41. Prawa grawitacji

Regulus zakochał się w kinie. I kiedy mówię zakochał, mam na myśli najbardziej zapalczywą i szczerą miłość, jaką widziałem w życiu. Już następnego dnia dorwał mnie na korytarzu przed zajęciami i wymusił zgodę na kolejny seans. Nie miałem wyboru, bo Regulus potrafił być przecież bardzo przekonujący. Został mi ślad po tym, jak mocno złapał moje ramię, gdy nieśmiało wyraziłem swoją niechęć.
Tak więc spotkaliśmy się także w czwartek, żeby obejrzeć wspomnianego przeze mnie wcześniej Ojca Chrzestnego, bo Ślizgon bardzo chciał „dowiedzieć się, o co chodzi z tym bezgłowym koniem”. Obiecałem mu też, że w sobotę zobaczymy Ptaki, bo chłopak strasznie zapalił się na jakiś film grozy. Wciąż jednak miałem mieszane uczucia co do naszych schadzek. Syriusz niewiele o nich wiedział, bo podczas dni i wieczorami odbywał karę na szlabanach, ale te kiedyś musiały się skończyć, a Regulus nie sprawiał wrażenia, jakby chciał przestać się spotykać.
To nie tak, że bałem się przyznać przed Syriuszem, że widywałem się regularnie z jego bratem. Wspominałem mu, że gadałem danego dnia z młodszym Blackiem, ale zwykle i tak był na tyle zmęczony szlabanami, że na pewno ostatnią rzeczą, o której chciał rozmawiać, były moje spotkania z Regulusem. A skoro nie składało się, by opowiedzieć o czymś takim, to oczywiście nie poruszyłem z Syriuszem także tematu świąt u mnie.
– Możemy pogadać?
– Jasne, ale chodź, bo nie zdążymy zjeść śniadania. Cholera, że też Reagan wyszedł nikogo nie budząc.
– Nie, czekaj. – Złapałem dłoń Blacka i przytrzymałem go w miejscu. Zamilkł, unosząc brwi, i wbił we mnie ciekawskie spojrzenie. – To trochę ważniejsze niż śniadanie i próbuję ci o tym powiedzieć już od paru dni.
– Brzmi bardzo serio. Mam trochę cykora – oznajmił, starając się zażartować, bo chyba rzeczywiście moje słowa nieco go zaniepokoiły.
– Słusznie, bo zaraz dostaniesz po uchu. – Puściłem jego rękę i wziąłem się pod boki. – Może i było to dość naiwne z mojej strony, ale kiedy zapraszałem cię na święta, liczyłem, że przedyskutujesz to ze swoimi rodzicami.
Syriuszowi mina zrzedła od razu. Złapał się za kark i odwrócił twarz, krzywiąc się nieładnie. W jego spojrzeniu zobaczyłem znane mi rozdrażnienie i już wiedziałem, że to nie będzie najmilsza rozmowa, jaką przeprowadzimy.
– Trochę naiwne, rzeczywiście.
– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – Uniosłem brew, widząc, jak zaciska dłonie w pięści.
– Przecież dobrze wiesz, że by się nie zgodzili. Wolałem zaryzykować.
– Jestem w stanie to zrozumieć, ale… Cholera, w sumie to wolałbym wiedzieć, że będę musiał kłamać osobom trzecim, McGonagall, a może nawet własnym rodzicom. Chciałeś postawić mnie przed faktem dokonanym, naprawdę?
Milczał bardzo długo, zawzięcie gryząc wargę. W jego oczach irytacja mieszała się z paniką i niechęcią. Nie byłem pewny, która z tych emocji wreszcie przeważy szalę.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś?
– Myślałem że to rozumie się samo przez się, Remus. Chyba nie sądziłeś, że moja matka się na to wszystko zgodzi.
– Nie traktuj mnie w ten sposób. – Złapałem jego twarz i zwróciłem ją w swoją stronę. – Nie możesz ze mną normalnie pogadać?
– Raczej nie ma o czym. – Skrzywił się, ale wreszcie posłusznie na mnie spojrzał. – Po prostu nie było okazji, by ci o tym powiedzieć.
– Dobra wymówka, muszę się jej nauczyć, żeby wiedzieć, co ci wcisnąć następnym razem, kiedy tobie będzie zależało na szczerości.
– Dlaczego musisz taki być? – wycedził, odpychając moją dłoń.
– Taki jaki? No, powiedz mi, bo widzę, że cię język świerzbi.
– Taki… – Syriusz przewrócił oczami i splótł ramiona na piersi. – Pretensjonalny. Uwielbiasz mnie moralizować. I zawsze wykorzystujesz okazję, żeby wszystko przeinaczyć na swoją korzyść.
– To wcale nie jest prawda. – Pokręciłem głową i westchnąłem cicho. – To przecież ty nalegałeś, żebyśmy wszystko sobie mówili.
– I mówisz mi o wszystkim, tak? Kompletnie o wszystkim, co mogłoby mnie zainteresować, hm?
Przygryzłem policzek od środka i spuściłem wzrok. Czemu miałem wrażenie, że to jednak on odwracał kota ogonem?
– Sam widzisz, Remus.
– Nie, nie widzę. Wiesz, że wymyślilibyśmy coś z tymi świętami i że nawet bym się nie przejął. Ale teraz, kiedy tak znienacka Regulus mówi mi, że nic nie wie o twoim przyszłym pobycie u mnie w domu…
– Regulus? Nie zaprzyjaźniliście się ostatnio jakoś za bardzo?
– Za bardzo nie. – Znowu na niego spojrzałem. – Ale spotykamy się w bibliotece i sporo od jakiegoś czasu ze sobą gadamy…
– Brak mi słów – przerwał mi Syriusz i, unosząc dłonie w geście kapitulacji, zaczął się oddalać w kierunku Wielkiej Sali.
– I to tyle? Naprawdę?
Prychnąłem tylko, nie wierząc, że tak po prostu odszedł. Oczywiście, prościej było mu jak zwykle zrzucić winę na mnie. Cholerny manipulant…
– Kłopoty w raju?
Uniosłem wzrok i zobaczyłem skrzywioną Dorcas. Jej oczy były podkrążone, a mina mocno nietęga. Nawet jej ton świadczył o tym, że coś jest nie tak.
– Wyglądasz jak śmierć – mruknąłem, opierając się o ścianę obok niej. Uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami.
– Wszystko gra. To tylko noc na kanapie się na mnie mści. Ale o co poszło tobie i cud-chłopcu?
– O nic takiego. Po prostu nie umie rozmawiać o poważnych sprawach. – Skrzyżowałem ramiona na piersi i prychnąłem z niesmakiem. Złość wciąż we mnie buzowała. Miałem ochotę strzelić jakiegoś wiekopomnego focha, ale jednocześnie wiedziałem, że na nic się on zda. I to jeszcze bardziej mnie zirytowało.
– I co teraz? – spytała, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Nie wiem, pewnie nic. Przejdzie mi i mu. – Wzruszyłem ramionami niechętnie.
– Nie chciałbyś tym razem postawić na swoim?
Zmarszczyłem brwi i zerknąłem na nią niepewnie.
– Jak to na moim?
– Sama nie wiem, nie jest tak, że zwykle to on cię poucza? – Jej pytanie na chwilę zawisło w powietrzu, nim kontynuowała: – Właściwie nie ma w tym nic dziwnego. W końcu jest starszy i pewnie ma sporo racji.
– Czasem mniej niż mu się wydaje – zaprotestowałem. Uniosła brew i spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Zacisnąłem wargi i odwróciłem się na pięcie. – Nieważne.
Mówiąc to zacząłem odchodzić w stronę klasy, w której wkrótce miały rozpocząć się zajęcia. I tak zupełnie odebrało mi apetyt.
– Naprawdę tak uważasz?
Dopiero po chwili zauważyłem, że dziewczyna idzie tuż za mną. Zatrzymałem się znienacka, a ona wpadła na moje plecy. Spojrzałem na nią rozdrażniony.
– O co ci chodzi, co?
– Ja… – Dorcas odetchnęła głęboko. – Sama nie wiem.
Jej głos zmiękł nagle i nim się obejrzałem, w jej oczach pojawiły się łzy. Uniosłem brwi, nie wiedząc, jak do tego wszystkiego doszło i gdzie podziała się czasem nieco wkurzająca, ale zawsze uśmiechnięta od ucha do ucha panna Meadowes.
– Co się stało? – spytałem, ale nim skończyłem, odeszła szybkim krokiem. Pewnie powinienem był iść za nią, ale jak zwykle stchórzyłem. Czemu, skoro byłem taki arogancki, nie mogłem dostać w zestawie od losu także odwagi?
Zobaczyłem, jak na końcu korytarza Lily zatrzymuje zapłakaną dziewczynę i chwilę siłuje się z nią, by nigdzie nie odchodziła. W końcu Dorcas zaczęła w szale wymachiwać ramionami, a ostatecznie opadła na ramię rudej i chyba rozpłakała się na dobre. Z miny Lilianny wyczytałem, że nie było to dla niej nic nowego.
Bardzo ciekawe…
Przez chwilę zastanawiałem się, co zrobić dalej, ale w końcu zdecydowałem wrócić na Wielką Salę.
Mogłem być bardziej wyrozumiały dla Syriusza. Przecież wiedziałem, jak zareaguje. Chłopak zupełnie nie potrafił bezboleśnie przyznać się do winy. I chociaż tym razem naprawdę nie powinienem mu odpuszczać, wciąż mogłem wykazać się większą cierpliwością. Chyba za bardzo przejąłem się tym, że pojechał mi po ambicji. Wciąż byłem kompletnym dzieciakiem z buzującymi hormonami, nic więc dziwnego.
Przekraczając próg Wielkiej Sali, od razu zobaczyłem nietypową scenkę, rozgrywającą się tuż przy ścianie od strony stołu Ślizgonów. Dwóch Blacków stało tam, wpatrując się w siebie intensywnie. Syriusz cedził coś przez zęby, wywołując złośliwą wesołość Regulusa, którą tak wiele razy widziałem z bliska.
Dopiero po minucie zdałem sobie sprawę, że tkwię w przejściu bez ruchu. Chyba trochę rzucałem się w oczy i przeze mnie część uczniów, siedzących bliżej wejścia, także zainteresowała się kłótnią w pobliżu.
Podszedłem więc do stołu, porwałem z niego słodką bułkę i zająłem się jedzeniem, wciąż zerkając w stronę Syriusza. Zamierzałem porozmawiać z nim o świętach, ale coraz bardziej korciło mnie, by poruszyć inny temat. Tylko że szanse na to, że dowiem się, co go tak nagle zirytowało i czemu musiał od razu polecieć z tym do brata, były naprawdę niewielkie. Wręcz tyci-tyci.
Zauważając, że Syriusz kieruje się do wyjścia, wstałem od stołu i podbiegłem do niego, wycierając kruszonkę z kącików ust.
– Syriusz. – Złapałem jego ramię, a on obejrzał się za siebie wściekły, po chwili unosząc brwi z zaskoczenia. Chyba się nie mnie spodziewał. Po chwili zacisnął dłonie w pięści i odwrócił twarz. Nie wiedziałem, czy przez to, że nie chciał, żebym widział go kłócącego się z Regulusem, czy dlatego, że wciąż złościł się na mnie za wcześniej.
Ale nie było to też wcale takie ważne.
– Pogadajmy na spokojnie – poprosiłem, nie wiedząc do końca, co powiedzieć dalej.
Zacisnąłem mocniej palce na materiale jego szaty. Rozejrzałem się na boki, upewniając, że większość uczniów wróciła do śniadania. Oparłem czoło na ramieniu Blacka i westchnąłem.
– Nie jesteś głodny?
– Nie – odburknął, wydymając śmiesznie dolną wargę.
– Na pewno? Do obiadu jeszcze daleko. – Uniosłem bułkę, którą wciąż trzymałem w dłoni, i przyłożyłem mu ją do ust. Przewracając oczami, odgryzł kawałek. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy spojrzał na mnie już nieco bardziej rozluźniony.
– Poczekaj. – Zawrócił, wyślizgując ramię z mojego uścisku, i zebrał ze stołu śniadaniowego słodkiego rogala. Starałem się w tamtym nie wyglądać jak zadowolony ze swojej udanej perswazji, więc wgryzłem się jedynie w bułkę i poczekałem, aż chłopak stanie obok mnie. Złapałem jego dłoń i pociągnąłem go w kierunku sali zajęciowej.
Przez chwilę o niczym nie rozmawialiśmy, żując w ciszy. W końcu jednak musiałem dać sobie mentalnego kopa, bo nie wiedziałem, na ile jeszcze sekund starczy mi zaparcia.
– Nie chciałem, żeby to wszystko tak zabrzmiało. Po prostu dziwnie się poczułem, kiedy się dowiedziałem, że nie gadałeś z rodzicami o świętach. Sam nie wiem, czego się spodziewałem. Jednak musisz przyznać…
– Tak, wiem, powinienem był ci powiedzieć. Nie wiedziałem do końca jak i wcale mi się to nie uśmiechało. A jak już odwlekam rzeczy, to…
– Później nie piszesz do chłopaka, któremu zupełnie zawróciłeś w głowie, przez dwa lata – wszedłem mu w słowo, unosząc brew.
Zachichotał nerwowo i złapał się za kark, zerkając na mnie niepewnie. Skinął głową w odpowiedzi, widząc, że uśmiecham się delikatnie.
– Ja też trochę przesadziłem – westchnąłem. – To chyba przez tę pełnię. Pęka mi łeb.
Syriusz zatrzymał się nagle, wybałuszając na mnie oczy. Obejrzałem się na niego, z trudnością przełykając większy kęs.
– Dzisiaj pełnia – oznajmił, mrugając kilkukrotnie. Skinąłem niepewnie głową. – Zupełnie zapomniałem.
Chłopak chwycił się za włosy zmartwiony. Wzruszyłem ramionami.
– I tak masz dzisiaj wieczorem szlaban, prawda? – Zacząłem się oddalać, bardzo zadowolony z tego obrotu spraw. – A mówiłem, żebyś przeprosił Zabiniego. Wziąłbyś mi kocyk – podrażniłem się z nim.
– Remus, czekaj!

Syriusz od razu zaczął kombinować, licząc, że uda mu się jakoś wymigać od szlabanu. Od początku tłumaczyłem mu, że nie ma na to szans. Był jednak, jak już wiele razy się przekonałem, bardzo uparty.
Po zajęciach, gdy przed kolacją siedzieliśmy na kanapie w pokoju wspólnym, stracił już chyba całą nadzieję. Usiadł zrezygnowany i oparł głowę na moim ramieniu, wzdychając ciężko.
– Może po prostu z tobą pójdę.
– Przestań już, przeszkadzasz mi. – Zmarszczyłem brwi, doczytując rozdział w książce.
– Cześć, gołąbeczki, co robicie?
Znienacka Dorcas usiadła naprzeciw nas w fotelu, przerzucając nogi przez podłokietnik.
– Prosiłem cię, żebyś nas tak nie nazywała – jęknąłem z niechęcią. Uniosłem na nią wzrok, uświadamiając sobie, w jakiej sytuacji ją ostatnio opuściłem. A raczej ona mnie.
Po jej kiepskim humorze nie było nawet śladu. Policzki miała rumiane, buzię roześmianą, a w oczach codzienny blask. Wydała mi się wręcz bardziej zadowolona niż zwykle. Przez chwilę obserwowałem, jak ogląda swoje paznokcie, nucąc przy tym pod nosem. Kiedy zobaczyła mój wzrok, zamilkła.
– No co?
– Nic. – Zdecydowałem się nie wspominać o jej załamaniu z rana przy Syriuszu. Byłem zresztą pewien, że by się do niego nie przyznała. – Sama jesteś? Gdzie Ann?
– A beczy w pokoju, bo Patrick znowu dał jej kosza.
– Patrick? – Syriusz zmarszczył brwi, unosząc głowę. – Brown?
– To ty nie wiesz, że Ann się w nim od dłuższego czasu podkochuje? – Dorcas uśmiechnęła się szeroko i zachichotała. – Spławił ją, mówiąc, że kręci go Remus, ale najwyraźniej nie przyjęła tego do wiadomości. No i ma.
– Nie bądź podła. – Pokręciłem głową, zerkając na Syriusza, który zacisnął usta w cienką linię niezadowolony. – Nie powinnaś bardziej się przejąć tym, że płacze?
– A niech płacze. Sama się prosiła. – Dziewczyna prychnęła i uniosła brew, rozdrażniona. – Powinna była liczyć się z odmową. Co ona myśli, że gejowi się nagle odwidzi? Poza tym… – Uniosła palec, nim zdążyłem zaprotestować. – Przecież ona nawet nie zamieniła z nim słowa poza tymi dwoma razami, kiedy wyznawała mu miłość. Pewnie ma ją za kompletną wariatkę. Założę się, że na co dzień jakaś bardziej mu znana dziewczyna próbuje z nim poflirtować. Ale on, z tego co zauważyłam, wbił sobie ciebie do głowy, co?
Paplała jak zwykle bez ładu i składu, nie dając mi dojść do głosu. Nie wiedziałem, czy robiła to, bo współgrało z jej naturą, czy specjalnie chciała wnerwić Syriusza. Obojętnie jakie miała zamiary, efekt był jeden – Syriusz złapał mnie za kolano i zaczął rozglądać się za Patrickiem.
– Nie bądź śmieszny, Syriusz. – Uniosłem dłoń przed twarz Dorcas, przerywając jej słowotok i zwróciłem twarz Blacka w swoją stronę. – Przecież już rozmawialiśmy z Brownem i wydawał się rozumieć sytuację. Nie naprzykrzał mi się już więcej.
– Oj, ale poprzysiągł zemstę na tym, kto zmasakrował ci twarz, czyż nie?
Stanowczo robiła to specjalnie. Widziałem już teraz wyraźnie złośliwe iskry w jej spojrzeniu i to, jak z uciechą zaciskała palce na swojej spódnicy. Zastanawiałem się, jak przemówić jej do rozumu, bo tego dnia huśtawka jej emocji dała mi się już mocno we znaki, ale wyręczyła mnie nagle zbiegająca po schodach Lily.
– Empatyczna jak zwykle, co, Dor? – Stanęła zaraz obok czarownicy i wzięła się pod boki. – Nie wstyd ci tak się tu chichrać, jak Ann przeżywa załamanie nerwowe?
– A co to, pierwsze w jej życiu? – Dorcas przewróciła oczami.
– Jesteś paskudna, powinnaś się wstydzić. – Ruda bezceremonialnie zdzieliła koleżankę po głowie. – A było jej cię żal z rana. Naprawdę nie zasługujesz na przyjaciółkę jak ona.
Cała scena stanowczo mnie nie rozluźniła. Pierwszy raz widziałem kłótnię między nimi. I nie byłem jedyny, bo nawet Syriusz na chwilę zapomniał o Brownie i zaczął przyglądać się dziewczynom onieśmielony sytuacją.
Dorcas nie miała odwagi spojrzeć w zielone oczy Lily. Skuliła się lekko pod wpływem tych słów i wyglądała jak mniejsza i bardziej mizerna wersja siebie. Gdy objęła się ramionami, poczułem, że współczucie ściska mi żołądek. Bądź co bądź, były to naprawdę okrutne słowa.
– Powiedziałaś mu chociaż o Quincie? – spytała po chwili ruda, celując we mnie palcem. Uniosłem brwi, a Dorcas pokręciła głową w ciszy. – Prosił, żebyś dzisiaj po kolacji przyszedł do niego do gabinetu na spotkanie.
– Dzisiaj? – spytałem tępo. Skinęła głową, odprowadzając wzrokiem koleżankę, która wstała z fotela i powolnym krokiem zaczęła zmierzać w stronę sypialni. – Co się dzieje?
– Nieważne. – Czarownica westchnęła i rozmasowała swoje skronie. – To nie takie łatwe.
– Widać od razu – wtrącił się Syriusz.
– To babskie sprawy. Dziewczyny raczej nie chciałyby, żeby ktokolwiek o nich wiedział. Zresztą ja też uważam, że to sprawa między nami trzema.
– Dobrze – mruknąłem. Całkowicie ją rozumiałem i chyba Syriusz też, bo nie drążył tematu. Zapanowała między nami dość niezręczna cisza, z której Lily chyba się nawet cieszyła, bo usiadła w fotelu, który wcześniej zajmowała jej przyjaciółka, i przymknęła oczy, rozmyślając.
Nagle uświadomiłem sobie, o co tak naprawdę powinienem się martwić. Niedługo miało zacząć zmierzchać, a Quintowi nagle zachciało się spotkania. Nie mógł chyba wybrać gorszego terminu. Przynajmniej nie w tym miesiącu. Zerknąłem na Syriusza i zobaczyłem, że on też wpatruje się we mnie zamyślony.
– Idziemy na kolację? – rzuciłem w eter, przełykając ślinę.
– Idźcie. Ja muszę chwilę odsapnąć. – Lily machnęła niedbale ręką, nawet nie uchylając powiek.
Wstałem więc i wyszedłem wraz z Syriuszem z pokoju wspólnego, zadowolony z jej wyboru.
– To co zamierzasz zrobić? – spytał chłopak, gdy nieco oddaliliśmy się od wieży. Złapałem się za kark, bezsilnie próbując coś szybko wymyślić.
– Jakoś będę musiał się z tego wymigać. Może powiem, że muszę dokończyć jakiś esej na jutro. Albo cokolwiek.
Przygryzłem wargę. Wiedziałem, że cokolwiek nie przejdzie z Quintem. Czarodziej był zbyt czujny względem mnie, do czego zresztą głupio sam się przyczyniłem. Musiałem mieć alibi, by nie zaczął wypytywać, gdzie się podziewam. Co do jednego nie miałem wątpliwości – profesor był bardzo bystry, zresztą jak przystało na dawnego aurora. Obawiałem się, że mężczyzna w końcu i tak pozna moją tożsamość. A ten dzień mógł być moim ostatnim w tej szkole.
Na samą myśl zakręciło mi się w głowie.
– Panie Lupin.
Wydawało mi się, że to tylko mój zestresowany umysł podsyła mi te chore ułudy, ale gdy uniosłem wzrok, nie miałem wątpliwości. Los znowu postanowił zrobić mnie w balona i postawić przede mną nauczyciela obrony przed czarną magią. Zatrzymałem się, a raczej wrosłem w ziemię. Chyba panika wylazła mi na twarz, bo Quint przyjrzał mi się sceptycznie, zaintrygowany.
– Właśnie do profesora szedłem – zmyśliłem. – Nie mogę się dzisiaj pojawić.
– A to dlaczego? – Mężczyzna krótko zerknął na Syriusza, ale ja się nie odważyłem, nie chcąc wyglądać jeszcze bardziej podejrzanie. W końcu wbił we mnie przenikliwe spojrzenie, przez które cała krew odpłynęła mi z głowy.
– Profesor McGonagall poprosiła mnie dziś o pomoc. Nie wiem jeszcze w czym dokładnie…
– Ach, tak? – uciął moją wypowiedź czarodziej, unosząc brwi z niedowierzaniem. Chwycił znienacka moje ramię. – Przekonajmy się.
– Ale tak teraz chce pan…? – Otworzyłem szeroko oczy z przerażenia.
– Coś nie tak, panie Lupin? – spytał surowym tonem, a ja cały się wyprostowałem. Pokręciłem głową, zerkając na Syriusza, który z niechęcią zerkał na dłoń profesora ułożoną na moim ramieniu.
– To wygląda nieco jak porwanie – wycedził przez zęby, mierząc odważnie spojrzeniem w twarz Quinta. Nauczyciel nabrał więcej powietrza w płuca, wypinając pierś.
– Myślę, że zbliża się pora posiłku. Może zajmie pan koledze miejsce przy stole, Black?
– Wolałbym pofatygować się z nim do gabinetu profesor McGonagall. – Syriusz wypiął pierś, naśladując starszego czarodzieja. Jego wzrok był bardzo nieprzychylny, a mnie ciarki przeszły po plecach.
– Niestety, jest to niemożliwe. – Profesor popchnął mnie lekko w stronę schodów, a ja, by nie pogorszyć sytuacji Gryfona, posłusznie powlekłem się we wskazanym kierunku. Obejrzałem się jeszcze raz na Syriusza, który stał wciąż w tym samym miejscu, zaciskając pięści i zgrzytając zawzięcie zębami.
Złapałem się za ramię, nieco skołowany. Miałem naprawdę sporo problemów na głowie. Jak zwykle paplałem, co ślina mi na język przyniosła, a później nie umiałem nawet zachować zimnej krwi. Sam bym sobie na pewno nie uwierzył w tym momencie.
Mam przekichane.
– Black wydaje się bardzo opiekuńczy względem ciebie, Lupin.
Z ulgą zauważyłem, że wraz z tymi słowami, Quint ściągnął dłoń z mojego ramienia. Niepewnie uniosłem na niego wzrok.
– Podejrzanie opiekuńczy. – Mężczyzna wpatrywał się do tej pory w koniec korytarza, zamyślony, jednak wymawiając te słowa, zerknął na mnie, chcąc zobaczyć moją reakcję.
– Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi. Wszyscy. Ja, on, James Potter, Peter Pettigrew i William – odparłem bez wahania, przenosząc wzrok na balustradę schodów, na które właśnie wkroczyliśmy.
Jak zwykle na wzmiankę o Willu profesor zamilkł na dłuższą chwilę i pewnie zaczął mi się uważnie przypatrywać, jakby mógł coś więcej wyczytać z mojej mowy ciała. Ja siedziałem więc cicho, rozmyślając nad tym, jak jeszcze mógłbym zamieszać, żeby wszystko mi się upiekło.
Wkrótce znaleźliśmy się przed klasą transmutacji. Quint wszedł do niej i zastukał w dębowe drzwi gabinetu McGonagall. Stanąłem obok niego, ściskając dłonie za sobą. Spokojny ton czarownicy, zapraszający nas do środka, wcale mnie nie uspokoił, bo miał w sobie jak zwykle pewną dozę surowości. Nauczyciel obrony przed czarną magią wskazał mi gestem wnętrze pokoju. Przełknąłem ślinę i wkroczyłem do środka, spotykając się spojrzeniem z zaskoczonymi oczami pani profesor.
– Quint – przemówiła niechętnie, odkładając pióro na biurko. – Nie ukrywam, że się ciebie tu nie spodziewałam. A już na pewno nie w towarzystwie Remusa.
– Zajmiemy tylko chwilę. – Ręka mężczyzny opadła na moje ramię z siłą, która wywołała moje nerwowe wzdrygnięcie. – Pan Lupin twierdzi, że nie może spotkać się dzisiaj ze mną na dodatkowe zajęcia…
– Bo jest mi potrzebny – przerwała mu znienacka czarownica, prostując się dostojnie w swoim fotelu. – Zgadza się, prosiłam Remusa o pomoc przy zgrupowaniu esejów. Sama już nie mam do tego cierpliwości.
Obaj spojrzeliśmy na kobietę zaskoczeni, chociaż ja po chwili przywołałem na twarz neutralny wyraz, by Quint niczego nie zauważył. Obejrzałem się na niego niepewnie przez ramię, gdy lekko zacisnął palce na moim barku.
– Rozumiem – wycedził niemiło.
– Fantastycznie – McGonagall uniosła lekko brew, po czym wróciła do uzupełniania swoich zapisków.
Czarodziej zgrzytnął zębami i zmierzył mnie swoimi mrocznymi tęczówkami. Wkrótce odwrócił się na pięcie i wyszedł, stąpając ciężko. Dopiero, gdy drzwi klasy się za nim zatrzasnęły, odetchnąłem z ulgą. Spojrzałem na nauczycielkę, która wbiła we mnie wzrok. Złapałem się za ramię i rozmasowałem je, zawstydzony.
– Wolałabym, żebyś nie stawiał mnie więcej w takiej sytuacji, Remus – oświadczyła z niezadowoleniem.
– Przepraszam. Profesor Quint bardzo mnie zaskoczył i nie miałem czasu do pani przyjść.
– Czemu tak się tobą interesuje? – Czarownica splotła dłonie na biurku przed sobą.
– Nie wiem, pani profesor. Podobno profesor Quint był wcześniej aurorem. Wydaje mi się, że może coś podejrzewać. – Złapałem się za kark, spuszczając wzrok. McGonagall milczała chwilę, chyba się zastanawiając.
– Nie martw się o to – powiedziała nagle, wstając. Podeszła do mnie i uśmiechnęła się lekko, widząc moją kwaśną minę. – Coś wymyślę.
Skoro McGonagall tak powiedziała, znaczyło, że dokładnie wiedziała, co robi.

– Obżerasz się tak, żeby wilkołak miał pełny brzuch? – James pochylił się w moją stronę, szepcząc.
– Cicho. Ktoś cię usłyszy – zganiłem go, rozglądając się. Dziewczyn wciąż nie było na kolacji, siedziałem więc przy stole jedynie z Huncwotami.
– Zajada stres i tyle – wyjaśnił Syriusz. – Gdzie jest Reagan? – spytał, rozglądając się podejrzliwie.
Potter westchnął, markotniejąc, i zaczął grzebać widelcem w swoim talerzu.
– Nie widzieliśmy go od rana. – Pete wzruszył ramionami. – Dziewczyny?
– Przeżywają właśnie poważniejszy kryzys – mruknął Syriusz.
Wszyscy wydawaliśmy się nieco przygaszeni. Ja oczywiście martwiłem się o Quinta i zbliżającą się nieuchronnie pełnię. Syriuszowi zapewne też było nie w smak, że nauczyciel tak się na mnie uwziął. Peter chyba przywykł już do ciągłej obecności dziewczyn, która, nawiasem mówiąc, bardzo mu się podobała. Natomiast James jak zwykle ciężko przeżywał rozłąkę z Williamem. Zresztą chłopak chodził nieco przybity, odkąd McGonagall zabroniła mu grać w nadchodzącym meczu. Zapytany o swoją kwaśną minę, zaczynał litanię o tym, jaki to świat jest niesprawiedliwy i jak to Gryffindor nie ma szans wygrać z Hufflepuffem. Oczywiście fakt, że przy każdej możliwej okazji przepraszałem go za to, że namówiłem ich na wspólny seans, wcale nie poprawiało sytuacji.
Znienacka Potter jednak się ożywił, prostując plecy i zaciskając dłonie na sztućcach. Spojrzałem w stronę wejścia do Wielkiej Sali, od którego zbliżali się do nas William i Wolfram, niestety. Obaj gawędzili o czymś beztrosko.
– Cześć, chłopcy, co to za miny? – Will usiadł naprzeciw nas i uśmiechnął się czarująco. – Jamie, wyglądasz, jakbyś chciał się na mnie gniewać, ale za bardzo cieszył się, że mnie widzisz. – Przymknął jedną powiekę, opierając twarz na dłoni. Rzeczywiście, James miał drobne trudności ze zdecydowaniem, jak powinien się czuć.
– Nie widziałem cię cały dzień! Jak się obudziłem, nie było cię już w łóżku! Gdzieś ty się podziewał?! – Potter zaczął wymachiwać ramionami z typowym dla siebie ostatnio oskarżycielskim tonem głosu.
– Miałem bardzo miły poranek. I popołudnie też. Można powiedzieć, że dzisiaj jestem bardzo ukochany. – Reagan uśmiechnął się szeroko i rozmarzył wyraźnie. Odchrząknąłem, odwracając twarz, i napotkałem zaciekawione spojrzenie Wolframa.
– Zawsze mówisz o tym z takim namaszczeniem. – Syriusz westchnął i pewnie przewrócił oczami, ale nie mogłem tego zobaczyć, bo mina małego księcia była wyjątkowo stateczna.
– Jestem po prostu bardzo, ale to bardzo zadowolony z obecnego stanu rzeczy.
– Z kim się właściwie umawiasz?
– Wiesz dobrze, że to tajemnica, James.
– Daj spokój, dlaczego to tajemnica? To ktoś starszy?
Nagły, ostry wdech Jamesa zwrócił wreszcie moją uwagę i oderwałem spojrzenie od zielonych oczu Wolframa. Potter przyłożył dłoń do swojej piersi i wybałuszył oczy na Williama.
– Nie mówi mi – zaczął teatralnym szeptem – że umawiasz się ze skrzatem?
– James! – Skrzywiłem się, szturchając go. – Nie bądź obrzydliwy.
– Dlaczego inaczej by to ukrywał? – spytał chłopak, unosząc brwi. Przewróciłem oczami, patrząc na rozbawionego Williama.
– Jest wiele powodów, dla których mógłby to robić, ale coś mi się nie wydaje, że to jeden z nich, wiesz? – westchnąłem.
– Poza tym, czy związki międzygatunkowe nie są trochę dziwne? – odezwał się niepewnie Peter.
– Powiedz to Hagridowi. – Syriusz uśmiechnął się pod nosem, zerkając na skonfundowanego chłopca, który najwyraźniej nigdy w ten sposób o tym nie myślał.
– Obrzydliwe – zdecydował Wolfram, krzywiąc się, jakby zjadł fasolkę o smaku woszczyny.
– Jesteś niesprawiedliwy. – James uniósł palec tuż przed twarzą księcia. – Hagrid to naprawdę fajny koleś.
– Szczerze wątpię. – Pierwszoroczny Gryfon nie dawał za wygraną. – Wszyscy wiedzą, że to wybryk natury.
– Ja tak nie uważam – wypowiedział się od razu lekko zaniepokojony Will. Przyjrzałem się mu uważnie. Wydawał się być myślami gdzieś bardzo daleko. Jego oczy błyszczały nawet mniej niż zwykle, osnute nieobecnością.
– Wszyscy – podkreślił Wolfram, akcentując samogłoski. – Mimo że jest bez wątpienia istotą magiczną, nie dali mu w końcu różdżki. Wiecie dlaczego? Bo jest niebezpieczny i niegodny posługiwania się magią. To samo tyczy się olbrzymów, centaurów i wilkołaków. Tak powiedział mi ojciec.
Skrzywiłem się, zaciskając palce na swoich spodniach. Poczułem na sobie ciężkie spojrzenie wszystkich zgromadzonych, ale nawet nie miałem ochoty teraz o tym myśleć. Wiedziałem, że to, co mówi Wolfram, jest po części prawdą, ale z drugiej strony miałem chęć wepchnąć mu pięść do gardła i oglądać, jak się nią dławi.
Wstałem, decydując się na opuszczenie sali.
– Już idziesz? – spytał za mną Syriusz, też wstając.
– Nie spiesz się i zjedz na spokojnie. Musisz mieć siłę, żeby odbyć swój wieczorny szlaban, prawda?
Obejrzałem się na niego przez ramię. Nagle jego mina spochmurniała. Spojrzałem przed siebie i zauważyłem sylwetkę Regulusa na wysokości stołu Hufflepuffu, niedaleko wyjścia.
Podszedłem do niego spokojnie, zniżając od razu głos:
– Syriusz chyba ma dziś na ciebie cięte, co? Może powinniśmy porozmawiać na zewnątrz?
– Nie wydaje mi się. – Uśmiechnął się pod nosem i zmrużył oczy. – Lepiej jak ten zazdrośnik będzie miał na nas oko. Inaczej nie damy rady o niczym porozmawiać, bo zaraz tu wpadnie i zrobi awanturę o nic.
– Awanturę… – mruknąłem, zerkając na Ślizgona kątem oka. – Pokłóciliście się już dzisiaj, prawda?
Regulus roześmiał się sztucznie i splótł ramiona na piersi.
– Mam wrażenie, że prędzej czy później się o wszystkim dowiesz.
– Nie mogę dowiedzieć się teraz?
– Nie, bo i tak mi nie uwierzysz. – Chłopak przechylił głowę i przyjrzał się mi uważnie. Jego spojrzenie zmiękło nagle. – Obejrzymy coś dzisiaj?
– Dzisiaj nie mogę. – Schowałem dłonie za sobą i cofnąłem się o krok, widząc jego niezadowoloną minę. – Naprawdę nie mogę. McGonagall poprosiła mnie o pomoc przy porządkowaniu starych esejów.
– A później?
– Nie chcę urywać się gdzieś w środku nocy – skłamałem szybko. – Syriuszowi na pewno by się to nie spodobało.
– A od kiedy robisz wszystko, czego życzy sobie mój głupi brat?
Przewróciłem oczami i objąłem się ramionami.
– Ostatnio coraz więcej osób stara się źle mnie do niego nastawić. Nie robię tego tylko dla niego. Wolę spędzić wieczór z nim niż z tobą, tak jak ty wolałbyś pewnie spędzić go z Williamem.
Regulus nic na to nie odpowiedział, ale gdy na niego spojrzałem, odwrócił wzrok, potwierdzając jedynie moje przypuszczenia. Uśmiechnąłem się lekko do siebie, bo naprawdę słodkim wydawało mi się to, jak młodszy Black panicznie bał się przyznać do swojej sympatii.
– Może poprosisz go, żeby coś z tobą obejrzał? Na pewno się zgodzi. Przecież cię uwielbia.
– Skończ z tymi romantycznymi bzdurami – zganił mnie od razu, krzywiąc się z niesmakiem.
– Zawsze zbywasz mnie w ten sam sposób – dokuczyłem mu z uśmieszkiem. Prychnął jedynie, odwracając twarz, poirytowany.
Nagle obok nas przeszedł szybkim krokiem Will, wyraźnie czymś przejęty i może nawet przestraszony. Zanim zniknął za zakrętem, spojrzał na mnie z jakąś żałością.
– Ale jesteś irytujący – westchnął Regulus, również oglądając się na Reagana.
– Ale mnie w sumie… – zawahałem się, bo nagle usłyszałem brzdęk tuż nad sobą.
Uniosłem twarz, by zobaczyć jak jeden z żyrandoli leci nieuchronnie ku ziemi. Zdołałem jedynie otworzyć usta w zaskoczeniu i wielkim przerażeniu, które mnie sparaliżowało. Wydawało mi się, że czas zwolnił. Jednocześnie zaledwie chwilę później tkwiłem na posadzce metr dalej od roztrzaskanego żyrandola. Ten przykrył drobne ciałko, którego dłonie czułem na sobie jeszcze przed chwilą, gdy przepychały mnie na bok.
Byłem ogłuszony potwornym hukiem, który wciąż wibrował w mojej głowie. Widziałem jednak, jak uczniowie wstają przerażeni, nauczyciele przepychają się przez tłum, by interweniować, a wkrótce poczułem też, jak Regulus zaciska ręce na moich ramionach. Uniosłem na niego oczy, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Widziałem, jak otwiera usta i coś mi tłumaczy, ale żadne z jego słów nie doszło moich uszu.
Zwróciłem więc uwagę na Quinta, który zaklęciem unosił żyrandol z ciała nieprzytomnej dziewczyny.

Siedziałem na korytarzu przed Skrzydłem Szpitalnym, czekając, aż któryś z profesorów wyjdzie z pomieszczenia. Obok mnie znajdowali się obaj bracia Black. Syriusz zdecydował przyjść ze względu na mnie, a Regulusowi, tak jak mnie, kazał zjawić się Quint. Z niecierpliwością przysłuchiwałem się jakimkolwiek dźwiękom ze środka, kręcąc się co chwila. Na dworze robiło się już ciemno, więc nie zostało mi wiele czasu. Pozostało mi wierzyć, że McGonagall wciąż jeszcze o mnie pamięta.
Mimo tego, że nie zostało mi wiele czasu, to nie pełnia tłukła mi się po głowie. Wciąż nie mogłem uwierzyć w to wszystko. Po pierwsze, sam żyrandol ze wspomnień wydawał mi się nierzeczywisty. Zaraz jednak karciłem się za to, widząc przed oczami niemal namacalne przygniecione nim ciało.
Dlaczego mnie odepchnęła?
– Remus.
Spojrzałem w zmartwione oczy Syriusza. Otrząsnąłem się z zamyślenia i spojrzałem na swoje ramiona, w które wbijałem paznokcie. Ułożyłem dłonie na kolanach i spuściłem wzrok.
– Nic mi przecież nie jest – warknąłem, rozdrażniony.
– Przestań się obwiniać…
– Jak mógłbym się nie obwiniać, Syriusz?! Przecież tylko dzięki niej nic mi nie jest, podczas kiedy ona…
– Och, litości. Wiedziała, co robi – odezwał się Regulus.
– Siedź cicho! – Zmierzyłem go spojrzeniem, zaciskając palce na materiale spodni. – Nie oczekuję od ciebie zrozumienia, ale przynajmniej się nie odzywaj.
Młodszy z braci uniósł dłonie w geście kapitulacji i mlasnął z niesmakiem. Znowu wycelowałem wzrokiem w posadzkę.
– Nie twoja wina, że żyrandol spadł – spróbował znów Syriusz. Westchnąłem i odwróciłem twarz, licząc, że on też przestanie gadać.
Przecież ja o tym wszystkim wiedziałem. Ale świadomość tego, że dziewczyna rzuciła mi się na pomoc, nie myśląc o sobie, zupełnie mną wstrząsnęła. Odetchnąłem głęboko, bo od natłoku myśli zapomniałem, że potrzebuję powietrza.
Nagle drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się. Od razu wystrzeliłem z krzesła, stając na równe nogi, i wpatrzyłem się w wychodzących z pomieszczenia: profesor Sprout, profesor McGonagall i profesora Quinta.
– Co z Poppy? – spytałem od razu, ściskając dłonie, aż pobielały mi kłykcie.
Nauczycielka zielarstwa westchnęła i oparła dłoń na swoim pulchnym policzku.
– Jeszcze się nie obudziła. Ale pani Collins mówi, że niebawem dojdzie do siebie. – Kobieta wyglądała na niesamowicie przybitą. – Nie wiedziałam, że się przyjaźnicie.
– Bo tak nie było – wyjaśniłem, zawstydzony. – Poznaliśmy się parę tygodni temu zupełnie przez przypadek.
– Wydaje mi się – zaczął nagle Quint – że panna Pomfey czuła się zobowiązana panu pomóc w ramach rewanżu za wasz ostatni ratunek.
– I co? Rzuciła się z tego powodu pod żyrandol?! Och, to wszystko nie ma sensu! – McGonagall pokręciła głową, równie smutna, co niezadowolona. – Nie warto snuć teraz domysłów. Jak dziewczyna się obudzi, sama nam powie.
– Wolałabym jednak usłyszeć, co się dokładnie wydarzyło, od naocznych świadków. – Profesor Sprout spojrzała na mnie, a następnie przeniosła wzrok na Regulusa.
– Pan Lupin został niestety pilnie wezwany – powiedziała z pewną dozą ostrożności McGonagall. – Dopilnuję jednak, żeby zjawił się w twoim gabinecie jak najprędzej.
– Nie rozumiem, Minerwo – wyjaśniła zmieszana czarownica, ale wkrótce, widząc chyba stanowcze spojrzenie nauczycielki transmutacji, skinęła jedynie głową i podeszła do młodszego Blacka. – Proszę, chodź ze mną. Ciebie też zapraszam, Gregory.
Quint drgnął lekko, otrząsając się z własnych rozmyślań i przeniósł podejrzliwy wzrok ze mnie na profesor Sprout. Niechętnie udał się za nią, nie oglądając się na nas jednak.
– Dziękuję, pani profesor. – Spuściłem wzrok.
– Nie masz czasu na podziękowania, Remus. – Czarownica pokręciła głową, spoglądając na Syriusza. – Pana zapraszam za mną – dodała, po czym udała się w przeciwnym kierunku, niż reszta nauczycieli. Syriusz zwlekał jeszcze chwilę i nagle pochylił się, by złożyć pocałunek na moim policzku.
– Powodzenia – szepnął, klepiąc mnie po ramieniu, i potruchtał za kobietą.
Złapałem się za policzek i, nim puściłem się biegiem w stronę błoni, zerknąłem jeszcze na zatrzaśnięte drzwi Skrzydła Szpitalnego.

* * *
Ale żałość, ilość błędów w tym rozdziale była zastraszająca. Mam wrażenie, że musiałam napisać go od nowa. Brawo dla bety, naprawdę. Dziękuję ci, Piracie, za cierpliwość i zaangażowanie.
Słuchajcie, mam złą wiadomość: kolejna część pojawi się najwcześniej w pierwszym tygodniu maja. Do końca kwietnia muszę odesłać pierwszy rozdział licencjatu, a jestem w lesie – biegam w amoku między drzewami i wyję do księżyca. Proszę o wyrozumiałość.
Jestem strasznie ciekawa waszej reakcji na ten rozdział. Wiele się wydarzyło, co? Parę postaci zostało pokazanych w nowym świetle i ogólnie trochę się pozmieniało i wpadło głębiej w intrygę. Bardzo proszę o opinie.

19 komentarzy:

  1. Ohayo!
    Jak mogłaś przerwać w takim momencie? Tyle czekałam na tę pełnie ty zły człowieku..

    Nie mogę się doczekać kolejnej części. Szkoda że dopiero w maju, ale dla ciebie poczekam nawet do czerwca! Bo ja Cię KOCHAM! Tak, wiem że już to mówiłam, o czym pewnie nie wiesz, bo pisałam to pod jednym ze starszych rozdziałów... No nieważne...
    Mówiłam już że czekam na next część? Tak? To powiem jeszcze raz... Nie mogę się doczekać kolejnej części!!! Piszesz najlepsze FF z HP na świecie ( a ja jestem lizusem B) )Powinnaś napisać książkę! I mam małe pytanko... Czy mogę sobie wydrukować to cudo? Wtedy nawet kiedy nie będę miała internetu, będę mogła czytać :3
    Dobra... Nie wiem co mogę jeszcze napisać więc po prosu Cię pozdrawiam cieplutko ( tak wiem że zbliżają się wakacje )
    Akhime ^~^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze jedno... Byłam PIERWSZA!!!
      Pozdrawiam jeszcze raz
      Akhime ^~^

      Usuń
    2. Chciałam przerwać to pasmo niepokojących wydarzeń i dać wam odrobinę czasu na rozmyślania. Głównie dlatego, że strasznie lubię, jak staracie się domyślić, co stanie się następne.
      Śledzę statystyki bloga cały czas, więc oczywiście znalazłam twój komentarz i nawet na niego odpowiedziałam :)
      Dziękuję za miłe słowa, naprawdę straszną frajdę sprawia mi świadomość, że do kogoś trafia to, co piszę.
      Oczywiście, śmiało wydrukuj sobie tekst, tylko nie wydawaj go, proszę, pod własnym nazwiskiem ;) Będzie to trochę papieru i tuszu, no i od razu mówię, że rozdziały będą na bieżąco poprawiane przez betę. Stan poprawek możesz zobaczyć w zakładce 'Ogłoszenia', ale i tak cały czas wyszukujemy nowe błędy w poprawionych rozdziałach. Uwierz mi, tekst zmienia się nie do poznania.
      Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie,
      M.P.

      Usuń
    3. Narazie wydaje mi się że Quint dowie się prawdy o Remusie i... Niewiem pomyślę nad tym jeszcze ^^
      Dobra to ja za chwilę pomyśle, ale teraz chciałabym podziękować za odpowiedź i zapewnić, że nie zamierzam niczego rozpowszechniać, a już na pewno nie pod swoim nazwiskiem :) I może poczekam z tym drukowaniem do zakończenia zakończenia opka... Do tego czasu przyrzekam zostać u twego boku do chwili w której powiesz że rzucasz pisanie, albo jeszcze dłużej ( no chyba że umrę ), oraz biernie komentować każdą notkę.
      Pozdrawiam serdecznie
      Akhime ^~^

      Usuń
  2. Wracam do komentowania~!
    Wyczekiwałam na Twój powrót baardzo niecierpliwie i mimo że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału (za co serdecznie przepraszam, taka gafa jezuuu) to bardzo cieszy mnie to, że jedno z moich ulubionych opowiadań wraca i to w najlepszym stylu.
    William jak zawsze uvndkdzl. Nie umiem go inaczej opisać, jest taki zajebiście kochany. Regulus też, ale William to jednak <3
    Dziewczyny mają teraz jakąś grubszą sprawę do przemyślenia i bardzo zastanawia mnie co to takiego jest. Peter tak bardzo zadowolony z towarzystwa dziewczyn ^^, a James jest bardzo bardzo smutny, bo Will woli posówać młodszego z braci Black, niż spędzać z nimi czas. Co za misiaki *_*
    Quint taki jak zwykle i tak jak zwykle nie mam pojęcia o co mu w ogóle chodzi... I jeszcze z tym żyrandolem, on zawsze jest tam, gdzie coś się dzieje. Podejrzane~
    Dziewczyna, która uratowała remusa, to jest ta co tam coś z kolesiem od fortepianu? (Jak on tam miał na imię?)
    Pełnia pełnią, kompletnie o niej zapomniałam. Ale nagły powrót Wolframa dosadnie mi o niej przypomniał. Gówniarz jeden!
    Bardzo fajny rozdział ogólnie, a jak trzeba poczekać to oczywiście, że poczekam. Zdrówka, powodzenia z tym czymś, co tam piszesz i do następnego~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poppy Pomfrey, czyli ta dziewczyna, co tam coś z kolesiem od fortepianu (Shon), jest bohaterką wyciągniętą z sagi HP. Nie wymyśliłam jej :)
      Wolfram pojawia się co jakiś czas i będzie się pojawiał. Jego wątek jeszcze musi dojrzeć.
      Niestety jestem zmuszona zająć się licencjatem, ale postaram się wydać, jak najprędzej będę mogła.
      Pozdrawiam,
      M.P.

      Usuń
  3. Kochana,
    właśnie sobie przypomniałam, że przeczytałam rozdział, ale go nie skomentowałam. Nie komentuj mojego zapłonu :D
    Faktycznie, w rozdziale sporo się działo i nie wiem, od czego zacząć komentarz. Może od tego, że uwielbiam McGongall, niby jest ona postacią drugoplanową, ale ma genialny charakter, który wspaniale udało ci się oddać :)
    Po drugie, Quint strasznie mnie irytuje, ale to chyba miałaś na celu. Jakoś nie potrafię znieść tej postaci, choć ciekawi mnie, co się za nim kryje – bo mam wrażenie, że coś ukrywa.
    No i po trzecie, Poppy. Co ją tknęło, żeby ratować Remusa własnym kosztem? Zwykłe sumienie czy coś więcej? Możliwe, że coś wyleciało mi z głowy, ale ta dwójka raczej nie była specjalnie bliskimi przyjaciółmi.
    I na koniec: bardzo podobał mi się w tym rozdziale Reglus. I jego zamiłowanie go kina było świetne :)
    No cóż, komentarzem się specjalnie nie popisałam, ale jakoś nie mam do tego głowy, zwłaszcza, że wciąż bardzo dokładnie pamiętam, iż muszę się uczyć francuskiego, którego po prostu nienawidzę.
    Rozdział bardzo mi się podobał i niecierpliwie czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam gorąco,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz. Wiele rzeczy, mam nadzieję, wkrótce się wyjaśni, chociaż być może większość z was ma większe nadzieje i wyszukuje intrygi, które zostaną rozwiązane w znacznie prostszy sposób.
      Ja też wiele bym dała, żeby nie robić tego, co muszę, a móc robić to, co chcę. Okropnie jest na trzecim roku, słowo daję.
      Pozdrawiam serdecznie,
      M.P.

      Usuń
  4. Uwielbiam twoje fanfiction. W jeden dzień przeczytałam wszystkie udostępnione rozdziały... i jestem pod wrażeniem. Jestem pod wrażeniem twojego Remusa. Twojego Syriusza. Twojego Regulusa. Twojej Lily. Nie mam wątpliwości, że jest to jeden z najlepszych blogów, jakie czytałam, więc dam ci dobrą radę: nie przestawaj pisać. Nie przestawaj pisać, bo inaczej twoi fani (w tym ja), znajdą cię i zmuszą do dodania kolejnych rozdziałów. Napisałaś wspaniałą historię i nie mogę doczekać się kolejnej części. Istny majstersztyk. Czekam z niecierpliwością.
    Pozdrawiam.
    M.B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobiło się trochę groźnie.
      Cześć, bardzo mi miło, że znalazłaś WG w odmętach internetu i strasznie się cieszę, że ta historia przypadła ci do gustu. Na pewno nie porzucę bloga, więc o to nie musisz się martwić. Jak już napisałam, jestem ostatnio strasznie zabiegana z powodu zbliżającej się sesji i obrony. Do tego pracuję.
      Myślę, że kolejny rozdział ukaże się pod koniec tygodnia, ale nic nie obiecuję.
      Pozdrawiam serdecznie,
      M.P.

      Usuń
  5. Hej, właśnie skończyłam czytać bloga i nie mogłam odpuścić sobie wtrącenia swoich trzech groszy :D
    Muszę przyznać, że choć początkowe rozdziały wypadły w moim odbiorze bardzo różnie, to widać ogromny progres, a ja jestem oczarowana opowiadaniem.
    Bloga gdzieś znalazłam, na początku patrzyłam na niego dość sceptycznie, przez plakietkę "yaoi", która gdzieś tam mi mignęła. Opowiadania tego typu mają tendencję do spłaszczania charakterów i motywów postaci. Jedne postaci są słodkie (i to by było na tyle, jeśli chodzi o ich charakter), a inne są tajemnicze i palą fajki (i to by było na tyle, jeśli chodzi o ich charakter). Tutaj początek też tak się zapowiadał. Słodki Remi, arogancki Syriusz. Natomiast później widać jak postaci się rozwijają, układają się w twojej głowie jako indywidualne jednostki, za to ogromny plus.
    Najbardziej jestem pod wrażeniem właśnie różnorodnością postaci. Pomimo tego, że Syriusz i Regulus są typem "tych złych", to wcale nie mają tego samego charakteru. Mam wrażenie, że nie do końca miałaś pomysł na Lucjusza (kanonicznie wcale nie był tępym osłem). Poza tym trochę przeszkadza mi gejowanie heteroseksualnych chłopaków, jak James na przykład. Faceci nie czochrają kolegów po głowie, nie całują się nawzajem w czoło i nos. Takie sceny często sprowadzają mnie na ziemię, po osiągnięciu czytelniczej euforii.
    Mam nadzieję, że niedługo rozwinie się wątek Wolframa, jego listu i "Mogłem nie odpuszczać, oszczędziłbym sobie w przyszłości wielu zawodów". No i czekam z niecierpliwością na mapę huncwotów, rozwój relacji Williama z Regulusem, świąt, może dowiemy się o co chodzi z Dorcas, Quintem i wszystkim.
    Generalnie, nie wierzyłam, że będąc dorosłą osobą mogę znajdę opowiadanie o gejuchach, w którym się zakocham. Wiadomo, nie można generalizować, ale dzięki twojej pisarskiej dojrzałości w kreacji po raz pierwszy od wielu lat nie mogłam oderwać się przez trzy dni od czytania. Dosłownie, przeleżałam trzy dni w łóżku, czytając niemal non stop. Uwielbiam to uczucie niepewności, ciekawość, ekscytację. No po prostu, cud, miód.
    Masz prawo być mega dumna ze swojego dzieła i życzę Ci chęci, weny i czasu do tworzenia i porywania mugoli do twojego kolorowego magicznego świata. Pomimo, że mnie zmuszasz do tęsknoty za Syriuszem, Remusem, Regulusem (<3), Jamesem, Lili i całą resztą cudownych postaci, sto punktów dla Gryffindoru za to opowiadanie. Całuję i ściskam mocno <3
    Rysz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku powiem, że bardzo się cieszę, że postanowiłaś wtrącić swoje trzy grosze, bo właśnie na takie gorzko-słodkie (chociaż ten i tak jest dla mnie w 90% słodki) komentarze czekam.
      Rozumiem twoje mieszane uczucia, dotyczące pierwszych rozdziałów, naprawdę. Kiedy zdecydowałam się na pisanie bloga, byłam jeszcze bardzo niedojrzała emocjonalnie i seksualnie. Miejscami można powiedzieć, że miałam trochę nasrane we łbie. Założyłam bloga jak miałam 15 lat, nie twierdzę, że teraz jestem super dojrzała i super dorosła, ale jednak 22 lata na karku zobowiązują do patrzenia na świat pod zupełnie innym kątem.
      Dobrze wiem, z czym kojarzy się słowo yaoi i zupełnie świadomie się nim posługuję. Wiem po prostu, czego szukają w sieci nastolatki. I bardzo chcę, żeby szukając treści, które często oferują jedynie płaskie rozwiązania fabularne i bohaterów, a także – o zgrozo! – bardzo nieodpowiednie przesłania gloryfikujące związki i zdarzenia niedopuszczalne i godne potępienia (nieśmiertelne: gwałt, pedofilia, syndrom sztokholmski, toksyczny związek i kto jeszcze wie, co innego), te właśnie nastolatki, i nie tylko, natrafiły na blog przekazujący, mam nadzieję, pozytywne treści, które otwarcie mówią, że można się kochać w sposób niebudzący zastrzeżeń (chociaż nadal niektórzy zarzucają mi, że Syriusz jest pedofilem).
      Zaczynając pisać, w głowie miałam przede wszystkim wizję rodem z gejowskich anime (głównie wzorowałam się na Junjou Romantice), które teraz, z perspektywy czasu, uważam za infantylne i niezgodne z rzeczywistością, a często także z moim własnym sumieniem. Dlatego pierwsze części są takiej, a nie innej jakości. Postanowiłam je jednak zostawić, bo po 7 latach prowadzenia bloga, wracanie i poprawianie wszystkich błędów z przeszłości mijałoby się z celem. Poza tym pewnie stworzyłoby to zupełnie inną historię.
      Lucjusza nie zdążyłam jeszcze do końca rozbudować po tym, jak zmieniłam trochę kierunek, w którym zmierza opowiadanie. Ale nadal zamierzam przedstawiać go jako niekoniecznie inteligentnego typa. Nie dlatego, że uważam, że na to zasługuje. Po prostu taką mam koncepcję. Nadam mu po prostu (a przynajmniej mam nadzieję) wielowymiarowość, której do tej pory trochę brak jego osobowości. Ale to wszystko w swoim czasie. Mam nadzieję, że do niego też się przekonasz, mimo że zupełnie nie odpowiada twoim wyobrażeniom i kanonowi.
      Co do gejowienia heteroseksualnych postaci: chyba zostało mi to ciągle ze starego stylu pisania. Jeśli chodzi o Jamesa, to jego zachowanie można zawsze wytłumaczyć tym, że dorastał w takim, a nie innym środowisku i przejmuje zachowania kolegów jako zupełnie naturalne. Ale to mocno naciągane, wiem. Poza tym moje opowiadanie niestety zawiera strasznie mało postaci hetero. Wydaje mi się, że można je policzyć na palcach dwóch rąk. Trochę dziwnie się z tym czuję, jak o tym myślę.
      Wątek Wolframa niestety jeszcze przez dłuższą chwilę będzie stał w miejscu. Co do reszty: wątki regularnie będą się rozwijać. Jedne szybciej, drugie trochę wolniej, ale skutecznie.
      Strasznie się cieszę, że moje pisanie dostarczyło ci tylu pozytywnych emocji i mam nadzieję, że to się nie zmieni wraz z kolejnymi rozdziałami. Liczę na to, że wkrótce będę mogła nareszcie usiąść i dokończyć nowy rozdział. Właściwie jestem teraz na etapie zamykania wszelkich spraw związanych z uczelnią, więc liczę na to, że w przeciągu paru tygodni (dwóch/trzech?) świeża część wjedzie na bloga.
      Zachęcam cię również do dołączenia do fanpejdża na fejsbuku lub instagramie albo wpisania się do newslettera (ramka subskrybuj poniżej postów). Będziesz wtedy natychmiastowo powiadamiana o publikowaniu nowych części.
      Pozdrawiam z całego serca i dziękuję za komentarz.
      M.P.

      Usuń
  6. To znaczy, ja myślę, że posługiwanie się nieodpowiednimi treściami nie zawsze musi być nieodpowiednie i je gloryfikować. Chociaż kiedyś w sieci natknęłam się na yaoi Snape z Harrym, albo, o zgrozo, Dumbledore z Harrym czy Voldemort z Harrym xdxdxddxd
    Chyba się cieszę, że nie zagłębiłam się w te treści.
    I ja to w sumie lubię jak jest smutno, żyć się nie chce i w ogóle. Sama piszę i moje postaci wiodą najmarniejsze żywoty z możliwych. Oczywiście nie zachęcam do gnębienia Syriusza czy Remiego. Bym się zapłakała na śmierć.
    A Syriusz pedofil to najgłupsza rzecz jaką słyszałam xd Dwa lata różnicy jest idealne. Co to w ogóle za pomysł xd
    Hahahah, jak byłam mała to też oglądałam ten cud japońskiej kinematografii, Junjou. Jeny, wstyd się przyznać. A potem też czytałam opowiadania na podobnym poziomie, o mamo. Aczkolwiek nie uważam, żeby twoje, nawet na początku mogło się równać z tymi najbardziej "mangowymi".
    Takich rzeczy w ogóle nie powinno się czytać. Uczenie dzieci tego, że można zachowywać się w tak pretensjonalny sposób powinno być karane. Że słodcy chłopcy nie jedzą ciastek, tylko od razu pochłaniają cały tort. Ech.
    Co do Lucjusza, to absolutnie nie narzucam ci mojej wizji czy sposobu widzenia Lucjusza. W końcu każdy z bohaterów kanonicznie był nieco inny niż twoje ich przedstawienie. Ale przyznam, że z jakiegoś powodu zawsze darzyłam starszego Malfoya sympatią. No, cóż, równie dobrze można darzyć sympatią postaci, których nie polubiłoby się w świecie realnym, przekonam się do niego.
    Tak apropo gejowania Hogwartu, to kiedyś było nawet takie forum pbf "Homo Hogwart" i o dziwo było dość popularne, każda porządna heteroseksualna dziewczyna mogła sobie stworzyć porządnego geja i spełniać swoje gejowskie zapędy i fantazje.
    I w ogóle to super, że cały czas jesteś na blogu i obserwujesz co się dzieje. Będę czekać z utęsknieniem na kolejny rozdział.
    Rysz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca to miałam na myśli i w stu procentach się z tobą zgadzam, a propos nieodpowiednich treści. Na jednym z forów rozwinęła się dyskusja na temat mojego bloga WG po godzinach, na którym umieszczone są między innymi fragmenty opowiadania z punktu widzenia Regulusa i Williama. Ktoś przyczepił się między innymi do tego, że William traktuje ludzi (akurat w tym przypadku kobiety, więc podniósł się jeszcze większy, pseudo-feministyczny krzyk) jakby byli zastępowalni. I automatycznie zostałam zjechana za to, że mam spaczone pojęcie o kontaktach międzyludzkich. Bo przecież to takie niespotykane, że poglądy autora nie pokrywają się z opinią wszystkich bohaterów opowiadania, nie? Ogólnie wydaje mi się, że zależy gdzie się trafi ze swoimi treściami. Niektórzy traktują wszystko zbyt serio, inni zupełnie opacznie rozumieją to, co chcesz przekazać, a inni na szczęście nie traktują opowiadań o gejach w Hogwarcie jak wyroczni.
      Ja w swoim krótko-długim życiu spotkałam się z samymi patologicznymi opowiadaniami o wolfstarze (Remus/Syriusz) po polsku, ale tobie radzę nie szukać potwierdzenia tej reguły w internecie, a wręcz odradzam.
      Nie widziałaś na szczęście pierwszych wersji początkowych rozdziałów, które jeszcze wegetują na onecie na moim starym blogu. Ale nic nie tracisz, uwierz mi.
      Ja też lubię Lucjusza, słowo :D Chociaż zwykle patrzę na niego z lekkim politowaniem. Irytuje mnie to, że nie wykazał się wystarczającym charakterem, by na przykład ochronić swoją rodzinę. Był w gruncie rzeczy niezłym tchórzem, a przynajmniej ja tak uważam. Według mnie Draco przerósł ojca jako człowiek. Ale być może nie mam racji, strasznie dawno czytałam książki, co od paru lat próbuję zmienić, jak na razie bez widocznego skutku. Można też traktować Malfoyów jako metaforę tego, co stało się z niegdyś światłymi rodami czystej krwi. Blackowie wymarli, ale Malfoyowie starali się jeszcze trzymać pion – w końcu stali się jednak skarlonymi, śmiesznymi ludzikami, które musiały porzucić swoją nieśmiertelną dumę, by przetrwać. Według mnie nie ma smutniejszego widoku niż upadek czegoś wielkiego, pięknego i dumnego. Łatwo poddaję się uczuciu, które czasem ludzie nazywają grozą i monumentalnością.
      Porządna heteroseksualna dziewczyna? A co to, te nieporządne – obojętnie co to znaczy – nie mogły stworzyć sobie porządnego (boziu, broń!) gejucha? :D
      Zawsze obserwuję bloga. Nie porzucam go, zawsze z uporem to powtarzam. Po prostu aktualnie nie mam czasu na spotykanie się ze znajomymi i czytanie blogów osób, którym to obiecałam, a co dopiero na napisanie kolejnego rozdziału. Wiem, że ta wymówka jest lekko naciągana i mogłabym pisać chociaż godzinę dziennie, tylko widzisz, pracuję jako copy writer i przy licencjacie. To oznacza, że piszę dosłownie cały dzień. Na myśl o pisaniu. nawet czegoś tak przyjemnego jak WG, mnie trochę mdli. Dlatego muszę zamknąć parę rozdziałów życia zawodowo-uczelnianego zanim wrócę z kolejnym rozdziałem. Ale z racji tego, że zajęcia już mi się skończyły, mam teraz więcej czasu. Także bądźmy dobrej myśli.
      Pozdrawiam,
      M.P.

      Usuń
  7. Baaaardzo długo mnie tu nie było, co nie oznacza, że zapomniałam. W notce napisałaś, że następny rozdział miał się pojawić już dawno temu, nie zaprzeczę, trochę mi smutno, ale zostaje mi dalej czekać.
    Na początku rozdział czytało mi się dość ciężko, ale to pewnie przez długą przerwę. Podoba mi się to jak związek Syriusza i Lupina jest ciągle uroczy, młodzieńczy, a jednocześnie dojrzały.

    CZEMU POPPY SIĘ RZUCIŁA. POPPY, NIE.
    CZEMU TO ZROBIŁAŚ.
    I czemu mam wrażenie, że ten żyrandol to spadł z powodu Willa?

    Czekam na następny! ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety następny rozdział będzie najwcześniej (ale niekoniecznie) na przełomie lipca i sierpnia.
      Do którego momentu ci się ciężko czytało i dlaczego? Chętnie nauczę się czegoś nowego.

      Usuń
  8. Bardzo przyjemnie się to czytało, masz talent :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Talent to nie wszystko, ale widać, że tutaj podparty jest naprawdę ciężką pracą

    OdpowiedzUsuń
  10. Talent to tylko początek, liczy się to co damy z siebie w dłuższej perspektywie.

    OdpowiedzUsuń