Uniosłem ciężkie powieki, tocząc walkę o przebudzenie. Nie miałem
zamiaru wrócić do snu i dręczących mnie myśli. To wszystko to jedna wielka
pomyłka... Przesunąłem dłonią po swoim czole i wpatrzyłem się w sufit. Black
moim chłopakiem – brzmiało okropnie – jednak coś dziwnie
kołatało sięw mojej piersi, protestując. No tak, może powinienem już pogodzić
się z myślą, że Syriusz mi się podoba... Co ja gadam?! On mi się tak cholernie
i nieprzytomnie podoba, że wczoraj poprosiłem go o chodzenie! I tak oto moim
pierwszym kochankiem miał zostać nie kto inny, jak naczelny macho Gryffindoru. Doprawdy,
Remus, masz branie.
Markotniejąc, podniosłem się i
odwróciłem, machinalnie ścieląc łóżko. Irytujące, irytujące, irytujące...
Powoli kołdra w moich dłoniach mięła się, ustępując niekontrolowanemu naciskowi . Zacisnąłem powieki, hamując wszelkie krzyki, które mogłyby mi pomóc
poradzić sobie z bezgraniczną złością. Jednak coś mnie uprzedziło. Lawenda…
Zdążyłem tylko zarejestrować, że zamieram,
czerwieniąc się w jednej chwili. Nie próbowałem z tym walczyć – było
nieodzownym elementem bliskich kontaktów z Blackiem. A teraz, gdy czułem
jego dłonie na swoim brzuchu i nagi tors na plecach, niemal mnie mdliło.
Ciemne włosy połaskotały mnie w czoło. Miękkie wargi przylgnęły do mojego
gorącego policzka, odciskając na nim niewidoczny ślad. Drgnąłem, wyswobadzając
się z tego niezwykle zmysłowego uścisku. Przed oczyma mignął mi cudowny
uśmiech.
– Pomogę ci się ubrać,
Remi… – Syriusz pochylił się nade mną, chyba by zmylić moją
czujność. Dopiero po sekundzie odczytałem z jego szeptu kuszącą
propozycję. Zrobił krok w moją stronę, sięgając do odpięcia mojej koszuli. Nie,
nie, nie mogę! Przecież on zobaczy te wszystkie zadrapania, będzie zadawał
pytania i…
Odskoczyłem w tył, szybko przeskakując
przez łóżko i lądując na ziemi. Zobaczyłem błysk w oku Blacka i było tylko
kwestią czasu, jak puścił się za mną w pogoń. Nie, nie mogłem dać się złapać,
więc zwinnie wywinąłem się mu. Przeskoczyłem jego kufer i skoczyłem wprost na
Williama. Jeszcze zaledwie centymetry dzieliły mnie od jego ciała, kiedy silne
ramiona oplotły mój pas, przyciskając do siebie. Obaj z Syriuszem upadliśmy na posłanie.
Nawet nie czekałem na reakcję Blacka.
Wyciągnąłem ręce, szarpiąc Willa za ramię. Obudził się praktycznie natychmiast
i wpatrzył w nas nieprzytomnie spojrzenie.
– William, zabierz go ode
mnie! – zawyłem żałośnie, uczepiając się albinosa.
Ale ani jeden, ani drugi nie drgnęli.
William wpatrywał się w Syriusza, wybałuszając oczy do granic możliwości.
Dopiero gdy wybuchnął śmiechem, zrozumiałem, o co mu chodzi. Odwróciłem się,
wpatrując chyba nie do końca świadomie w krocze Blacka, nachalnie przyciśnięte
do moich pośladków. Wciągnąłem powietrze w płuca, co raczej zabrzmiało jak
nagły atak czkawki. Moja twarz zburaczała już do reszty, a ja z całych sił
lgnąłem do Willa, piszcząc jak zarzynane dziewczę. Nie najlepsze posunięcie, jeśli
chciało się uniknąć zbudzenia reszty.
Obraziłem się na nich. Obraziłem i nie
zamierzałem przebaczać! Choćby błagali na kolanach, płakali, czy lizali moje
buty – nie, nie i nie! Drżałem ze złości, idąc korytarzem w
stronę sali. W rękach trzymałem podręcznik do zaklęć, który, dzięki
Merlinowi, obity był grubą skórą, którą właśnie rysowałem swoimi pazurami. Za
mną szli sprawcy całego zamieszania, udając chyba, że nie zdają sobie sprawy z
mojej obecności.
– …gdyby ktoś próbował tak
brutalnie odebrać mi moje dziewictwo – wyraził się tonem znawcy
James, któremu zawtórowała cała reszta, rycząc ze śmiechu.
Uch, uch, uch, uch, uch!
Kątem oka zobaczyłem wpatrzone we mnie
złote ślepia. Shon przywołał mnie do siebie gestem, zerkając na gromadę
siedzącą mi na karku. Z trudem uśmiechnąłem się do niego, zbliżając się.
Przyjrzał się mi, po czym obdarzył uroczym grymasem.
– To co? Masz dziś czas?
– Niesamowite, że ty ciągle masz do
mnie cierpliwość. – Spuściłem wzrok, opierając się o ścianę
obok niego. Przekrzywił głowę, uśmiechając się.
– Jesteś dość opornym uczniem, ale
nawet nie wiesz, jakie to dla mnie wyzwanie. Zawziąłem się i mówię ci, że
nauczysz się grać jeszcze przed końcem roku.
Westchnąłem, patrząc na niego
nieprzekonany. Wzruszyłem ramionami.
– Ratujesz mi życie. Chcę uciec od
tych idiotów. – Przewróciłem teatralnie oczyma.
Shon przyjrzał mi się uważnie, po czym
uśmiechnął się szeroko.
– To jesteśmy umówieni.
Szliśmy przez korytarz, splatając nasze
dłonie. Nie zwracaliśmy uwagi na ludzi patrzących na nas z odrazą, czy
konsternacją. Nawet na tych, którzy nam zazdrościli. A ja ciągle wracałem
myślami do tamtej chwili, gdy Shon chwycił moją rękę.
– Wiesz, lubię spędzać
z tobą czas – chłopak usiadł przy mnie i wpatrzył się w szare
błonia. – Chyba chcę mieć cię za przyjaciela.
Uniosłem wysoko brwi, słysząc te śmieszne
słowa. Może i brzmiały dziecinnie, ale on sam wydawał się być zupełnie poważny
i może trochę smutny? Cierpliwie czekałem, aż uda mu się ubrać myśli w
słowa.
– Ale Syriusz… jest strasznie
zazdrosny. – Kącik jego ust zadrżał i uniósł się figlarnie do góry.
Spłonąłem rumieńcem, co puścił mimochodem. Lubiłem to w nim. Nie starał się ani mi dokuczyć, ani rozdrabniać się nad moim słynnym już „urokiem”. Był taki zupełnie naturalny, ale zdawał się nie widzieć moich wad. A miałem ich wiele…
Spłonąłem rumieńcem, co puścił mimochodem. Lubiłem to w nim. Nie starał się ani mi dokuczyć, ani rozdrabniać się nad moim słynnym już „urokiem”. Był taki zupełnie naturalny, ale zdawał się nie widzieć moich wad. A miałem ich wiele…
– Och, daj spokój. Black może sobie
mówić, co chce – odburknąłem, odwracając wzrok. Syriusz to jedno,
a przyjaźń z Shonem – drugie. Przecież nie jestem pieskiem tej
gwiazdy Gryffindoru.
– Więc bądź moim przyjacielem, Remi.
Ale tylko nim.
Jego dłoń była ciepła i gładka.
Trochę jak moja. Urok dziecięcej skóry.
Będę tylko przyjacielem, bo kim innym
mógłbym być? Ani on, ani nikt inny nie mógłby nigdy stać się dla mnie kimś
takim, jak Black. On jest moim przekleństwem, moją tajemnicą, ale i moją
wolnością. Można powiedzieć, że łączy w sobie żądzę z pokusą nie do zniesienia.
Jest jak narkotyk, a ja żałuję, że kiedykolwiek było mi dane go spróbować.
Odetchnąłem głębiej, unosząc wzrok. Na końcu
korytarza mignęły mi znajome sylwetki. William patrzył na mnie zaskoczony,
jednak obaj z Jamesem byli w podejrzanie szampańskich nastrojach. Dopiero
chwilę później w moje nozdrza wdarł się zapach lawendy. Zacisnąłem wargi,
przenosząc wzrok na Blacka. Chyba nie był zachwycony. Shon ścisnął moją rękę.
Miał tak przenikliwy wyraz twarzy, że zaczął mnie trochę przerażać.
Za to Syriusz zdawał się tego nie
zauważać. Podszedł do nas i zanim zdążyłem zareagować, odepchnął go ode mnie
lekko, stając między nami.
– Odczep się od mojej
dziewczyny! – warknięcie potoczyło się echem po kamiennych ścianach.
Inni uczniowie zatrzymali się w pół kroku, przerywając rozmowy i wlepiając
w nas oczy.
Nie wierzyłem – chyba bardzo nie
chciałem w to wierzyć. Na chwilę zabrakło mi oddechu, w głowie mi się
zakołowało. Shon uniósł brwi, rozbrojony zupełnie atakiem Syriusza. Chyba
ostatnim atakiem w jego nędznym życiu. Jak tylko go dorwę… Jak tylko znajdę
jakieś wyjątkowo podłe zaklęcie…
– Ja nie jestem
dziewczyną! – zacisnąłem pięści, kipiąc ze złości.
Kto mógł stać w tym tłumie? Każdy! Lucjusz, rechocący wraz z Regulusem. Zielonooka Lilianna wraz z koleżankami. Nawet sam profesor Dumbledore! Niech Black zacznie już spisywać swój testament!
Kto mógł stać w tym tłumie? Każdy! Lucjusz, rechocący wraz z Regulusem. Zielonooka Lilianna wraz z koleżankami. Nawet sam profesor Dumbledore! Niech Black zacznie już spisywać swój testament!
Jednak on jak zwykle nie widział mojej złości.
Zawsze wpatrywał się we mnie jak w dziecko – małe, kapryśne,
głupiutkie dziecko. Teraz także. Odwrócił się do mnie i subtelnym ruchem
chwycił mój podbródek.
– Najważniejsze, że nie sprzeciwiasz
się temu, że jesteś mój
Zanim się obejrzałem jego usta przylgnęły do mojego czoła. Przełknąłem ślinę, bezsilny i zupełnie przez niego omotany. Zbierało mi się na płacz. Czemu on – osławiony, przystojny i urokliwy Syriusz Black – musiał przyczepić się właśnie do mnie? Dlaczego tak uparcie ośmieszał mnie przed innymi, nie dając mi szansy na jakąkolwiek obronę? Czemu znęcał się nade mną, bawiąc w te śmieszne gry, których finał znał już na początku? Odpowiedź była prosta – chciał sprawić, że ostatecznie zwariuję na jego punkcie.
Zanim się obejrzałem jego usta przylgnęły do mojego czoła. Przełknąłem ślinę, bezsilny i zupełnie przez niego omotany. Zbierało mi się na płacz. Czemu on – osławiony, przystojny i urokliwy Syriusz Black – musiał przyczepić się właśnie do mnie? Dlaczego tak uparcie ośmieszał mnie przed innymi, nie dając mi szansy na jakąkolwiek obronę? Czemu znęcał się nade mną, bawiąc w te śmieszne gry, których finał znał już na początku? Odpowiedź była prosta – chciał sprawić, że ostatecznie zwariuję na jego punkcie.
Listopad
Odkąd cała szkoła dowiedziała się, co tak
ciągnie Syriusza do mnie, nie miałem chwili spokoju. Zazwyczaj korytarzem
prowadziły mnie ciekawskie spojrzenia, o których z czasem udało mi się
zapomnieć. Przez miesiąc temat trochę ucichł, za to w całej szkole
uczniowie inni seksualnie zaczęli pokazywać się światu.
Jak dla mnie cały
Hogwart oszalał.
Za to Syriusz był wniebowzięty. Cieszył
się jak dziecko, gdy bezkarnie mógł obejmować mnie na korytarzach. Nasze małe
sprzeczki zawsze były śledzone z wielką uwagą. Czasem czułem się jak gwiazda
jakiejś wyjątkowo podłej telenoweli. Inni nazywali to „dramatem o wielkich namiętnościach”, co dodatkowo mnie osłabiało.
Z Shonem na szczęście nic się nie
zmieniło. Nadal umawialiśmy się na lekcje gry. O całym zamieszaniu nie
wspomniał ani razu.
Właściwie dopiero pod koniec listopada
uczniowie zdawali się zapomnieć o swojej ulubionej parze gejów. Powodem był bal Halloween, który rzucił
ich w wir przygotowań. Dziewczęta wyciągały swoje sukienki i prezentowały się w
nich w pokoju wspólnym, a chłopcy opuszczali zajęcia na rzecz dekorowania
sali.
Ja nie byłem tak zachwycony. Mimo że
comiesięczna przemiana poszła gładko (jak dla mnie zbyt gładko), nie umiałem
się na niczym skupić. Ciągłe zawroty głowy nie dawały mi spokoju, tym bardziej,
że umysł musiałem podkręcić na kilka razy wyższe obroty z powodu działalności
Huncwotów.
W ostatnim tygodniu nawet profesor
Slughorn nie był w stanie mi pomóc. Punkty od niego stanowiły jedynie
początek mojej ciężkiej pracy. Na szczęście wiernie pomagała mi Lilianna,
z którą zacząłem rozumieć się bez słów. Godzinami siedzieliśmy w bibliotece,
przewidując każde możliwe pytanie nauczycieli. To, że byliśmy do tego niejako
zmuszeni zdawało mi się żałosne.
– Remi, no Remiiii… Nie możesz
uczyć się w Halloween.
William szarpał mnie pieszczotliwie za włosy, podczas gdy starałem się maksymalnie skupić na kolejnym punkcie swoich przygotowań do Zielarstwa. James od kilku minut przetrząsał mój bagaż święcie przekonany, że wbiję się we wszystko i potulnie pójdę na bal. Gdyby nie ich głupie żarty, poszedłbym bez słowa sprzeciwu. Ale nie, oni koniecznie muszą się narażać! Właściwie nie tyle siebie, co nasz dom.
William szarpał mnie pieszczotliwie za włosy, podczas gdy starałem się maksymalnie skupić na kolejnym punkcie swoich przygotowań do Zielarstwa. James od kilku minut przetrząsał mój bagaż święcie przekonany, że wbiję się we wszystko i potulnie pójdę na bal. Gdyby nie ich głupie żarty, poszedłbym bez słowa sprzeciwu. Ale nie, oni koniecznie muszą się narażać! Właściwie nie tyle siebie, co nasz dom.
Reasumując – ja nie umiem
tańczyć! Nigdy nie byłem na żadnej imprezie, a oni wymagają ode
mnie cudów! Och, za nic nie dam się tak zbłaźnić!
Siedziałem przy stole, popijając sok z
dyni. Co chwila zaciskałem zęby, by nie zawyć z poirytowania. Doprawdy, czy
zawsze muszę tak łatwo dać się przekonać?! Och, Remus, powinieneś popracować
nad sobą. To dość wkurzające, gdy moja duma tłucze się gdzieś w głowie, tuż po
tym, jak sama obwieściła, że z chęcią pójdzie na imprezę. Żałowałem, że nie
mogłem wgryźć się sobie w mózg.
– Zatańczysz?
Wyrwany z zamyślenia, podniosłem wzrok na
wpatrzone we mnie zielone oczy. Uśmiechnąłem się lekko, klnąc w duchu. Mój mózg znów zaczął działać w przyspieszonym tempie. Nie mogę z nią zatańczyć! Wszyscy będą
się gapić, a jak będą się gapić, to zobaczą, jak fatalnie wychodzi mi taniec, a
jak to zobaczą, na domiar złego się wywrócę, a jak się wywrócę, wszyscy będą się
śmiali, jeśli będą się śmiali, to znowu stanę się tematem rozmów, a jak… W
końcu westchnąłem. Dla dobra sprawy…
– Niestety, ostatnio miałem przykre
spotkanie ze schodami. Noga wciąż mnie boli. Wybacz, proszę. Następnym razem
sam wyrwę się do tańca. – Uśmiechnąłem się jak najmilej. Nie kłamałem,
a przynajmniej nie całkowicie. Noga rzeczywiście była w opłakanym stanie, ale
bynajmniej nie było to skutkiem gorącej przyjaźni z naszymi schodami. Zapewne
rzuciło się na mnie jakieś zwierzę. Albo drzewo. Uch, można powiedzieć, że to
wyjątkowo paskudne, a jednak zaskakująco przydatne zrządzenie losu.
Lily wydała się niepocieszona i lekko
speszona. Czego mogłem się spodziewać? W końcu sama do mnie podeszła z pytaniem
o taniec. Musiało jej być głupio. Nie wiem, czy kobiety zdają sobie sprawę, jak te
rumiane policzki i błądzący gdzieś po ścianach wzrok działają na takich
mięczaków, jak ja. Zmusiłem się do podniesienia się i wyciągnąłem do niej dłoń.
Przedstawienie czas zacząć.
Rudowłosa uśmiechnęła się promiennie,
chwytając moją rękę. Dopiero teraz skupiłem się na tym, jak była ubrana. Miała
na sobie obcisłą, granatową sukienkę z falbaniastymi rękawami do łokcia. Płomienne włosy związała wysoko, wpinając w nie czerwony kwiat. Właściwie… wyglądała całkiem ładnie. Naprawdę, Remus, czyżby twoja pierwsza partnerka do
tańca była rzeczywiście taka śliczna?
Teraz najgorsze – taniec. Wciąż
nie miałem gotowego planu. Liczyłem na jakieś zrządzenie losu, ale ten był
wyraźnie kapryśny. Nieśmiało położyłem dłoń na talii Lilianny i chwyciłem jej
rękę. Spokojnie: krok, krok, krok, krok, krok za krokiem… wpadka. Niemalże
spaliłem się ze wstydu. Zerknąłem na dziewczynę. Uniosła jedną brew, po czym
uśmiechnęła lekko.
– Daj mi poprowadzić.
Temperatura automatycznie opadła, a mnie
prawie zwaliło z nóg. Trzeba przyznać, że Lily znała się na rzeczy. W
odróżnieniu ode mnie, potrafiła z gracją poruszać się nie tylko w towarzystwie
książek. Czyżby zaczynała mi imponować? Doprawdy, ciekawe. Na samą myśl
uśmiechnąłem się. Dziewczynę wyraźnie ucieszyło moje rozluźnienie.
Miło, że nie traktuje tańca ze mną jako największego błędu w swoim życiu …
Kątem oka zauważyłem jednak coś
niepokojącego. Grupa Huncwotów właśnie skradała się do wyjścia. A to podstępne
bestyjki. O nie, tym razem wam się nie uda! Niemalże wyrwałem się Liliannie,
ale chwilę później przybrałem kolor dojrzałego pomidora. No tak, zostawić
partnerkę w środku tańca – co za brak taktu. Spuściłem zaraz wzrok,
modląc się o koniec piosenki. Sekundy ciągnęły się w dość drażliwy sposób.
Pogodziłem się z porażką, gdy cztery postaci zniknęły za drzwiami. Uśmiechnąłem
się sztucznie, co zaczęło z czasem wyglądać całkiem naturalnie. Dziękując za taniec,
już znikałem w tłumie.
Skąd mogą uderzyć? Powinienem obserwować
sufit czy może to z jedzeniem jest coś nie tak? Cholera, już sobie wyobrażałem
biegające indyki bez głów i mleko sączące się z przebitych balonów. Innymi
słowy – apokalipsa. Chociaż chyba większą tragedią byłoby konto
Gryffindoru.
Prześlizgnąłem się obok tańczących
Puchonów i wyciągnąłem szyję, jak tylko mogłem najwyżej. W jednej chwili
światła zgasły, a w sali zapanowała cisza. Spóźniłem się! Przynajmniej tak mi
się wydawało… Jednak chwilę później na scenie coś huknęło. Odwróciłem się
natychmiast, uprzedzając o sekundę innych. Po sali znowu potoczyła się muzyka.
Jeden z reflektorów oświetlił czarny
kapelusz, spod którego wyślizgiwały się kruczoczarne włosy. Biała koszula
opinała idealnie wyrzeźbiony tors, a ciemną kamizelkę przyozdabiał błyszczący
guzik na wysokości brzucha. Wstrzymałem oddech. Znałem tego chłopaka aż za
dobrze. Dopiero teraz zauważyłem srebrny mikrofon. Zadrżałem, gdy cienki głosik
zahuczał w moich bębenkach. W jednej chwili wszystkie światła rozbłysły.
You don't have to be beautiful
to turn me on.
I just need your body baby
From dusk till
dawn…
Na scenie stał Syriusz, wystrojony trochę
jak mugolska gwiazda, jednak z szarmanckim uśmieszkiem i większą ilością
seksapilu niż kiedykolwiek. Obejmował mikrofon jak rozpaloną kochankę, a jego
usta krążyły wokół niej, gotowe do pocałunku.
You don't need experience
To turn me out
You just leave it all up to me
I'm gonna show u what it's all about…
Chwilę zajęło mi oderwanie od niego
wzroku. Trzy baletnice, ubrane w tiulowe, różowe spódnice, śmigały w tę i z
powrotem. Krok, krok, krok, rączki w górę, w dół, krok, krok, krok, rączki w
górę, w dół – i w drugą stronę! Uniosłem brwi. Czy jedna z nich miała białą
perukę? Czemu inna jest taka gruba?!…
Nie… Nie, proszę…
You don't have to be rich
To be my girl
You don't have to be cool
To rule my world
Ain't no particular sign I'm more compatible with
I just want your extra time and your
Kiss… *
Chórek zaśpiewał wraz z głównym wokalistą,
a ja rozdziawiłem usta, nie wierząc. Zobaczyłem błysk w oku Syriusza, kiedy uśmiechnął się zniewalająco. Tuż przy scenie panie mdlały. Ja chętnie bym do
nich dołączył. Pewnie nawet bym to zrobił, gdyby nie nagła salwa śmiechu. Och, czy
oni naprawdę założyli sukienki?! Czy naprawdę ośmieszali się właśnie na oczach
całej szkoły? Nie, nie, to trzeba zobaczyć, by zrozumieć.
W tamtej chwili naprawdę chciałem go
pocałować.
Kręciłem głową na ich kolejne wygłupy,
ocierając co jakiś czas łzy rozbawienia. Doprawdy, za takich przyjaciół dałbym
się pociachać. Nie mogłem doczekać się końca, ale z chęcią też patrzyłbym dalej
na to wyjątkowe przedstawienie. Coś takiego widuje się z pewnością tylko raz w
życiu. Nie mogłem nic przepuścić. Stałem więc jak zahipnotyzowany aż do
momentu, gdy rozbrzmiały gromkie brawa, gwizdy i prośby o bis. Niemalże jak na
koncercie rockowym.
Syriusz zeskoczył ze sceny i jednym susem
dotarł do mnie poprzez tłum. Wszyscy byli zaafiszowani grupą „baletnic”, a zwłaszcza Jamesem, który właśnie okładał jakiegoś
czwartoklasistę baletką. Muzyka zagrała na nowo. Spłonąłem rumieńcem, co było
normalną reakcją na wzrok Syriusza. Uśmiechnął się, tak jak lubiłem. Moje serce
zabiło mocniej. Wyciągnął ku mnie dłoń. Nikt nie patrzył, ale i tak z
trudnością przełknąłem ślinę.
– Zatańcz ze mną, dziecinko.
Odetchnąłem głębiej, gdy objął mnie,
przyciągając blisko. Uniósł moje ciało z łatwością i postawił mnie na swoich
butach. Wtuliłem twarz w jego koszulę, rozkoszując się zapachem lawendy. A może
tylko po to, by ukryć zażenowanie?
– Wybacz, nie jesteś najlepszym
tancerzem.
– Nie można być idealnym. Mimo że mi
do ideału niedaleko.
Melodyjny śmiech potrząsnął mną,
wzbudzając dreszcze. Przymknąłem oczy. Cholerny Black, znowu udało mu się mnie
uskrzydlić. Ile musiał uczyć się tej sztuczki? Jego dłoń przycisnęła mnie do
siebie mocniej. Zmarszczyłem brwi. Coś między nami drżało nieznośnie. Jego klatką piersiową coś wstrząsało… Wtuliłem policzek w jego tors.
Nigdy
nie myślałem… że możesz denerwować się tak bardzo, jak ja.
Och, co za ironia. Zdaje się, że ciągle był dla mnie trochę jak… Bóg? Anioł? Na pewno nie
człowiek. Uśmiechnąłem się lekko. Tak, był osobą, która się we mnie
zakochała, ale dawno się z tym pogodziła. Ja zawsze kierowałem się dumą.
Wspiąłem się na palce i przekrzywiłem
głowę. Oglądałem twoje oczy, ciemne i głębokie. I nawet nie wiem, kiedy nasze
usta się połączyły. Bezwstydnie, tak w tłumie – carpe diem. Syriusz nie
poruszył się ani o milimetr, ale nie był bardzo zaskoczony – przynajmniej nie dał tego po
sobie poznać. Jednak ten jego uśmiech był tak szczery, że znowu zapłonąłem.
Cichy, niewinny całus rzeczywiście wart był zakneblowania głosu rozsądku. A
może już dawno uwięziłem go gdzieś głęboko w sobie?
Leżał przy mnie, a ja przy Nim.
Milczący, spleceni jednym uściskiem. A jednemu było lepiej od drugiego. Tylko
wciąż nie wiem, któremu. Chyba pragnienie
trzymało przy sobie, ale strach kazał nam zamknąć usta w obawie przed tym, co mogło z nich wypełznąć. Z jednej strony – byłem przestraszony, że coś się
wydarzy, że piżama niedostatecznie dobrze ukrywa wszystkie blizny. Z
drugiej – ucieszony, wniebowzięty, gotowy na przespanie nocy
obok Niego. Jego oczy błyszczały tak pięknie. Na ustach wciąż gościł uśmiech.
Wpatrzony w sufit, zdawał się pogrążony w swoim świecie. Jednak z jakiegoś powodu
byłem pewny, że i ja tam jestem. Że to z mojego powodu jest teraz taki radosny.
Ciche westchnienie. Ramiona przygarniające
mnie do Niego. Ciepły pocałunek w czoło. W końcu to my jesteśmy omylonymi
kochankami – nienormalni, nieposkromieni i chyba nazbyt szaleni, by
móc siedzieć cicho z dala od siebie. Ale czy nie tego wymaga się od pary
ludzi?
* * *
Przeczytałam cały blog, jest wspaniały! Taki prawdziwy chociaż piszesz fantasty. Pozdrawiam i życzę weny ^^
OdpowiedzUsuńLol xD
OdpowiedzUsuńCały czas muszę sobie przypominać, że oni są w pierwszej klasie ;-;
WIEDZIAŁAM!
Wiedziałam, że tak to się skończy! Syriusz MUSIAŁ coś odwalić!
Taniec z Lily? Zawsze spoko :3
Wyobraziłam sobie Jamesa okładającego baletką jakiegoś czwartoklasistę...bezcenne ^^
OdpowiedzUsuńI w końcu Remus pogodził się z faktem, że się zakochał w Syriuszu :)
Nie wiem czemu, ale fakt, że Syriusz się denerwował sprawił, że jeszcze bardziej się do niego przywiązałam.
Pozdrawiam
Syriusz jest bardziej ludzki niż z początku Remus go widzi :)
UsuńOplulem telefon... Upuscilem go u tarzalem się po podłodze pociągu.
OdpowiedzUsuńBaletnice. XDD