś dla siebie? – spytał,
a kiedy pokręciłem głową, uciekł wzrokiem nad moje ramię. Uśmiechnął się i
sięgnął w stronę metalowego stojaka z magicznymi plakatami. – Co myślisz o tym?
Miał na myśli ten przedstawiający czarnego, merdającego
ogonem buldoga, biegającego w kółko od brzegu łóżka do okna, przez które
wpadała blada, księżycowa poświata. W rogu obrazka, w kominku, błyskał ciepły
ogień. Na nasz widok pies ułożył się na kocu przy łóżku. Napis u góry plakatu
głosił: pocałuj swojego pieska na
dobranoc.
Parsknąłem śmiechem, zakrywając usta dłonią.
– Tak – zgodziłem się od razu, sięgając po rulonik.
– Uwielbiam cię na Amortencji. Doceniasz nawet moje poczucie
humoru. – Zachichotał, całując moją skroń. Uśmiechnąłem się, przymykając oczy i
czując, jak błogi pocałunek wnika w moją skórę, przewiercając się do czaszki i
wypełniając zupełnie moją świadomość.
– Może i nie masz najlepszego poczucia humoru, ale zupełnie
mi to nie przeszkadza.
– Aż dziw, że mnie znosisz.
– To trochę jak w małżeństwie – uśmiechnąłem się do niego. –
Obojętnie, co zrobisz, i tak będę cię kochać.
Nagle mina mu zrzedła, a jego spojrzenie stało się jakieś
naiwne i dziecinne, w porównaniu z tymi, którymi zwykle wszystkich obrzucał.
Zastanawiałem się, czy powiedziałem coś nie tak, bo zaczął zawzięcie mrugać
powiekami, wpatrzony we mnie z niesłabnącym zdziwieniem.
– No wiem – odezwał się nagle, łapiąc mnie za podbródek i
pocałował w usta. – Uwielbiam to.
Westchnąłem z ulgą i satysfakcją, bo jego palce drżały,
zdradzając jego dogłębne poruszenie. Byłem taki szczęśliwy, widząc wesołe
ogniki w jego szalonych oczach. Znowu przygarnął mnie do siebie i wręczył
zaskoczonej ekspedientce książkę i plakat. Prawie nie widziałem jej
nieprzychylnych spojrzeń, którymi nas obrzucała, wbijając towary do kasy.
Zerknąłem na uśmieszek Syriusza i z satysfakcją stwierdziłem, że jemu ta baba
też nie była w stanie popsuć humoru.
Cieszę się.
– Gdzie go powiesisz? – spytał chłopak, kiedy wyszliśmy już
z księgarni.
– Nad łóżkiem. Żeby nie zapominać. – Uczepiłem się go znowu,
rozkoszując się jego słodkim śmiechem, wibrującym w moich uszach. – O całowaniu
pieska na dobranoc. Jejku. – Zamrugałem kilkukrotnie, nie mogąc napatrzeć się
na jego nagle zaczerwienione policzki.
– Co? – spytał, odwracając twarz.
– Czemu się zawstydziłeś? – spytałem, wsuwając dłoń na jego
lędźwi pod kurtkę. Chwilę błądził wzrokiem, aż w końcu westchnął i spuścił
oczy.
– Właśnie wpadło mi do głowy, co by było, gdybyśmy kiedyś
zaczęli ze sobą sypiać.
– Co dokładnie? – zmarszczyłem brwi, czując napięcie w jego
ramionach. Powiedziałem coś nie tak?
– Zastanawiam się, czy przypadkiem nie okazałoby się, że to
ty przejąłbyś inicjatywę – wyrzucił z siebie po chwili wydawania z siebie
nerwowych sapnięć i jęków. Uniosłem brwi, obserwując go uważnie. – Zawsze
udajesz takiego świętoszka, ale też często dajesz się ponieść… magii chwili.
Nie? – Spojrzał na mnie zdesperowany, mając chyba nadzieję zobaczyć w moich
oczach zrozumienie. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który w końcu przeszedł w
chichot.
– Może. – Wzruszyłem ramionami. – Teraz mógłbym zjeść cię w
całości – przyznałem, obserwując, jak cała jego twarz i szyja przyjmują kolor
dojrzałego pomidora. Nie mogłem napatrzyć się na jego poruszenie, które można
było zauważyć w zwężonych źrenicach, zaciśniętych w cienką linię ustach i
drżących dłoniach. – Chciałbyś?
– Chciałbym tego wszystkiego – zaśmiał się nagle, zakrywając
oczy dłonią z zawstydzenia. – Dosłownie wszystkiego, co może sobie wyimaginować
mój mózg i o czym nie mam jeszcze pojęcia. Kiedyś – dodał szybko i wypuścił
powoli powietrze z płuc.
Uśmiechnąłem się, wtulając policzek w jego pierś i
przymykając oczy. Słyszałem jak szybko bije jego serce. To był bardzo dziwny,
melodyjny rytm, który odbijał się echem w mojej czaszce po stokroć głośniej.
– Ale to ja będę na górze – odezwał się słabo, zachrypniętym
głosem. Ukryłem roześmianą twarz w jego ramieniu i popchnąłem go, upewniając
się że opadnie bezpiecznie na pobliską stertę liści. Po chwili jęknął głucho,
kiedy na nim wylądowałem. Uśmiechnąłem się, patrząc w jego czarne oczy i marząc
o tym, by już zawsze czuć to niezdrowe podniecenie ich widokiem.
Chciałem spędzić z Syriuszem całe życie.
Ta świadomość w pierwszej chwili zupełnie mnie rozkojarzyła,
głownie przez swoją nagłość i bezgraniczną pewność co do jej prawdziwości. Nie
umiałem wyobrazić sobie poranków i wieczorów bez pięknej twarzy Syriusza,
obojętnie jak bardzo bałem się to przyznać. Zamrugałem kilkukrotnie,
zastanawiając się, czy Amortencja przypadkiem nie przestaje działać.
– Czemu nie możemy zawsze tak po prostu okazywać sobie
uczuć, Remus? – spytał nagle Syriusz, wplatając palce w moje włosy. Przymknąłem
oczy, bo mimo że jego dotyk rzeczywiście nie wywołał tak intensywnej reakcji
mojego ciała, jak na początku dnia, nadal włosy na karku stanęły mi dęba.
– Bo jestem niemądry.
– Lubię twoją bezpośredniość. – Syriusz podciągnął się lekko
ku górze i szepnął mi wprost do ucha: – Lubię czuć się kochany, dziecinko,
proszę.
– Przepraszam – wyrwało mi się z ust. Oplotłem szyję
chłopaka ramionami i przytknąłem czoło do jego skroni. Z lekkim śmiechem opadł
znowu na miękkie liście i zaczął obserwować mnie spod przymkniętych powiek.
– Wyglądasz tak niecodziennie. Z tymi rumieńcami i
uśmiechem, który nie schodzi ci z twarzy. – Wsunął dłoń w moje włosy,
przesuwając paznokciami po skórze głowy. Zadrżałem pod wpływem przyjemnego
ciepła kumulującego się na moim karku i w podbrzuszu. Westchnąłem.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie przy stoliku. Przez chwilę
pomyślałem, że to dziwne, że Syriusz zdecydował się na tak oklepane miejsce,
jak Kawiarnia Pani Puddifoot. Chyba działanie Amortencji rzeczywiście słabło.
Nie chciałem jeszcze dawać odejść nienaturalnej wesołości i podnieceniu.
Złapałem dłoń chłopaka, a on uśmiechnął się do mnie, podpierając twarz.
– Byłeś kiedyś zakochany? – zagaiłem, bo to pytanie już od
dłuższego czasu cisnęło mi się na usta.
– Chyba nie zdążyłem przywiązać się do nikogo poza tobą. – Splótł
nasze palce, wpatrzony w nie ciepłym spojrzeniem. – Wiesz, mam dopiero
piętnaście lat. A ty zawróciłeś mu zupełnie w głowie, jak miałem trzynaście. To
było bardzo dziwne. Trochę jak drętwota z ciemnego kąta*.
Na chwilę spuściłem wzrok z uśmiechem, niemalże dławiąc się
przyjemnym uczuciem, które potrząsnęło moją klatką piersiową. Jednak nie na długo,
bo Syriusz wcale nie skończył.
– Pamiętam, że zawsze marzyłem o dziewczynie, która rano
siadałaby na moim łóżku i wiązała swojego warkocza. Zawsze lubiłem długie włosy.
– Zacieśnił uścisk na mojej ręce. – A później któregoś dnia zobaczyłem, jak ty
to robisz i stwierdziłem, że jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek będę
potrzebował.
Gwałtownie złapałem się za tył głowy, chwytając między palce
końcówki swoich włosów. Coś na kształt strachu dopadło do mojego gardła,
dusząc.
– Przepraszam – udało mi się wystękać. – Nie mam już
warkocza.
– Daj spokój. Nie jesteś też dziewczyną. Nie lubię cię tylko
za to, jaki śliczny jesteś. Lubię, no… Po prostu ciebie całego, okej? – Syriusz
zmarszczył brwi, wpatrując się we mnie zmartwiony. – Świata poza tobą nie
widzę.
– Wiem. Lily mi powiedziała – dodałem szybko, widząc rozbawienie
na jego twarzy. – Ale jeśli chcesz, mogę zapuścić włosy.
– Nie, podobasz mi się taki. Mógłbyś je nawet jeszcze
odrobinę skrócić. – Chłopak uśmiechnął się, znowu opierając twarz na dłoni wspartej
na stole i patrząc na mnie z wygiętymi w rozkosznym uśmiechu ustami. Oblizałem wargi,
biorąc głębszy wdech. Sięgnąłem drugą ręką do jego policzka. Nagle stół stał
się niewygodną przeszkodą.
Syriusz jak zwykle czytał ze mnie jak z otwartej księgi,
więc sprawnym ruchem przysunął swoje krzesło bliżej mojego i ułożył dłoń na
moim udzie. Przechyliłem się lekko w jego stronę, opierając o jego ramię.
Złożyłem krótki pocałunek na jego szczęce, jednak on przytrzymał moją twarz i
pociągnął mnie do pocałunku. Jednego z tych namiętnych, które dzieliliśmy ostatnio
w przymierzalni. Zacisnąłem dłoń na jego koszulce, czując wzbierające we mnie
podniecenie. Ręka Syriusza też mocniej chwyciła moją nogę i zsunęła się o parę
centymetrów na jej wewnętrzną część. Poczułem dreszcze przebiegające wzdłuż
mojego kręgosłupa.
Nagły brzęk tłuczonych naczyń oderwał wargi Syriusza od
moich. Niechętnie podążyłem za jego wzrokiem i zobaczyłem dwie wyglądające
znajomo dziewczyny. Obie były do granic możliwości zaczerwienione i zawzięcie
mrugały oczami, nie próbując nawet ukryć swojego wścibstwa. Jedna z nich –
krótkowłosa Azjatka – wciąż trzymała wyciągniętą przed siebie rękę, z której
zapewne wypuściła roztrzaskaną na podłodze filiżankę. Zerknąłem w stronę
Syriusza, ale on tylko uśmiechnął się do mnie wesoło i podał mi ostatni kawałek
ciasta do ust. Karmelowiec. Sam dopił
swoją herbatę i przeciągnął się, zabierając dłoń z mojego uda. Westchnąłem, bo
nagle miejsce, którego jeszcze przed chwilą dotykał, stało się zimne i puste.
Pochyliłem się, by wyszeptać mu na ucho:
– Chodźmy stąd.
– Czemu? – Uniósł brwi. – Masz jakiś pomysł?
– Tak.
Już po chwili szliśmy bocznym zaułkiem w stronę głównej
ulicy miasteczka, ubrani w kurtki i rozgrzani gorącymi napojami. Syriusz znowu
pogwizdywał, chyba zadowolony z reakcji tamtych dwóch z herbaciarni. Cieszyłem
się, bo znowu szedłem z nim ramię w ramię, a nasze splecione dłonie majtały się
w przód i w tył. Coś jednak wciąż nie dawało mi spokoju i nie mogłem w
nieskończoność ignorować tego dziwnego uczucia.
Przystanąłem, a Syriusz obejrzał się na mnie, ucinając
melodię w połowie. Uśmiechnąłem się lekko i sięgnąłem
do jego twarzy, łapiąc ją w dłonie. Stanąłem na palcach, wpijając się w jego
wargi i przyciskając go do pobliskiej ściany. Jego słodki oddech, przyprawiony
teraz pieprzowo-miętową herbatą i ciastem karmelowym, szybko zmieszał się na
moim języku. Czułem impulsy elektryczne przebiegające od miejsc, w których nasza skóra się stykała w dalsze zakamarki mojego ciała. Ekscytacja i radość zlały
się w jedno silne uczucie, które zachęciło mnie do wsunięcia nogi między kolana
Syriusza. Moje dłonie z twarzy chłopaka zsunęły się na jego klatkę piersiową, a
później na brzuch, zupełnie samoistnie. Nie wiedziałem nawet, dokąd zmierzają.
– Remus, co robisz? – wyszeptał w moje usta łamiącym się
głosem. Uśmiechnąłem się do niego, na chwilę przerywając serię namiętnych
pocałunków.
– Podobam ci się, Syriusz? – spytałem, zlizując ze swoich
ust lawendę. Chłopak zmarszczył brwi, nagle otwierając szeroko oczy pod wpływem
mojego nagłego dotyku. Chwycił moje nadgarstki, unosząc je i oddalając się o
krok od ściany.
– Jak cholera – przyznał, wpijając się w moje wargi.
Uśmiechnąłem się, chcąc wyswobodzić ręce z jego uścisku. Wciąż jednak mocno je
trzymał. – Dlatego właśnie będę pilnował, żebyś się zachowywał, dziecinko.
* * *
* Magiczny odpowiednik „jak grom z jasnego nieba”, wymyślony przez Śnieżnopiórą.
O mój Remusie, udało się! Naprawdę nie wiem, co jest
ostatnio ze mną nie tak – nie potrafię zmotywować się do szybszego pisania. W
związku z tym muszę niestety was przestrzec, że istnieje szansa, że kolejne
części Wbrew Grawitacji będą publikowane z około dwutygodniowymi przerwami. Przepraszam
wszystkich, ale poza samymi kiepskim humorem i rozkojarzeniem spowodowanymi
jesienią/zimą, ostatnio dostałam pracę (TAK, WIEM!) i muszę zająć się
zleceniami.
Miałam spore nadzieje, związane z tym rozdziałem, ale w
końcu nie wiem, czy w pełni wykorzystałam jego potencjał. Moja Piracka beta
powiedziała mi, że wszystko napisane jest ładnym językiem, więc no… To
niewątpliwie jakieś osiągnięcie. Poza tym, ja uwielbiam chwile
syriuszowo-remusowe w opowiadaniu, chociaż (bazując na danych z sondy) wy
wolelibyście czytać o czymś innym. Mimo wszystko mam nadzieję, że część wam się
spodobała.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za głosowanie w sondzie na
najlepszego bloga miesiąca. To jeszcze nie koniec naszej walki, ale na pewno
wypracowaliśmy sobie sporą przewagę. Gdyby ktoś chciał się przekonać, jak
wygląda sytuacja zapraszam tutaj.
Dziękuję bardzo za komentarze pod ostatnim postem – jak
zwykle miło mnie zaskoczyły i zmotywowały!
Tę część sobie pisałam przy bardzo długiej playliście, ale
polecę wam tylko dwie piosenki: Back to Black i Riot Van.
Jak zapatrujecie się na rozdział? Zostawcie pod rozdziałem
imiona bohaterów, których chcecie widzieć w kolejnej części! :)
AAAAAAAAAA! Czekałem na tę randkę jak na swoją własną. Genialny rozdział, Remi taki inny, taki urooooczy! I, omatko, zakłopotany Syriusz. Jesteś wielka. Mogę czekać choćby rok na kolejny rozdział (taka metafora, proszę nie rób mi tego bo zbankrutuje przez leki uspokajające D:). Keep goin'
OdpowiedzUsuńJejku, dziękuję bardzo! Cieszę się, że rozdział się spodobał, mimo że może nie owocował w jakieś zabójcze zwroty akcji. Co do kolejnego rozdziału i twojej metafory: postaram się jak zwykle napisać ciąg dalszy jak najszybciej, jednak dostałam zlecenie w pracy i muszę się z nim sprężyć do soboty. Może później dojdą do tego jakieś poprawki i zaczynam mieć tremę z tego powodu. Niestety Remus nie może tym razem być dla mnie na pierwszym miejscu, chociaż gdybym mogła, to pewnie bym się z niego utrzymywała i siedziała w domu jedząc czekoladę i pisząc o gejach na ławce w parku.
UsuńAch, pomarzyć można.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
M.P.
!!!! Ciężko mi powiedzieć cokolwiek odkrywczego, dlatego dzisiaj ode mnie tylko wielkie DZIĘKUJĘ!
OdpowiedzUsuń/dilau_did
Lawendowo-czekoladowo-cukrowo, czego tu nie kochać? <3 Przecudne to było. Sielanka Wolfstarowa ftw. I właśnie, odnośnie ankiety - chyba opcję "I vote for porn" można zaliczyć do grupy "więcej chwil Syriuszowo-Remusowych", nie? xD
OdpowiedzUsuńA których bohaterów w kolejnym rozdziale?
Żeby nie być zbyt stronniczą i monotematyczną (i tak jestem), mówię: WSZYSTKICH.
Mam nadzieję, że o to chodziło. Ja już wiem poza tym, co ci chodzi po głowie, huncwocie.
UsuńWow, opowiadanie przesłodziaśne. Rumieniłam się i piszczałam co drugie zdanie. Mało co nie zemdlałam. Przeczytałam w pięć minut i teraz będę rozpaczać. Z wytęsknieniem czekam na nowy rozdział. Boziu jak ty pięknie opisujesz pocałunki. Twoi Remus i Syriusz przebili już moje wyśnione ideały.
OdpowiedzUsuńChyba uzależniłam się od twojego FF. Wszystko kojarzy mi się z Wbrew Grawitacji: mangi yaoi XD, arty na Tumblrze, piosenki(tu mogłabym stworzyć całą playlistę, piosenka do każdego rozdziału) i wieleee innych.
Mega mnie cieszy powstanie WG po godzinach.
Jej, nawet nie wiesz, jak cieszy mnie tak pozytywny odzew z waszej strony. Nie sądziłam, że wypad do Hogsmeade tak bardzo wam się spodoba. Staram się z tych pocałunków wyczarować zawsze coś uroczego, bo jako że nie mogę pozwolić sobie na zbytnią śmiałość w kierunku tych dwóch okazujących sobie afekcję, jest to jedyny sposób na pokazanie ich czułości wobec siebie.
UsuńPoza tym kto nie lubi sobie powzdychać nad dwoma ślicznymi, kochającymi się chłopcami?
Przyznam ci się szczerze, że po tylu latach pisania WG mnie też wszystko kojarzy się z Wolfstarem. Jak tylko zaczynam oglądać coś nowego albo czytać, od razu odnajduje w bohaterach swojego Remusa i Syriusza. Mam milion takich przypadków. Chyba dla mnie jest już za późno, ale to nie szkodzi. Kocham tych dwóch skurczybyków :')
Chętnie poznałabym twoje playlisty do rozdziałów. Jeśli masz ochotę i czas, to fajnie byłoby złapać kontakt mailowy? Jeśli się zdecydujesz, śmiało pisz na: swiniareczka@gmail.com
Co do WG po godzinach… No, ja nie muszę tłumaczyć, jakim potrzebom daje upust na tamtym blogu. Poza tym jestem zupełnie zakochana w shipie Will/Reg i w sumie WG po godzinach daje mi okazję do opisania perypetii tych dwóch, która w innych okolicznościach pewnie by nie zaistniała. No chyba, że Remus by ich podglądał, a… Nie, jakoś tego nie widzę.
Bardzo dziękuję za komentarz i całuję,
M.P.
Cieszę się bardzo. Playlisty możesz się spodziewać w weekend. Mogę ci tylko powiedzieć że główną piosenką do WG byłoby: The Angels - My Boyfriend's Back. Tekst piosenki jest wzięty prosto z twojego opowiadania.
UsuńA co do okazywania sobie czułości to jeszcze dwa opowiadaniowe lata. W końcu po piętnastce można o wiele więcej, jeśli wiesz o co mi chodzi :p. A przynajmniej według prawa.
UsuńO MÓJ BOŻE XDDD Ta piosenka mnie zabiła! Jest taka cheesy, że nie wytrzymuję! Na dodatek ten tekst mnie już zupełnie dobił xD Dziękuję, że mi ją pokazałaś.
UsuńJa tak tylko bezczelnie wtrącę (między dołączaniem się do uwielbienia dla tekstu piosenki), że to chyba dobrze w takim razie, że nie wszyscy w opowiadaniu są tacy malutcy.
Usuńhttp://stream1.gifsoup.com/view3/3707876/if-you-know-what-i-mean-o-s.gif
O mój Boże, James XDDDDDDD
OdpowiedzUsuńPłaczę ze śmiechu jak go widzę przed oczyma duszy mojej XD <3
Myślę, że sceny z Jamesem to moja ulubiona część tego opowiadania XDD.
NO I REMUS W CZAPCE I SYRIUSZ W SWETRZE OMH!
Wysyłam tony uwielbienia, bejb
PRAWDA, ŻE JAMES JEST CUDOWNY? <3 <3 <3 :D
UsuńSumi :> Sceny z Jamesem są kochane i nawet moja pierwsza czytelniczka – Martynka – która już teraz nie czyta bloga kochała go najbardziej i kazała mi pisać z nim więcej scen. I dobrze, bo w końcu tak naprawdę, zgodnie z kanonem, to James był głównym 'szefem' Huncwotów. Tutaj raczej tego nie widać, bo ograniczają go trochę starsi koledzy, ale mimo wszystko uważam, że pełni bardzo ważną rolę w opowiadaniu i miło mi się o nim pisze.
UsuńPoza tym,
SYRIUSZ W ŚLIWKOWYM SWETRZE, O JA NIE MOGĘ, CO ZA SEKSBOMBA, TRZYMAJCIE MNIE, BO TO WYOBRAŻENIE CIĄGNIE MNIE W STRONĘ PIEKŁA ZNACZNIE WCZEŚNIEJ NIŻ PLANOWAŁAM SIĘ W NIM ZNALEŹĆ.
Też wysyłam uwielbienie :)
PRZEPRASZAM!
OdpowiedzUsuńOstatnio nie mam siły na nic i nawet komentowanie przychodzi mi z trudem. Dla ciebie jednak przezwyciężyłam swojego lenia (dlatego to tak długo trwało). To tak, o czym był rozdział? XD Aaa, już wiem...
Mimo że James oficjalnie awansował na mojego miszcza, to moim bogiem niezmiennie pozostaje William. Powtórzę to kolejny raz, ale Will i jego teksty zwalają mnie z nóg. Czekam tylko na wielkie ujawnienie tajemnicy *zaciera rączki*. A tak z innej beczki; albinos, serio? Nic mi o tym nie wiadomo...
A Remus zachowuje się jak... Nie Remus. WOW. Takie zachowanie nie przystoi kujonom! Ale i tak fajnie, ten rozdział w dużej części spełnił moje upodobania? Nie wiem jak to nazwać... Syriusz jak zawsze seksi, a te swetry to po prostu mrrrr...
Oglądałam jakiś czas temu Więźnia azkabanu i jak była scena we wrzeszczącej chacie, to ja patrze na nią, a w głowie tylko WG :D Jeden wielki pisk się poniósł po domu i tyle XD
Zaraz obadam to całe "WG po godzinach" i tam wygłoszę swoją, a jakże zacną opinię. Było ślicznie, słodko i zboczenie (ze strony Remusa, ciągle WOW), czyli tak jak lubię. Jeszcze tylko Regulusa do pełni szczęścia zabrakło :/ W następnym rozdziale Remusowi pewnie będzie głupio, albo będzie zły na Syriusza XD Odwołując się do sondy, czekam na wybrane przez nas sceny. Połącz Regulusa i i vote for porn, a będę dozgonnie wdzięczna <3
Całuski~
Nie ma problemu, ja też ostatnio jestem zabiegana. Dziwnym trafem moje życie towarzyskie rozwinęło się wraz z pojawieniem się pracy na horyzoncie. Na dodatek mam licencjat do napisania. Zaczynam mieć tremę, bo mam przeczucie, że z którąś z tych rzeczy nie wyrobię…
UsuńPomijając już całe moje narzekanie – James jest mega kochany. Jest najukochańszym promyczkiem tego opowiadania, będąc cudownie naiwnym (a może nie do końca? HE HE.) i jednocześnie szczerym we wszystkim, co czuje. Myślę, że to opowiadanie potrzebuje takiego właśnie dobrego, serdecznego Jamesa, żeby jakoś zbalansować ilość złośliwości i skurczysyństwa… Williama właśnie xD Will jest cudowny, ze swoją bezpośredniością i jasnością motywów. Jego pojawienie się w scenach zawsze powoduje lekki niepokój, przynajmniej u mnie (tak, czasem boję się własnych bohaterów), ale nie dlatego, że William jest zły, tylko dlatego, że na pewno zaraz coś wywinie, coś powie, coś zasugeruje. I na pewno chociaż jedna osoba będzie wiedziała, o co chodzi. I na pewno ta jedna osoba będzie też lała po gaciach ze strachu, że to coś się wyda. Ale ja osobiście zupełnie dałabym się takiemu omotać. Mam słabość do totalnych dupków <3
Cieszę się, że rozdział ci się spodobał. W ogóle – tak, jak pisałam wcześniej – nie byłam pewna, jaka będzie ogólna na niego reakcja. Świetnie się bawiłam robiąc z Remusa kogoś, kim nie do końca jest. To było bardzo odświeżające doświadczenie. No i Syriusz w swetrach. SYRIUSZ W SWETRACH!
Więzień Azkabanu <3 Tyle wspomnień i na dodatek ten Remus biegający po zamku, robiący na złość Snape'owi i wreszcie – REMUS RZUCAJĄCY SIĘ NA SYRIUSZA WE WRZESZCZĄCEJ CHACIE, TAK, O MÓJ BOŻE. Ekhem, przepraszam, ale Wolfstar od dłuższego czasu jest całym moim życiem.
Polecam WG po godzinach xP Tak, jak mówiłam, pewnie na WG nie doczekamy się porno scen, w związku z czym wszystkie dewiacje umieszczać będę na WG po godzinach. Mam nadzieję, że Zaćmienie ci się spodoba ;)
Przyjmuję zamówienie na Regulusa w następnym rozdziale wobec tego xD W ogóle widzę, że powinnam zrobić z niego drugoplanową postać, a nie trzecio, bo wszyscy go pokochali. Ja to rozumiem, ja też go kocham. Mały braciszek Syriusza <3
Pozdrawiam cię serdecznie i całuję,
M.P.
Kochana,
OdpowiedzUsuńna twojego bloga natknęłam się całkowicie przypadkiem, przeglądałam jakąś facebookową grupę potterowską, jeśli się nie mylę. Uwielbiam pairing Remus/Syriusz a tak mało jest opowiadań o nich w języku polskim, więc, mimo że ostatnio nie mam czasu absolutnie na nic, zajrzałam. Przeczytałam opis bloga no i cóż, nieco mnie zaintrygował. Przyznam szczerze, że nieco zniechęciło mnie opisywanie wszystkiego od pierwszego roku, bo zazwyczaj takie opowiadania ciągną się w nieskończoność i są piekielnie nudne. No i nieco mnie przeraziłaś opisami Jamesa i całej reszty - przez jakiś czas miałam wrażenie, że będą takimi... "hipisami" - wiesz, dziwaczne ubrania, cieszą się ze wszystkiego. Chyba nie umiem tego do końca wyjaśnić. Ale styl masz wspaniały i to skłoniło mnie do dalszego czytania. I dzięki za to Merlinowi, bo twój styl, twoje pomysły, opisy uczuć - to wszystko jest po prostu zniewalające. Cudownie udaje ci się oddać emocje Remusa - robisz to tak naturalnie i niewymuszenie. Przyznam szczerze, że na rzecz twojego bloga olałam wszystkie swoje obowiązki. Musisz wiedzieć, że raczej nie zaczynam czytać nowych opowiadań - mam kilku blogowych autorów, których ubóstwiam i z którymi będę aż do samego końca. Ogólnie na czytanie zwyczajnie braknie mi czasu. No i ciężko jest znaleźć coś dobrego wśród tych wszystkich blogów dzieciaków zakochanych w Dramione i myślących, że zostaną wielkimi autorami, jeśli będą używać masy zdrobnień i uproszczeń. Nieważne.
Jak już mówiła, twoje opowiadanie niezwykle mi się podoba, masz lekki styl, idealnie operujesz słowem, sprawiasz, że wzruszam się razem z twoimi postaciami i razem z nimi się cieszę. Jeśli chodzi o opowiadania, to mam bardzo wygórowane wymagania, zniechęcają mnie błędy i tym podobne rzeczy, ale u ciebie raczej tego nie ma, chyba, że jakieś literówki, ale, na Merlina, kto ich nie robi. Naprawdę się cieszę, że znalazłam tego bloga, możesz być pewna, że będę czytać regularnie i jeśli będę miała czas, będę też komentować.
Wiem co to znaczy takie jesienne przygnębienie. Sama piszę - poświęcam na to niemal cały wolny czas i wiem jak ciężko jest się czasem zmotywować. Również przechodzę teraz mały kryzys, a nawał obowiązków nie ułatwia sprawy, tak więc rozumiem cię doskonale. Cóż, jeśli będzie trzeba, to na nowy rozdział poczekam choćby i rok bo z tego co widzę to naprawdę warto.
Co do rozdziału - myślę, że jest naprawdę dobry. Nie spiesz się z pisaniem, bo to nigdy nie wychodzi na dobre. I nie przejmuj się, że nie potrafisz pisać szybciej. Mam ostatnio ten sam problem, ale zazwyczaj po jakimś czasie to przechodzi.
Na koniec, bardzo spodobała mi się postać Regulusa. Ciekawie oddajesz psychologię tej postaci - strasznie ciężko mi rozgryźć tego chłopaka, więc brawo za brak przewidywalności - bardzo to cenię w opowiadaniach. Nie mogę się doczekać, kiedy o romansie brata dowie się Syriusz. Coś mi mówi, że kiedy to się stanie to, oj, będzie się działo.
Życzę ci dużo weny, jeszcze więcej czasu, radości - bo kiedy taka pogoda za oknem to czasami naprawdę o nią ciężko - i oczywiście powodzenia w pracy.
EKP
Jej, no, wiesz, nie ma nic lepszego niż skończyć robotę, dorwać się do wina i zobaczyć taki komentarz. Po pierwsze chciałabym podziękować ci za wszystkie te miłe słowa. Nie musiałaś ich pisać, ale jednak zdobyłaś się na ten wysiłek i naprawdę imponujący komentarz. Naprawdę sprawiłaś mi wielką przyjemność.
UsuńJa też kocham pairing Wolfstara i to chyba najważniejszy powód, dla którego sześć lat temu zaczęłam pisać to opowiadanie. Wtedy nie znałam jeszcze tak dobrze języka angielskiego, a polskie fici poświęcone Remusowi i Syriuszowi są w większości niestety żałośnie słabe. Teraz co prawda sytuacja zdaje się poprawiać, ale wciąż częściej widzę tłumaczenia, niż polskie opowiadania. A szkoda.
Gdy zaczęłam pisać, inspirowałam się anime Junjou Romantica, dlatego opowiadanie historii od początku, czyli od momentu, kiedy Remus poznał Syriusza, który z miejsca się w nim zadurzył, było dla mnie bardzo ważne. Teraz, patrząc z perspektywy czasu, cieszę się, że odeszłam od pierwotnego pomysłu, bo relacja bohaterów, na których się wzorowałam jest nieco dla mnie przerażająca. Poza tym Wbrew Grawitacji naprawdę zmieniało się ze mną przez te lata. Uważam, że kiedyś naprawdę pisałam opowiadanie dla samej podniety i zrealizowania jakichś swoich fantazji. Teraz jest to bardziej próba poprawienia swojego warsztatu. Poza tym naprawdę jestem przywiązana do serii HP, a zwłaszcza do Remusa i Syriusza. Syriusz od zawsze był moim wymarzonym, szalonym chłopakiem.
Trochę mi wstyd, że na rzecz WG olałaś swoje obowiązki, ale zupełnie to rozumiem, sama też chętnie przekładam robotę na ostatnią chwilę i łapię się za angielskie fici, w nadziei, że wszystko samo się zrobi. Cieszę się, że spodobało ci się moje opowiadanie, wkładam w nie naprawdę dużo serca, mimo że czasem wydaje mi się trochę infantylne. Tak to jest, jak zaczyna się pisać o sprawach, o których nie ma się pojęcia w gimnazjum.
Jestem – a raczej moja beta jest – w trakcie poprawiania błędów. Czasem łapię się za głowę, jak je widzę, ale ostatnio mam coraz mniej czasu na wszystkie sprawy organizacyjne dotyczące bloga.
Mam nadzieję, że pisanie nowego rozdziału nie zajmie mi roku. Mam jeszcze sporo pomysłów i naprawdę chciałabym kiedyś skończyć to opowiadanie, jako chyba pierwsze z jakichkolwiek moich.
Nigdy nie opublikowałam niczego, z czego nie byłabym zadowolona. Moje wątpliwości zwykle wiążą się z reakcją czytelników. Tylko że w tym przypadku ile osób, tyle opinii. Wszyscy kochają Regulusa w moim opowiadaniu. Ja, odkąd przeczytałam w książce o jego śmierci, darzyłam go swego rodzaju sympatią i zawsze wspominałam go z tym samym smutkiem co Remusa i Syriusza. Myślę, że moja afekcja znalazła odzwierciedlenie w WG. Jeśli masz ochotę więcej o nim poczytać i jesteś pełnoletnia, zapraszam na bloga WG po godzinach (odnośnik u góry strony). Chociaż wtedy być może cień tajemnicy, jaką ma w sobie Regulus zniknie. Część Zaćmienia Księżyca, którego jest jednym z dwóch głównych bohaterów, jest pisana z jego punktu widzenia.
Na koniec chciałabym cię spytać o adres twojego bloga (nie obiecuję, że przeczytam go od razu, naprawdę jestem zabiegana) i zaprosić cię na innego bloga, dla którego piszę: e-Prozaca (mój pseudonim to Kruk).
Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo dziękuję,
M.P.
Lubię pisać długie komentarze, więc nie masz za co dziękować :) Jak tylko znajdę czas (teraz muszę nadrobić to, co zaniedbałam XD) z pewnością przeczytam inne twoje opowiadania :) Blogów mam kilka, ale nie będę tutaj zarzucać spamem i podam tylko link do mojego profilu na ff.net bo i tak tam znajduje się większa część mojej twórczości
Usuńhttps://www.fanfiction.net/u/6503628/EKP
Ja również mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie przyjdzie czekać mi rok i wierzę, że uda ci się doprowadzić to opowiadanie do końca. Wybacz, ale teraz nie napiszę już nic sensownego - jestem po prostu padnięta, a robota sama się nie zrobi. Tak więc weny i do następnego :)
EKP
Aoaoaoao. Ten rozdział ma coś... magicznego w sobie. Nie wiem dokładnie co (może to przez to, że Remus okazywał swoje uczucia), ale bardzo miło mi się go czytało. Uwielbiam Twoje opisy uczuć Remusa, naprawdę można się wczuć.
OdpowiedzUsuńW następnym rozdziale miło by było gdybyś dalej pociągnęła rozwój wydarzeń z Remim i Syriuszem.
Pozdrawiam~
Coś magicznego mówisz? Czyżby za tę magię odpowiedzialna była Amortencja? ;)
UsuńOdczucia Remusa bazuję przede wszystkim na swoich własnych. Uwielbiam Syriusza, okej? Jest takim typowym niegrzecznym, troskliwym fuckboy'em.
Cieszę się, że rozdział się podobał. Za najnowszy zabiorę się wkrótce, mam nadzieję.
Dziękuję bardzo za komentarz, możesz być pewna, że nie porzucę ot tak wątku Amortencji.
Całuję mocno!
M.P.
No to zacznijmy od początku – przeczytałam Twoje opowiadanie pewnego pięknego dnia, kiedy to nie poszłam do szkoły (po co nadrabiać zaległości, skoro można trochę pofangirlować?). Byłam wtedy jak narkoman na głodzie i zaczęłam pogrążać się w pseudo-depresji, ponieważ nie mogłam znaleźć żadnego Wolfstarowego ff. W końcu na jakimś forum (tak mi się zdaje; zabij mnie, nie ogarniam tego wszystkiego) znalazłam link dołączony do bardzo pochlebnego komentarza. No to kliknęłam, bo raz się żyje. Pierwszy rozdział. Drugi rozdział. Dziesiąty rozdział. Siedziałam od 10 do bitej 21 i czytałam wszystkie 32 rozdziały, bo mnie, cholibka, ogromnie zainteresowałaś.
OdpowiedzUsuńPosiadasz taką lekkość pisania, o której ja nawet nie śmiem marzyć. Wszystko tak trafnie opisujesz, dokładnie oddajesz sens sytuacji (nie wiem, czy wiesz, o co mi chodzi, ale mniejsza o to). Świetnie Ci idzie kreowanie relacji Remi-Syri (Merlinie, to zdrobnienie jest jednocześnie śmieszne i na swój sposób urocze; nigdy nie wiem czy się śmiać, czy płakać). Nigdy nie jest monotonnie i nudno. Czasami wolałabym, żebyś trochę przystopowała z rozwojem akcji, bo dostaję palpitacji serca średnio raz na jeden rozdział. Podsumowując: Twój styl pisania jest po prostu genialny!
Wszystkie te syriuszowo-remusowe sytuacje są takie jsffbsbfksfs (ja i moje bogate słownictwo). Ciąg przypadkowych liter idealnie oddaje to, co czuję w środku. Trochę tak, jakby moje bebechy postanowiły wykręcać się we wszystkie możliwe strony.
James na początku sprawiał wrażenie wiecznie upalonego hipisa (no cóż, nadal sprawia). Peter... nie, do niego mam awersję; zostawmy jego temat. Reagan? Spójrzmy prawdzie w oczy, jest chujem. I chyba za to go kocham ♥ A Regulus? Na Merlina, Odyna i wszelkie inne bóstwa, jakie widział ten świat – jest taki arogancki, pewny siebie, wywyższający się... kocham, kocham, kocham. Trzy razy tak!
Został jeszcze Wolfram (czy Ty wzięłaś to imię z tablicy Mendelejewa?). Hm, jedyne, co mam do powiedzenia, to: nie. Tak mnie wprurwia, że mam ochotę go wykastrować (jeżeli jest oczywiście z czego).Wiem, wiem, że takie osoby powstają, żeby nie było za łatwo, ale to przechodzi ludzkie pojęcie! Nie mam pojęcia, jakim cudem został Gryfonem. Jakiś błąd Matrixa czy coś.
No, skoro powierzchownie wszystko skomentowałam, zabiorę się teraz za rozdział:
Remus na Amortencji to dobry Remus. Dawno nie czytałam czegoś tak uroczego i spełniającego wszystkie (no, prawie wszystkie) moje otp-owe marzenia. Zero kłopotów, zero stresu, tylko dużo miłości i Wolfstarowych momentów. Czego chcieć więcej od życia? Cały czas jest mi ciepło w miejscu, gdzie normalni ludzie mają serca i jestem meeega szczęśliwa.
No i to ciągłe zawstydzenie Syriusza. Moża by powiedzieć, że zamienili się rolami – Remi pokazał swoją trudną do okiełznania stroną, a Black... tego nie da się opisać słowami. To trzeba przeżyć.
Uh, kogo chciałabym zobaczyć w następnym rozdziale? To proste: Regulusa. Rega. Reggy'ego. R. A. B.. Młodszego z synów Oriona i Walburgi Blacków. Nazwij go sobie jak chcesz.
Myślę, że po długim zbieraniu się (od jakichś czterech rozdziałów) napisałam wszystko to, co chciałam napisać.
Przesyłam Ci niezliczone pokłady Weny oraz masę wolnego czasu, abyś mogła rozwinąć wszystko tak, jak to sobie zaplanowałaś. Cierpliwie czekam, bo dla takich perełek naprawdę warto siedzieć nawet dwa miesiące w niepewności!
Kłaniam się nisko,
Maria
Ojej, i co ja mam teraz powiedzieć?
UsuńPiszę od podstawówki, więc kurcze, zbliżam się już do drugiego krzyżyka? I tak pewnie pisałabym lepiej, gdybym miała więcej czasu na czytanie. A tak to wciąż mierzę się z problemem ograniczonego słownictwa. Może kiedyś xD
Ale bardzo dziękuję, staram się coraz częściej eksperymentować i w ogóle mam bardzo fajnych znajomych, którzy mnie motywują i dają mi natchnienie. Do tego moja beta świetnie się spisuje i pomaga mi się doskonalić.
Wbrew Grawitacji jest z założenia Fluffem (chociaż ja lubię wręcz mówić: Fluff without Plot), więc zawsze wciskam w rozdział chociaż jedną małą scenę syriuszowo-remusową, żeby ogrzać swoje zimne serce i serca czytelników.
James jest po prostu dzieckiem słońca, dobrze (nie, nie chodzi mi o Lily, Salazarze broń)? Ale już tak wiele razy o nim pisałam, że chyba tym razem się powstrzymam.
Mam nadzieję jeszcze trochę rozwinąć postać Petera, mam nadzieję, że ci się może chociaż trochę jednak spodoba :) Nie można go jeszcze osądzać za to, czego nie zrobił – doprowadził do śmierci swoich wszystkich przyjaciół, hehe – przynajmniej zgodnie z prawem.
Will jest najcudowniejszym dupkiem na świecie, nawet wiecznie niezadowolona, zdziadziała Śnieżnopióra go lubi. Zupełnie go uwielbiam i no, muszę przyznać, że nie znalazł się w moim opowiadaniu przez przypadek.
Przyznam szczerze, że nie rozumiem, czemu wszyscy tak kochają Regulusa. W sensie, nie zrozum mnie źle, ja też go uwielbiam, o czym pisałam już także wielokrotnie, ale no sama nie wiem. On nawet nie jest drugoplanową postacią. Chyba jednak moja afekcja względem niego jest widoczna w jego opisach i dlatego wzbudza tyle pozytywnych emocji. Ach, chociaż w sumie, dziewczynki lubią aroganckich, pewnych siebie chłopców. Sama ich lubię xP
Wolfram to imię z anime, które kiedyś oglądałam. To był taki mały, wiecznie niezadowolony blondynek. Ale go lubiłam, więc posłużyłam się jego imieniem. Wolfram trafił do Gryffindoru nie przez przypadek, ale o tym nie wolno mi jeszcze mówić xD
Remus na Amortencji jest rzeczywiście kochany. Tak, jak wspominałam, potraktowałam ten rozdział jako eksperyment i postanowiłam trochę odświeżyć wizerunek Remusa. Myślę, że wiele czynników składa się na niechęć naszego wilczka do okazywania emocji. Poza tym nadal uważam, że Remus nie zadaje sobie właściwych pytań i nie wie do końca, czego chce i jak to jest być kochanym. Ma dopiero trzynaście lat, więc nic dziwnego, że nie potrafi spojrzeć na to wszystko z neutralnego punktu widzenia. Myślę, że może nawet trochę boi się wszystkich tych emocji, które towarzyszą jego kontaktom z Syriuszem.
Syriusz w sumie nie ma zbyt wielu doświadczeń miłosnych – w przeciwieństwie do swojego brata :') – więc nic dziwnego, że nie do końca wie, jak zachowywać się w momencie, kiedy Remus nagle zaczyna okazywać mu swoje uczucia. Poza tym, Syriusz nie doświadczył w swoim życiu wiele miłości. Wyobrażam sobie, że czuje się tak samo zagubiony i wzruszony, co szczęśliwy. Myślę, że Black potrzebuje najwięcej miłości w moim opowiadaniu. Co do jego normalnej śmiałości w kontaktach z Remusem – Syriusz to pozer xD Tak naprawdę, gdyby doszło do czegoś poważniejszego, byłby tak samo przerażony, jak Remus xD
Moje dzieciaczki… :')
Bardzo dziękuję za komentarz, za wenę, za życzenie wolnego czasu! Mam nadzieję, że cię nie zawiodę i że będziesz do mnie regularnie wpadać. Bardzo miło mi witać cię w skromnych, wbrew grawitacyjnych progach.
Pozdrawiam cię i ściskam mocno,
M.P.
Płaczę.
OdpowiedzUsuńTo najcudowniejszy blog, jaki kiedykolwiek czytałam.
Kocham cię! Kocham! To cudowne! To jest piękne! Ty tak ładnie piszesz!
Mam nadzieję, że nowy rozdział już niedługo!
Ojej, dziękuję :') I przepraszam, że płaczesz, jeśli to przeze mnie. Postaram się napisać kolejną część jak najszybciej :) Pozdrawiam!
UsuńAle jak to koniec?
OdpowiedzUsuńGdzie są następne części? Przesiedziałam całą niedzielę i przeczytałam wszystko.
Najcudownjensza historia Hogwartu jaką kiedykolwiek czytałam.
Momentami płakałam jak dziecko.
Uwielbiam Cię za to, co robisz
Czekam na ciąg dalszy ❤
Nie koniec, oj, nie koniec. Ale ostatnio, jak już wspominałam w wielu miejscach jestem zabiegana odrobinę, więc będę miała większe odstępy między częściami.
UsuńDziękuję za takie miłe słowa. Bardzo miło mi powitać cię we wbrew grawitacyjnych progach.
Pozdrawiam,
M.P.
Blog "Wbrew Grawitacji" wygrał głosowanie na Blog Miesiąca i przez cały grudzień będzie promowany na naszym spisie. Gratulujemy, załoga spisfanfiction.blogspot.com
OdpowiedzUsuń